A A+ A++

Jeśli członkowie Hezbollahu myśleli, że najgorsze już za nimi, srodze się pomylili. Dziś doszło do kolejnej fali ataków za pośrednictwem urządzeń elektronicznych. Tym razem eksplodowały głównie krótkofalówki, ale także telefony komórkowe, czytniki odcisków palców, ogniwa fotowoltaiczne i… pagery. Już na wstępie trzeba zauważyć, że każdy członek Hezbollahu, który wciąż nosi pager, prosi się o kłopoty.

Do co najmniej jednej eksplozji doszło w trakcie pogrzebu jednej ofiar wczorajszej operacji. Ponownie większość wybuchów nastąpiła w południowym Bejrucie, w leżącej na obrzeżach miasta dzielnicy Dahija, uchodzącej za jeden z ośrodków władzy Hezbollahu. Doszło jednak do wybuchów także w innych miastach, między innymi w sklepie z telefonami komórkowymi w Sydonie na południu kraju.

Na niektórych zniszczonych krótkofalówkach widać logo japońskiej firmy Icom. Urządzenia zidentyfikowano jako model IC-V82.

Bilans podany przez libańskie ministerstwo zdrowia mówi o dwudziestu ofiarach śmiertelnych i co najmniej 450 rannych. Wczoraj zginęło dwanaście osób, w tym praw­do­po­dob­nie dwoje dzieci, a rannych zostało około 3 tysięcy osób (co oznacza korektę w dół względem wcześniejszych informacji). Większa liczba zabitych przy (niemal na pewno) dużo mniejszej liczbie użytych bomb jest prosta do wytłumaczenia: walkie talkie są większe niż pagery i można w nich ukryć większy ładunek wybuchowy. A poza tym – w przeciwieństwie do pagerów, które najczęściej przypina się do paska spodni – używa się ich bezpośrednio przy głowie.

Według Baraka Rawida z serwisu Axios atak za pośrednictwem wszystkich innych urządzeń miał zostać wymuszony okolicznościami pierwszego ataku. Kalkulacja była prosta: wewnętrzna służba bezpieczeństwa Partii Boga na pewno prędzej czy później odkryłaby, że nie tylko pagery zostały przemienione w pułapki. Trzeba więc było skorzystać z okazji jak najszybciej albo też na wieki wieków z niej zrezygnować.

Wynika z tego, że rację miał (jak zwykle) cytowany przez nas wczoraj Josi Melman, który krytykował użycie tak potężnego środka rażenia w sytuacji dalekiej od krytycznej. Drugiej okazji już nie będzie. Oczywiście możliwe, że było to przygotowanie do pełnoskalowej wojny z Hezbollahem i że za kilka dni pododdziały Cahalu rozpoczną natarcie w Libanie. Jeśli tak, cała ta operacja została przeprowadzona w krytycznej sytuacji, a posiadane środki spożytkowano właściwie. Jeśli jednak wojna nie wybuchnie, rację będzie miał Melman. Nie przymierzając – użyto bomby atomowej w charakterze fajerwerku.

Z ustaleń Rawida wynika, że celem operacji było przekonanie (czy raczej: zmuszenie) Hezbol­lahu do odcięcia się od Hamasu. Jerozolimie zależy obecnie nie tyle na rozbiciu Partii Boga, ile na tym, aby zaprzestała ostrzału północnego pogranicza za pomocą pocisków rakietowych. Bez tego kilkadziesiąt tysięcy ewakuowanych osób nie będzie mogło wrócić do domów. Hezbollah daje wszakże do zrozumienia, iż nie odpuści, dopóki Hamas nie przystanie na rozejm. Pociski Hezbollahu mają dokładnie ten sam charakter co wybuchowe pagery: mają zmusić przeciwnika do ustępstw.

Co wiemy o wczorajszych atakach?

W tym momencie musimy się zatrzymać i ponownie skupić na wczorajszych wydarzeniach. Przez minione dwadzieścia cztery godziny wyszły bowiem na jaw informacje, które pozwalają rzucić nowe światło także na to, co zdarzyło się dziś.

Przede wszystkim Hsu Ching-kuang, szef tajwańskiego przedsiębiorstwa Gold Apollo, którego logo widać było na zdjęciach niektórych zniszczonych pagerów, zdementował informacje, jakoby były to jego produkty. Firma udziela jednak licencji na użycie swojej marki innym producentom. Pagery to pod wieloma względami przeżytek, ale w tej stosunkowo niewielkiej niszy Gold Apollo jest globalnym potentatem. Sama firma Gold Apollo przez minione dwa lata wyeksportowała poza Tajwan 260 tysięcy pagerów.

Jak podaje Gold Apollo, lewe pagery, które trafiły w ręce Hezbollahu, miały być wypro­du­ko­wane przez węgierską firmę BAC Consulting KFT. Rzecznik węgierskiego rządu oświadczył jednak, iż urządzenia nigdy nie znajdowały się na terenie Węgier, a BAC Consulting było jedynie pośrednikiem w transakcji. Z kolei Hsu ujawnił też, że płatności od BAC były „bardzo dziwne”, ponieważ trafiały na Tajwan przez Bliski Wschód.

Wczorajszy atak objął około 5 tysięcy urządzeń – wyłącznie model AR924, kupionych przez Hezbollah na własne potrzeby dla stworzenia bezpiecznej wewnętrznej sieci łączności, jedno­stron­nie izolo­wanej od świata zewnętrz­nego (istnieją pagery umożli­wia­jące łączność dwu­kie­run­kową, ale AR924 może tylko odbierać wiadomości). Ta sieć właśnie przestała istnieć. Do najbardziej newralgicznych zadań Hezbollahowi pozostali jedynie kurierzy.

Oznacza to również, że mimo wszystko operacja była bardzo precyzyjna, naprawdę wymierzona w personel Hezbollahu, a nie po prostu w każdego, kto najzupełniej przypadkowo mógł wejść w posiadanie lewego pagera. Wskazują na to również niewielkie eksplozje; osoba postronna mogła zostać, dajmy na to, skaleczona kawałkiem plastiku, ale widać, że chodziło raczej o zminimalizowanie, a nie zmaksymalizowanie liczby ofiar śmiertelnych.

Firma Icom na razie nie ustosunkowała się do informacji, iż jej produkty wykorzystano w dzisiejszym ataku. Naj­praw­do­po­dob­niej wkrótce się dowiemy, że i w tym wypadku urządzenia nie trafiły w ręce bojowników bezpośrednio, ale zostały pozyskane okrężną drogą. Teoretycznie taka metoda powinna zapewnić większe bezpieczeństwo, gdyż zaciera ślady tego, skąd i dokąd trafia towar.

Analitycy wciąż sprzeczają się do dokładnej metody ataku. Obecnie najbardziej praw­do­po­dobna wydaje się wersja, wedle której w pagerach ukryto niewielkie ładunki wybuchowe, a jako zapalniki posłużyły baterie, które – we wciąż nieustalony sposób – zmuszono do przegrzania się. Udało się jednak ustalić już ponad wszelką wątpliwość, iż pagery trafiły do Libanu około pięciu miesięcy temu, a krótkofalówki – mniej więcej w tym samym okresie.

Tymczasem głosy, które słychać w Izraelu, nabierają bardziej wojowniczego tonu. Minister obrony Joaw Galant podczas wizyty w bazie lotniczej Ramat Dawid stwierdził, że środek ciężkości konfliktu przesuwa się z Gazy na północ, że przemieszczane tam są kolejne pod­od­działy i że Izrael rozpoczyna nową fazę wojny. A szef sztabu Cahalu, generał broni Herci Halewi, oświadczył, że Izrael jest zdeterminowany, aby umożliwić swoim obywatelom powrót do domów, i że dysponuje jeszcze innymi środkami, z których dotąd nie skorzystał.

Jutro oświadczenie – połączone z zapowiedzią krwawej zemsty – ma wygłosić sekretarz generalny Hezbollahu Hasan Nasr Allah. Echa wybuchających pagerów słychać też w Jemenie. Szefostwo Ruchu Huti nakazało swoim bojownikom zdać wszystkie urządzenia pozyskane za pośrednictwem Omanu i Iranu oraz zastąpić je starszymi egzemplarzami.

Aktualizacja (23.55): Zaktualizowaliśmy liczbę ofiar w czwartym akapicie na podstawie nowszych danych libańskiego ministerstwa zdrowia.

Trzeba jednak odnotować, że dziennikarz New York Timesa Ronen Bergman (autor wydanej także w naszym kraju książki Powstań i zabij pierwszy) uważa, iż faktyczna liczba zabitych w obu falach ataków jest jeszcze większa, tyle że Hezbollah trzyma ją w tajemnicy. Zdaniem Bergmana jednego i drugiego dnia mogło zginąć kilkudziesięciu członków Partii Boga.

Aktualizacja (19 września, 4.20): Icom wystosował krótkie oświadczenie, w którym zapowiada opublikowanie wyników trwającego już dochodzenia w sprawie eksplozji jego produktów.

Hassan Ghaedi / Fars Media Corporation

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułПейджери атакували вдруге – вибухи стались під час похоронів перших атакованих Ізраїлем
Następny artykuł“Konsekwencje będą nieuchronne”. Wojsko ostrzega szabrowników