Wycinki lasów, susza, brak małej retencji, nadmierna zabudowa nad rzekami. To wszystko złożyło się na rozmiary tragedii, ale kluczowe były katastrofalne w swoich natężeniu opady. Tak mówi w rozmowie z “Newsweekiem” Michał Marcinkowski, hydrolog i ekspert Instytutu Ochrony Środowiska – Państwowego Instytututu Badawczego. I zaznacza, że z trwającej powodzi już teraz powinniśmy wyciągać daleko idące wnioski.
Newsweek: Czy zalanie przez wodę Kłodzka, Stronia Śląskiego, Głuchołazów, Lądka-Zdroju i innych miast oznacza, że zawaliliśmy jako państwo i przespaliśmy wyciągnięcie wniosków z 1997 i 2010 roku?
Michał Marcinkowski: Nie można tak powiedzieć. Zwłaszcza po wielkiej powodzi z 1997 roku zostało zrobione dużo i jesteśmy dziś w zupełnie innym punkcie. Mamy zaawansowane systemy ostrzegania, rozwinięte modele matematyczne funkcjonowania zlewni, mamy wreszcie opracowane mapy zagrożenia i ryzyka powodziowego. Te wszystkie narzędzia dają nieporównywalnie lepsze podstawy do zarządzania kryzysowego w takich sytuacjach, jak obecna. Na pewno jesteśmy w innym miejscu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS