Po siedmiu latach Dorota Masłowska wraca z nową powieścią, którą można też czytać jak zbiór opowiadań połączonych wspólną nicią. Cały czas mąci w języku, ale tym razem oszczędniej, bez nieustannych fajerwerków.
Newsweek: Mieszkamy w tanim rozpadającym się hotelu. To obraz rzeczywistości, który wygenerował mi się, kiedy czytałam opowiadanie “List znaleziony w butelce po fancie”. Opowieść o kobiecie, która spotyka się na seks z facetem w hotelowym pokoju. Tłem jest rozsypujące się miasto, spod którego wychodzą trupy przeszłości. Świat w stanie przejściowym. Atmosfera nieustannej przemiany nadal nam towarzyszy. Jakbyśmy tkwili w wielkim centrum recyklingu, które przywołujesz na kartach nowej książki.
Dorota Masłowska: Pisałam to wszystko, będąc na rezydencji w Szwajcarii, gdzie moja polskość i polskie uwarunkowanie wyobraźni szczególnie się we mnie aktywowały. Mogłam uczestniczyć fizycznie w tym estetycznym, neutralnym, zdrowym życiu, a jednocześnie tym mocniej zanurzać się w swój wewnętrzny, zupełnie inaczej ukształtowany krajobraz. Szwajcaria to anty-Polska. Na każdym poziomie: porządku, wygładzenia, wyczyszczenia ze zbędnych elementów chaosu i procesu gnilnego. Tam do mnie dotarło, że my z takim procesem gnilnym żyjemy równolegle na co dzień.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS