Twórcy i przede wszystkim aktorka Agnieszka Przepiórska podjęli się karkołomnego przedsięwzięcia: w ciągu 80 minut opowiadają historię życia nietuzinkowej kobiety, która na przekór wszystkim zaistniała w polskiej kulturze lat 30. i mogła zostać wybitną poetką. Spektakl “Ginczanka. Przepis na prostotę życia”, którego premiera odbyła się 8 lutego w Teatrze na Plaży w Sopocie, choć nieco za długi, jest dowodem na to, że życiorys może stać się kanwą fascynującego przedstawienia.
Z jednej strony to opowieść bardzo zwyczajna – młoda dziewczyna przejawia talent i chociaż spotyka się z nieufnością i protekcjonalnym podejściem bardziej doświadczonych, to niezrażona tym chce osiągnąć sukces. Szybko okazuje się, że nieco szalony pomysł, by napisać do niekwestionowanego guru polskiej poezji tamtych czasów – Juliana Tuwima – był strzałem w dziesiątkę. Tuwim otacza młodziutką Zuzię (wtedy jeszcze znaną jako Zuzanna Polina Gincburg) opieką, otwierając jej drzwi do kariery.
Reprtuar Teatru na Plaży
Zuzanna budzi emocje, bo oprócz talentu poetyckiego zachwyca również urodą. Nic dziwnego, że po przeprowadzce do Warszawy ma dziesiątki adoratorów. Odrzuceni bez pardonu atakują dziewczynę, podobnie jak zazdrosne o jej powodzenie kobiety. Jest brunetką o ciemnej, “cygańskiej” karnacji i Żydówką polskiego pochodzenia, chociaż wychowaną w Równem na Wołyniu przez babkę Klarę. Przez to Ginczanka w czasach dojrzewania ruchu nazistowskiego i segregacji rasowej skazana była na liczne złośliwości i szykany. Wszystko to z detalami ciekawie opisał Piotr Rowicki, a zgrabnie wyreżyserowała Anna Gryszkówna.
Pomysł na spektakl, przygotowany wspólnymi siłami przez Teatr na Plaży w Sopocie i Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie (przedstawienie grane będzie naprzemiennie w obu lokalizacjach), opiera się na tym, by jak w soczewce skupić historię Zuzanny Ginczanki, wkomponowując w jej życiorys jej twórczość poetycką. Dzięki temu spektakl “Ginczanka. Przepis na prostotę życia” to monodram poetycki, ale bardzo daleko mu do wieczorku poetyckiego, chociaż wierszy Ginczanki w całości (jak wstrząsający i najsłynniejszy “*** Non omnis moriar”) czy też we fragmentach w tekście Piotra Rowickiego jest wiele. Przybliżają one widzom bohaterkę spektaklu, jej myślenie o świecie, niwelując dystans między widzami a bohaterką przedstawienia.
Aktorka Agnieszka Przepiórska świetnie się czuje w formie monodramu i w bezpośrednim kontakcie z widzem, czego dała wcześniej przykład w obsypanym nagrodami, przejmującym “Tato nie wraca” czy w niedawnym, dowcipnym “Kocham Bałtyk” – oba można było zobaczyć w Trójmieście. W “Ginczance…” Przepiórska z wdziękiem za pomocą prostych środków – postawy ciała, intonacji czy tańca – świetnie odmalowuje historię swojej bohaterki. Najwięcej świeżości mają sceny, w których Przepiórska gra na głosy – m.in. podczas rozmów z babcią czy z redaktorem naczelnym “Wiadomości literackich”.
Przepiórskiej ubranej w jednoczęściowy strój do tenisa (jednej z pasji Ginczanki) udaje się przekazać zaraźliwą radość z życia młodej poetki (na przykład, gdy Zuzanna trafia do Warszawy). Jako kredo artystyczne poetki uznano wiersz, którego tytuł znalazł się w tytule spektaklu – “Przepis na prostotę życia”. Autorka zdradziła w nim swój przepis na szczęście: “Łapać muchy i ziewać szeroko; nie odnawiać skończonych rozdziałów – i nie zbierać kolekcji ze spleenów, autografów i zgasłych zapałów; łykać ranki hałaśną radością i na dłoniach podawać im serce, a wieczorem zasypiać w prostocie, jak w dziecinnej mięciutkiej kołderce”.
Spektakl w reżyserii Anny Gryszkówny pozwala śledzić losy Ginczanki z życzliwą uwagą. Blaski i cienie życia młodej Żydówki ukazano bez zbędnego patosu na niemal pustej scenie. Scenografia Anny-Marii Karczmarskiej jest zaaranżowana na studio fotograficzne, w którego centrum znajduje się ekran projekcyjny, na którym prezentowane są zapętlone zdjęcia poetki oraz zdjęcia z epoki, w jakiej żyła (wkrada się tu pewna niekonsekwencja, bo niektóre zdjęcia, jak fotografie bokserów i walk bokserskich, nie ma mają nic wspólnego z historią Ginczanki).
27 lat życia poetki, dokładnie opowiedzianych przez Agnieszkę Przepiórską, składa się z wielu zapadających w pamięci scen. Bardzo dobrym pomysłem jest skorzystanie z pomocy widzów, by zaprezentować poezję jednego z adoratorów Zuzanny Ginczanki. Również dzięki temu, że budziła liczne kontrowersje i przez swój styl bycia znajdowała się “na językach” bohaterka spektaklu jawi się jako kobieta z krwi i kości, która nie bała się poruszać po zdominowanym przez mężczyzn światku literackim i nie zwracając uwagi na pomówienia, czerpać z życia pełnymi garściami.
Teatry w Sopocie
Wielkim atutem spektaklu jest muzyka Michała Lamży, w której pobrzmiewają skoczna muzyka klezmerska, echa przedwojennych standardów, a w czasie ukrywania się podczas II wojny światowej są to pojedyncze dźwięki bębna. Różnorodność brzmieniowa dobrze współgra z opowiadaną historią, pomagając aktorce w wyzwaniu, jakim jest próba uwiedzenia widzów opowieścią o mało znanej szerzej poetce, którą dzięki ekranowi znajdującemu się za plecami aktorki możemy podziwiać w rzeczywistości na archiwalnym fotografiach i materiale filmowym.
I chociaż spektakl miewa dłużyzny, a całą historię można by z korzyścią dla wymowy przedstawienia skrócić o kwadrans, to naturalność Agnieszki Przepiórskiej i życiorys Ginczanki są mieszanką bardzo udaną, zdecydowanie wartą obejrzenia.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS