Początek roku szkolnego upływa pod znakiem m.in.
sporu o lekcje religii w szkołach, a raczej o nowe zasady ich organizacji.
Ocena nie będzie już liczyła się do średniej. Te zmiany spowodują
„wyprowadzenie” religii ze szkół, czy są adekwatną odpowiedzią na zmieniające
się czasy?
Warto zastanowić się na ile spór o szkołę – a w
tym kontekście również o odbywające się w niej lekcje religii – jest sporem
politycznym, a na ile aksjologicznym i światopoglądowym. Myślę, że niestety każdym
po trochu, ale żaden z nich szkole nie służy. Oczywiście religii uczy się w
niej od dawna. Ale dzisiaj musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy szkoła
powinna kształtować światopogląd, czy dostarczać obiektywnej, opartej na przesłankach
naukowych wiedzy. Ja pierwszy z tych wariantów uważam za niekorzystny. Bo
dlaczego jedna religia ma dominować nad nimi? To pytanie wydaje się zasadne
również w kontekście napływu dziesiątek tysięcy nowych uczniów z Ukrainy, w większości
przecież prawosławnych. Uważam, że to poszczególne szkoły czy środowiska
lokalne powinny decydować, czy w placówce prowadzona jest nauka religii. Jeśli
uczniowie, nauczyciele i rodzice będą tego chcieli – proszę bardzo. Jeśli nie,
powinna ona wrócić do salek katechetycznych. Na pewno nie być zaś odgórnie
narzuconym przedmiotem, z którego ocena liczy się do średniej. Zrozumiałbym,
gdybyśmy rozmawiali o przedmiocie takim jak nauka o religii czy
religioznawstwo, ale w jaki sposób ocenić, czy ktoś jest „wystarczająco” zaangażowany
w zajęcia o charakterze światopoglądowym? Poza tym jeśli są one finansowane
przez państwo, to powinno ono – podobnie jak w przypadku etyki – mieć wpływ na
przekazywane w ich ramach treści. Dzisiaj nie podlega to kontroli zewnętrznej.
Czytaj więcej
Krzyżak: Po co minister Nowacka wywołała wojnę o religię?
Przez lata PiS wykorzystywało Kościół do działalności politycznej. Paradoksem jest, że dziś robi to także lewica. Wojna o religię, którą wywołała minister Barbara Nowacka i którą nieustająco podtrzymuje, jest tego namacalnym dowodem.
Ograniczony jest napływ do zawodu młodych
nauczycieli. Dla tych już pracujących MEN chciało wywalczyć dziesięcioprocentowe
podwyżki, ale ostatecznie mają dostać tylko pięć procent – tyle, ile cała „budżetówka”.
Czy jeśli żaden rząd nie „dowiezie” tematu, w szkole nie będzie miał kto uczyć?
Choć sam uważam, że dojrzali nauczyciele nie są gorsi
– znam wielu starszych i wybitnych oraz wielu młodych, którzy nigdy nie powinni
wykonywać tego zawodu – wiem, że szkoła wymaga zmiany kadr. Niestety obecny
model kształcenia nauczycieli-przedmiotowców na wydziałach matematyki, chemii,
fizyki czy filologii jest przestarzały. Ci współcześni powinni przygotowywać się
do zawodu na wydziałach nauczycielskich, a nie specjalistycznych. Mieć tam o
wiele więcej zajęć z psychologii, pedagogiki – również specjalnej, wiedzy o
mediach, komunikacji społecznej, a nie tylko zdobyć wiedzę źródłową z danego
przedmiotu. Czym innym jest bowiem posiąść tę na temat fizyki, a czym innym
umieć ją przekazać. Powinni być nie tylko dydaktykami, ale też coachami, bo tak
dzieje się już w wielu miejscach na świecie. Wówczas umieliby tworzyć w szkole środowisko,
w którym dzieci i młodzież uczą się, a nie tylko przyswajają przekazywane im
informacje. Rozwijaliby ich umiejętności potrzebne do życia społecznego, ideę solidaryzmu
i pomocniczości, pomagaliby przyswajać podstawowe wartości, które gdzieś po
drodze nam umkn … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS