fot. © A.S.O. / Charly Lopez
Demi Vollering wygrała na Alpe d’Huez ostatni etap Tour de France Femmes, ale za metą na jej twarzy malowała się rozpacz. Pojawiło się wiele łez. Holenderka nie mogła uwierzyć, że zabrakło jej kilku sekund do pokonania Katarzyny Niewiadomej w klasyfikacji końcowej wyścigu.
Zawodniczka SD Worx-Protime na konferencji prasowej swoje drugie miejsce opisała jako „strasznie smutne”.
Beznadzieja. Myślę, że normalnie dałabym z siebie trochę więcej, ale bardzo bolały mnie plecy. Po kraksie [na 5. etapie], właśnie to miejsce – kość ogonowa i tuż powyżej – sprawiło mi tyle kłopotów. Bolało mnie już po Col de Glandon, więc cały czas starałam się rozciągać to miejsce.
27-letnia zawodniczka odskoczyła z Paulienę Rooijakkers pod koniec podjazdu na przełęcz Glandon. Dwójka szybko zyskała ponad minutę przewagi, ale w dolinie, na dojeździe do Alpe d’Huez, różnica zmalała do 40 sekund. Na legendarnej wspinaczce przeciąganie liny trwało do samej linii mety. Niewiadoma mogła pozwolić na stratę nie większą niż minuta i 4 sekundy.
Chciałam dziś dać z siebie 100%, mając nadzieję, że to wystarczy. Tak się jednak nie stało. Zaatakowałam na Glandon i wszystko wyglądało naprawdę dobrze. Uważam za szczególnie niefortunne to, że w dolinie, w grupie Niewiadomej, jechało jeszcze kilka dziewczyn. Lucinda Brand dała z siebie wszystko, dlatego bardzo się zbliżyły.
Według Vollering ostatecznie ta okoliczność mogła kosztować ją porażkę w całym wyścigu.
Musiałam przez to jechać na pełnym gazie. Na kole miałam też Paulienę Rooijakkers, która nie chciała dawać zmian. Zmagałam się z czołowym wiatrem, podczas gdy w grupie Niewiadomej można było nieco bardziej odpocząć. Może właśnie to mnie ostatecznie pokonało. Nigdy wcześniej nie jechaliśmy tak trudnego etapu. Nie wiadomo więc było, jak organizm wytrzyma. Miałam nadzieję, że to wystarczy, ale na Alpe d’Huez byłam po prostu pusta… Wiem, że dałam z siebie wszystko, bo byłam po prostu kompletnie pusta.
Wiedziałam, że przewaga najpierw się powiększała, a potem zmniejszała. Przed Alpe d’Huez miałam informację, że jest 40 sekund, a w pewnym momencie zobaczyłam, że mam minutę i 10 sekund. Widziałam jak różnica między nami rośnie i maleje. To była naprawdę ciężka walka. Bałam się też Paulieny. Musiałam ją dzisiaj pokonać, inaczej wyprzedziłaby mnie w klasyfikacji generalnej.
Vollering rozważała, gdzie zabrakło jej tych 4 sekund. Nie chciała wszystkiego zwalić na kraksę z 5. etapu.
Oczywiście w mojej głowie pojawia się mnóstwo pytań „co by było, gdyby”. A gdybym podniosła się szybciej? I szybciej wsiadła na rower? Co by było, gdybym pokonała Puck Pieterse w Liege? Co by było, gdybym zaatakowała wcześniej w sobotę? Tak… Mogę sobie o tym myśleć… Ale to mnie bardzo zasmuca…
To po prostu pech. Zwycięstwo etapowe na Alpe d’Huez nie jest na razie plastrem na ranę. Ale ostatecznie jestem z tego bardzo dumna. To bardzo piękny etap i myślę, że pokazałam na co mnie stać. Na razie żałuję tych 4 sekund. To wciąż siedzi w mojej głowie. Ale gdy trochę przejdzie, to będę bardzo dumna z dzisiejszego dnia.
Wygrałam dwa etapy, a także zajmowałam drugie i trzecie miejsce. To był mój najlepszy Tour, zatem muszę być z tego dumna. To, że nie wygram przez upadek jest bardzo smutne, ale jest też częścią tego sportu. Szkoda, ale tak właśnie jest…
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS