A A+ A++

Amerykański dziennik The Washing­ton Post opublikował wyniki śledztwa dzien­ni­kar­skiego, z którego wynika, że macki Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej sięgnęły wschod­nio­euro­pej­skiego półświatka przestępczego i organizacji z nim powiązanych. Dzięki gangom Teheran może likwidować przeciwników bez konieczności wysyłania agentów, którzy zmuszeni byliby do poznawania terenu, wtapiania się w lokalną społeczność i docierania do wrogów Islamskiej Republiki Iranu. A ewentualna ich wpadka groziłaby kompromitacją reżimu ajatollahów.

Organizacje przestępcze z Europy są na miejscu i nie potrzebują dużych środków pieniężnych ani też nie muszą poświęcać czasu na skom­pli­ko­wane planowanie logistyczne, które byłoby niezbędne w przypadku operacji realizowanych tysiące kilometrów od terytorium macierzystego wykonawcy. Jednym z podmiotów, z którymi Teheran ma utrzymywać stały kontakt, jest międzynarodowy klub motocyklowy Hells Angels Motorcycle Club, znany w popkulturze z używania motocykli firmy Harley-Davidson.

29 marca Puria Zeraati, dziennikarz londyńskiego (ale opłacanego przez Arabię Saudyjską) kanału infor­ma­cyj­nego Iran International, wychodząc z domu w londyńskiej dzielnicy Wimbledon, został czterokrotnie dźgnięty nożem w nogę. Przeżył prawdopodobnie tylko dlatego, że taki był cel zamachu. Sprawcy – było ich przynajmniej dwóch – mieli dość czasu, aby Zeraatiego porwać albo po prostu zabić na miejscu, zadając mu precyzyjny cios w serce.

Zeraati, prowadząc cotygodniowy program, który zyskał wielo­milio­nową widownię w Iranie, stał się niewygodny dla ajatollahów. Zamach był wyraźnie obliczony na wywołanie strachu wśród podobnych mu dziennikarzy. Zachowano też resztki rozsądku, gdyż Zeraati ma też obywatelstwo brytyjskie. Jego zabójstwo miałoby więc dalej idące skutki dyplomatyczne.

Oczywiście zagrożenie dla Iran International nie pojawiło się z dnia na dzień. Londyńska policja metro­poli­talna powzięła wiele środków ostrożności, w tym zapewniła ochronę pracownikom i siedzibie stacji, a w ubiegłym roku, na okres siedmiu miesięcy, przekonano ją nawet do tymczasowej prze­pro­wadzki do Waszyngtonu. Również w ubiegłym roku funkcjonariusze zatrzymali podejrzanego, który obserwował wejścia do siedziby Iran International.

Zeraati wielokrotnie otrzymywał pogróżki od środowisk przestępczych. W listopadzie 2022 roku do jego żony, agentki nieruchomości, przed londyńskim klubem fitness podeszło dwóch mężczyzn, którzy wyglądali na motocyklistów. Zakomunikowali jej, że wiedzą, gdzie mieszka i zagrozili pozbawieniem życia jej męża.

Środki ostrożności na nic się zdały. Zresztą zwykle luki w zabez­pie­cze­niach można znaleźć w powszechnie dostępnych środkach masowego przekazu lub rutynie. Przede wszystkim dokładny adres dziennikarza można było znaleźć w internetowych rejestrach nieruchomości. Drugim słabym punktem był harmonogram emisji — jeden cotygodniowy program emitowany w piątkowe wieczory – wskazywał na przewidywalny schemat dojazdów.

Tymczasem brytyjscy śledczy ustalili, iż napastnicy nie pochodzili z Iranu i nie mieli żadnych zauważalnych powiązań z tamtejszymi służbami. Jeśli jednak nie przybyli znad Zatoki Perskiej, to skąd?

Okazuje się, że byli przestępcami z Europy Wschodniej, którzy napotkali niewiele przeszkód podczas kontroli bezpieczeństwa na lotnisku Heathrow, spędzili wiele dni na śledzeniu Zeraatiego, a następnie odlecieli z Wysp Brytyjskich zaledwie kilka godzin po zamachu. Co ciekawe, na ulicy, przy której stoi dom dziennikarza, nie było żadnej kamery, co w porównaniu z liczbą środków monitoringu w całym Londynie jest zdumiewające. Urządzenia nagry­wa­jące w domu Zeraatiego usunęli rok wcześniej funkcjonariusze policji.

– Nie mamy do czynienia ze zwykłymi podejrzanymi – powiedział Matt Jukes, szef policji antyterrorystycznej w Wielkiej Brytanii i zastępca komisarza ds. operacji specjalnych w Scotland Yardzie.

Ponad pięć miesięcy później bandyci, którzy zaatakowali Zeraatiego, pozostają na wolności. Zostali ziden­ty­fi­ko­wani i prześledzono ich podróże do krajów Europy Wschodniej, ale do tej pory nie zostali zatrzymani. Służby bezpieczeństwa ich krajów pochodzenia współpracują z brytyjskimi władzami, ale na razie bez skutku.

Taktyka, którą The Washington Post nazywa długim ramieniem represji, ma polegać między innymi na wykorzystaniu gangów, aby atakować wygnanych dysydentów, dziennikarzy i obrońców praw człowieka w Stanach Zjednoczonych, Europie i na Bliskim Wschodzie.

W Libanie czy Syrii albo Iraku Teheran działa poprzez milicje szyickie. W świecie zachodnim jest to bardzie kosztowne i bardziej ryzykowne. Dlatego Teheran do likwidacji (lub zastraszania) wrogów wybrał drogę zlecania zabójstw organizacjom przestępczym. Krótko mówiąc: reżim płaci i oczekuje skutków, a cała warstwa organizacyjna spada na wykonawcę.

W gronie współpracowników Teheranu pozostawali lub ciągle pozostają nie tylko Hells Angels, ale też inne gangi motocyklowe czy osławiona rosyjska sieć mafijna znana jako wory w zakonie. Biorąc pod uwagę rozstrzał ideologiczny pomiędzy ultra­kon­ser­wa­tywną teokracją a gangiem przestępczym, można stwierdzić, że siła pieniądza jest bardzo duża.

Za koordynację tych działań odpo­wia­dały Siły Ghods, elita Pasdaranów, i ministerstwo wywiadu. Kluczowym ogniwem miał jednak być irański baron narkotykowy Nadżi Szarifi Zindaszti (za którym jest wydany list gończy Federalnego Biura Śledczego). Według WaPo to właśnie on wynegocjował z kanadyjskimi Hells Angels kontrakt o wartości 350 tysięcy dolarów na zamordowanie irańskiego dysydenta i jego żony, mieszkających pod przybraną tożsamością w amerykańskim stanie Maryland.

Amerykańscy dziennikarze powołują się na wywiady z wysokimi rangą urzędnikami, setki stron akt sądowych w Stanach Zjednoczonych i Europie, a także dodatkowe doku­menty postę­powań przy­go­to­waw­czych uzyskane przez WaPo od służb bezpieczeństwa czy organów ścigania. Jak wynika z tych źródeł, Iran, korzystając z wynajętych płatnych zabójców z podziemnego świata przestępczego, zlecił przygotowanie zabójstw wielu niewygodnych osób.

Wśród nich mieli znaleźć się także irańsko-amerykańska dziennikarka Masih Alineżad mieszkająca na wygnaniu w Brooklynie (znana przede wszystkim z nawoływania do zablokowania Chameneia na Twitterze), aktywistka na rzecz praw kobiet w Szwajcarii, aktywiści LGBTQ+ w Niemczech i co najmniej pięciu dziennikarzy z Iran International, a także dysydenci i krytycy reżimu w kilkunastu innych krajach.

Sięgnięcie przez Pasdaranów po takie środki ma źródło w kilku czynnikach. Pierwszy to taniość takich usług w porównaniu z koniecznością wysłania na miejsce swoich ludzi. Co więcej, ryzyko porażki jest minimalne, tak samo jak jej skutki. Nie traci się własnych wyszkolonych agentów, tylko nic nieznaczących członków jakiejś organizacji spoza kręgu kulturowego. Ryzyko ujawnienia tajemnic państwowych jest nikłe, co sprawia, że korzystanie z tej specyficznej formy outsourcingu będzie się utrzymywać na zaawan­so­wa­nym poziomie. Czy w ten sposób mogłaby zginąć zdecydowanie wyżej postawiona osoba? Czy mógłby być to przyszły prezydent Stanów Zjednoczonych?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOpole szykuje się na wielką wodę. We Wrocławiu alarm przeciwpowodziowy
Następny artykułЗеленський назвав кількість бригад ЗСУ, які потребують західної зброї