A A+ A++

Jubileusz 100-lecia urodzin obchodziła 18 stycznia Helena Kadej z Olsztynka. Starsza pani ma troje dzieci, dziesięcioro wnuków i jednego prawnuka. Pasjonują ją robótki ręczne i… oglądanie futbolu. Najchętniej kibicuje naszej reprezentacji.

Z tej okazji panią Helenę odwiedzili burmistrz Mirosław Stegienko, przewodniczący rady miejskiej Andrzej Wojda oraz przedstawiciele innych instytucji z życzeniami, kwiatami i prezentami. Podziwiano zrobione przez nią lalki, hafty, wyszywane poduszki oraz zegary, dzieła syna Zbigniewa, od lat mieszkającego w Niemczech. Wszyscy zaśpiewali jej 200 lat! A potem były pytania do jubilatki.

— Kiedy pani zdała sobie sprawę, że dożyje stu lat? .
— Dopiero wczoraj! — odparła. —Teraz każdy następny rok to będzie dla mnie wielki dar!

Nie obyło się także bez pytania o piłkę nożną, której jest pasjonatką.

— Oglądam, ale już bez takich emocji jak kiedyś! — odpowiedziała. — Szkoda zdrowia!

Życie pani Heleny było pracowite i zawikłane. Pochodzi z Dąbku spod Mławy, z rodziny rolniczej. Była jedną z pięciorga rodzeństwa. Do stolicy powiatu, leżącej 12 km od wsi, chodzili pieszo.

— Żeby oszczędzać buty, nieśliśmy je w torbach — wspomina. — Pierwsze buty kupił mi dziadek w Warszawie. Dziadek był zdolny, robił kosze z wikliny, poprawiał drogi, naprawiał słomiane dachy.

Kiedyś wyszli na drogę przed dom, bo usłyszeli, że będzie przejeżdżał tędy Józef Piłsudski. Na widok każdego samochodu machali chusteczkami. Niestety, Marszałka nie widzieli.

Z piłką zetknęła się w dzieciństwie. Ale nie była to futbolówka (skórzaną, z balonem w środku, grali we wsi chłopcy), tylko gumowa od palanta. Wybijało się ją kijem, a potem biegło po wykreślonej wapnem na polu trasie. Na drodze były wyboje i krowie placki. Przychodzili do domu umorusani. A potem dziewczęta uszyły sobie dużą piłkę, ze szmat. Ale nie leciała zbyt daleko.

Kiedy Helena dorosła, zaczęła pracować w dworze jako pomoc domowa. Państwo mieli syna imieniem Zbyszek. Postanowiła, że kiedyś, jeśli urodzi jej się chłopiec, to tak go nazwie.

A potem wybuchła wojna. Pewnego dnia 1941 roku listonosz przeniósł do wsi pisma z poleceniem, że wszyscy młodzi ludzie muszą stawić się do gminy, bo skierowano ich na roboty przymusowe do Prus Wschodnich. Pociąg zawiózł młodzież do miasta Allenstein (dziś OIsztyn), skąd zabierali ich do swoich gospodarstw niemieccy gospodarze. Ona trafiła do Gillau ( Giławy), wsi 21 kilometrów od Olsztyna do bogatego gbura nazwiskiem Zimmermann, którego synowie służyli w Wehrmachcie. Pracowała za samo wyżywienie, choć na niego nie narzekała. Kiedyś przy cięższych pracach złamała nogę i gospodarz odstąpił ją swojemu znajomemu ze Stawigudy. Nie mogła wiedzieć, że kiedy na Prusy Wschodnie weszli zimą 1945 roku Rosjanie, Zimmermanna w Giławach zabili. A to dlatego, że zatrudniał też dwóch Ukraińców. Helena doczekała wolności w Stawigudzie. Do domu jednak nie wróciła, zamieszkała w Gryźlinach. Pewnego dnia pojawili się we wsi elektrycy, jeden z nich — Eugeniusz Brenda — wpadł jej w oko. Był w takiej brygadzie, która wymieniała słupy telefoniczne. Przyprowadził ją do niej znajomy Warmiak, przedstawiając: To jest Gieniek, a to jest fajna frauleinka ( z niem. Fraulein- panna). Potem został u niej, nie wyjechał z innymi. Urodziła mu syna.

— Nadałam mu imię Zbyszek, tak jak kiedyś to sobie wymarzyłam — wspomina.
Po latach zamieszkała w Olsztynku. Wieczorami słuchała audycji ze starego kołchoźnika. Pewnego dnia spiker oznajmił, że Polacy na Stadionie Śląskim pokonali 2:1 Rosjan, a obie bramki strzelił Gerard Cieślik. Nic to jej nie mówiło, dopiero sąsiad, który interesował się piłką nożną, wytłumaczył, jak bardzo jest to ważne wydarzenie.

Odtąd futbol zagościł w domu pani Heleny. Kręciła gałkami, szukając sprawozdań, potrafiła wymienić nazwiska piłkarzy, trenerów i komentatorów sportowych, ba, zapisywała w swoim pamiętniku, który prowadziła, wyniki meczów. Bardzo ceniła Włodzimierza Lubańskiego, Grzegorza Latę, Włodzimierza Smolarka, Jana Tomaszewskiego, obecnie Roberta Lewandowskiego (syn Zbyszek, który mieszka w Niemczech, obserwuje nie tylko mecze naszej reprezentacji z jego udziałem, ale i Bundesligę, gdzie Lewandowski gra), z trenerów Kazimierza Górskiego, ze sprawozdawców Jana Ciszewskiego.

Kiedyś przyszedł do niej milicjant, który dziwił się, że starsza pani, a piłkę ogląda.

— A jak nie! — odparła. — Kiedy człowiek żyje samotnie, nie mając do kogo ust otworzyć, to przynajmniej sobie popatrzy na pełny stadion.
Po latach, kiedy Zbyszek kupił jej telewizor, mogła piłkę nożną, jak choćby mundial w Hiszpanii w 1982 roku, oglądać na żywo. Ale odbiornik często się psuł, bo był z tych, które wystawiano na ulicę. Nowy kupiła za odszkodowanie dla robotników przymusowych. W przerwach meczów sobie szydełkuje. Teraz już mniej.

— Wciąż kibicuję polskiej reprezentacji, ale także z innych dyscyplin sportowych, chociaż już nie znam wszystkich nazwisk i wydarzenia mi się mylą — wyznaje. — Cóż, ma się już te sto lat!

Władysław Katarzyński

Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania Gazety Olsztyńskiej i tygodnika lokalnego tylko 199 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł6 powodów, dla których kochamy pizzę!
Następny artykułOlaf, Elza i genialne przedstawienie KGW Mszanowo podczas Śnieżnego Balu [ ZDJĘCIA ]