Na początek garść liczb: Zuzanna Miedzińska, młoda graficzka z Wrocławia, przejechała łącznie 1300 km i zajęło jej to 20 dni, w tym 2, które przeznaczyła na odpoczynek i regenerację.
Pokonywała dziennie nawet 100 km, a gdy trzeba było ostro jechać pod górkę, przynajmniej 40. Przygotowywała się do tego 8 miesięcy, trenując 4-5 razy w tygodniu. Miała ze sobą ważący 3 kg namiot, który rozbiła w kilkunastu różnych miejscach, tylko 3 zmiany ubrań, które musiała po drodze prać i rower („żaden tam cud techniki, zwyczajny”), który z bagażem ważył ponad 30 kg.
Ale nie wszystko da się policzyć: podczas tej podróży zobaczyła piękno poza jakąkolwiek skalą i spotkała mnóstwo ludzi z różnych stron świata.
Sport to dla mnie forma medytacji
Dlaczego młoda, intensywnie pracująca dziewczyna wyrusza w tak wymagającą podróż, w dodatku w upał, zamiast leżeć przy basenie i popijać drinka z parasolką?
– Na co dzień głównie siedzę przy komputerze. Wakacje chciałam spędzić w ruchu i trochę przewietrzyć głowę – mówi Zuzanna.
Dla mnie sport to forma medytacji, pozwala mi poukładać myśli. No i żeby odpocząć, musiałam się trochę zmęczyć.
Zuzanna Miedzińska
To nie była jej pierwsza taka podróż. Na przykład w zeszłym roku objechała w ten sposób Tatry dookoła. Spodobało jej się, więc uznała, że czas na większe wyzwanie.
A dlaczego wyruszyła sama?
– Bo lubię. Zawsze mówię, że podróżuję samodzielnie, a nie samotnie, bo w czasie takiej wyprawy poznaje się mnóstwo ludzi, więcej, niż wtedy, gdy podróżuje się w parze albo grupą – wyjaśnia.
Słowenia bije na głowę wszystko
Najbardziej zachwyciła ją Słowenia.
– Bywałam w niej już wcześniej, ale tylko przejazdem, na przykład w drodze do Chorwacji czy Włoch podczas wakacji z rodzicami. Prawie nic o niej nie wiedziałam, tymczasem ten kraj ma wszystko: i góry, i piękne jeziora, i dostęp do morza, a do tego fantastycznych ludzi i ciekawą, bliską nam kulturę – mówi Zuzanna.
Wybrała niełatwą trasę przez Alpy Julijskie i Park Narodowy Triglav, bo kocha góry. Nie ukrywa, że bywało ciężko: upał powyżej 30 stopni, czasem nawet 35, wyjątkowo ostre podjazdy.
– Gdy już czułam, że nie dam rady, wyznaczałam sobie malutkie cele: dojadę do tego drzewa, do tamtego zakrętu. I tak małymi kroczkami udawało mi się pokonać nawet najwyższe przewyższenia – wspomina.
Momentami nie było łatwo, ale to, co widziałam wokół siebie, zupełnie dosłownie zapierało mi dech. Potężne góry, woda w jeziorach turkusowa jak na Malediwach. Zdarzało mi się płakać z emocji, bo trudno mi było uwierzyć, że mogą istnieć aż tak piękne miejsca, że teraz widzę je na własne oczy i że dotarłam tu o własnych siłach.
Zuzanna Miedzińska
Najtrudniejszy moment?
– Wjeżdżam ostro pod górę na przełęcz Vršič w Alpach Julijskich, położoną na wysokości 1611 m n.p.m, mniej więcej tyle ma nasza Śnieżka. Na ostatnim kilometrze zaczyna się burza. Nie mam już siły pedałować, więc pcham swój rower, leje, a w pobliżu słychać grzmoty – opowiada. – Ale nawet gdybym mogła wtedy jakimś sposobem teleportować się do domu, nie zrezygnowałabym z tej podróży za żadne skarby.
Podczas swojej wyprawy, Zuzanna była także we Włoszech („wybitne lody i urocze stare miasteczka”), Austrii („znów góra-dół, góra-dół, zanim zdążyłam porządnie zjechać, już musiałam pedałować pod górkę”), Czechy („napędzała mnie Kofola i smažený sýr”).
– Wszędzie było ciekawie, ale moim zdaniem Słowenia bije te wszystkie miejsca na głowę.
Codziennie nocleg w innym miejscu, czasem z jeżem
Zuzanna spała w namiocie, który dzielnie taszczyła swoim rowerem, a potem rozbijała na campingach, codziennie w innym miejscu. Nocowała m.in. w Parku Narodowym Triglav, gdzie żyje mnóstwo zwierząt, w tym niedźwiedzie brunatne. Szczęśliwie jej bezpośredni kontakt z tamtejszą fauną ograniczył się do spotkania z wyjątkowo towarzyskim jeżem, który tak bardzo nie chciał opuścić jej namiotu, że ostatecznie wyniosła go na własnym czytniku.
Podczas tej podróży jeszcze bardziej doceniła też komfort, jaki daje spanie w łóżku: dwa razy zdecydowała się na nocleg pod dachem, żeby zregenerować siły – raz w Czechach, a raz ugościła ją mieszkająca w Kłodzku przyjaciółka jej mamy.
Wystarczy „Cześć, skąd jesteś?”
Podczas podróży poznała mnóstwo ludzi, których nie spotkałaby w innych okolicznościach. Parę sześćdziesięcio-, może siedemdziesięciolatków z Niemiec, którzy podróżowali razem na rowerach już od 40 lat. Szwedów z psem w przyczepce. Ludzi, których poznała w Austrii, a potem gadała z nimi na campingu do pierwszej po północy. Parę Holendrów, z którymi zaprzyjaźniła się tak bardzo, że zaprosili ją do siebie.
Można tak wymieniać i wymieniać. Być może z niektórymi z nich jeszcze się zobaczy, np. z mieszkającymi w Wiedniu Polakami, którzy zaproponowali, że ją oprowadzą po mieście, jeśli kiedyś tam przyjedzie.
– Kto wie? Niewykluczone, że się tam wybiorę, zwłaszcza że co roku odwiedzamy z siostrą inną europejską stolicę.
Każda osoba, z którą Zuzanna zamieniła podczas wyprawy więcej niż kilka zdań, dodawała piosenkę do jej playlisty na Spotify.
– I tak oto powstał album pełen wspomnień – mówi. – Codziennie odtwarzam go sobie piosenka po piosence, wspominam każde spotkanie i przeżywam moją podróż od nowa.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS