Polska gospodarka pozytywnie wyróżnia się na tle regionu Europy Środkowo-Wschodniej, kraj jest bardziej odporny na zaburzenia w niemieckim przemyśle i globalnych łańcuchach dostaw, wzrost wspiera też większa skłonność do konsumpcji – ocenia główna ekonomistka na Polskę w Raiffeisen Bank International, Dorota Strauch. Mimo umocnienia się złotego w ostatnich miesiącach wciąż istnieje sporo ryzyk dla krajowej waluty, nie ma więc obaw o nadmierną aprecjację w kolejnych miesiącach.
“Już podczas ostatnich kryzysów Polska radziła sobie znacznie lepiej niż kraje regionu Europy Środkowo-Wschodniej. Z pandemii wyszliśmy szybciej niż np. Czechy, które do dziś nie wróciły do poziomu PKB sprzed COVID-19. Polska była jednym z pierwszych krajów z regionu, wraz z Rumunią, którym udało się to już w 2021 r.” – powiedział PAP Biznes Strauch.
“Polska w ostatnich latach była też znacznie bardziej odporna na zaburzenia w globalnych łańcuchach dostaw. Pomogło to, że nasza gospodarka jest mniej zależna od Niemiec niż chociażby gospodarki Czech, Węgier czy Słowacji. Nasz przemysł jest bardziej zdywersyfikowany, nie jest oparty głównie na motoryzacji, tak jak w innych krajach EŚW, więc nie mieliśmy tak silnego uderzenia w przemysł przez ten sektor, w związku ze spowolnieniem w Niemczech” – dodała.
Ekonomistka zaznacza, że choć w ubiegłym roku polska gospodarka radziła sobie równie słabo jak gospodarki innych krajów w regionie, to w 2024 r. zapewne ponownie będzie liderem wzrostu.
“Pozytywne wyróżnianie się polskiej gospodarki w regionie trochę zaburzyło się w ubiegłym roku. Nasz wzrost był bardzo zbliżony do tego, który obserwowaliśmy na Węgrzech czy w Czechach. Dynamika PKB w Czechach w 2023 r. wyniosła 0,0 proc., w Polsce było to 0,2 proc., czyli niewiele więcej. Niemniej obserwując państwa EŚW w tym roku wydaje się, że Polska ponownie będzie tym krajem, który rośnie silniej” – wskazała Strach.
“Pokazały to ostatnio m.in. wstępne odczyty PKB za II kwartał: wzrost rdr w Polsce sięgnął 3,2 proc., podczas gdy w Czechach było to ledwie 0,4 proc., a na Węgrzech 1,5 proc. Co więcej w ujęciu kwartał do kwartału gospodarka węgierska zanotowała spadek (o 0,2 proc.), czeska wzrost o 0,3 proc. podczas gdy w Polsce PKB wzrósł aż o 1,5 proc. Ta różnica będzie więc widoczna w danych za cały rok” – dodała.
Raiffeisen Bank International prognozuje, że PKB Polski w całym 2024 r. wzrośnie o 3,1 proc.
“Moja prognoza dla wzrostu PKB Polski w tym roku to 3,1 proc. Dla Czech wynosi ona 1,5 proc, choć biorąc pod uwagę napływające dane może to być nawet bliżej 1 proc. Na Węgrzech oczekuję z kolei wzrostu o 2,2 proc. rdr, również ze sporym ryzykiem niższego wyniku” – powiedziała ekonomistka.
W rozmowie z PAP Biznes Strauch zaznaczyła, że dane wskazują, iż zachowania konsumentów z Czech i Polski są odmienne – Polacy nawet w czasie kryzysu są bardziej skłonni do konsumpcji niż oszczędzania, co wpływa na wyniki wzrostu gospodarczego.
“Ostatni szok związany z inflacją i ze wzrostem stóp procentowych mocno odbił się na konsumpcji i widać, że struktura wydatków i oszczędności w tych dwóch krajach jest inna. Czesi są bardziej podobni do innych krajów strefy euro – są dosyć ostrożni i w gorszych czasach więcej oszczędzają, w Polsce historycznie – czy mamy kryzys, czy nie – skłonność do oszczędzania jest bardzo niska, więcej wydajemy na konsumpcję” – wskazała ekonomistka.
“Uderzenie w konsumpcję było zatem znacznie mocniejsze w Czechach, ludzie więcej oszczędzali, co długoterminowo pewnie jest pozytywną cechą, ale w krótkim terminie spowodowało, że konsumpcja była bardzo niska, co wpłynęło na wyniki gospodarki” – dodała.
Również po stronie inwestycji widać pewną przewagę Polski wobec innych krajów w regionie.
“W Polsce wreszcie mamy fundusze unijne z KPO, które inne kraje w regionie – poza Węgrami – miały już wcześniej do dyspozycji, ale w 2023 tej różnicy nie było widać w danych o aktywności inwestycyjnej między Polską a np. Czechami czy Słowacją. To, co pomaga nam, to fakt, że pod względem absorbcji środków unijnych Polska zawsze dobrze sobie radziła, podczas gdy w wielu krajach regionu było to problematyczne” – powiedziała Strauch.
“Historycznie Komisja Europejska często miała zastrzeżenia w związku z wydatkowaniem środków, np. wobec Rumunii, Chorwacji czy Czech, a Polska radziła sobie relatywnie dobrze. W 2023 mimo braku środków z KPO część inwestycji w Polsce i tak była realizowana ze środków krajowych, a przede wszystkim sprzyjała finalizacja inwestycji w ramach poprzedniej perspektywy unijnej. W kolejnych kwartałach na pewno natomiast zobaczymy środki KPO w gospodarce, co dodatkowo wesprze inwestycje” – dodała.
W ocenie Strauch, w obliczu ryzyka dla wzrostu gospodarczego i słabnącej presji inflacyjnej, deklaracje prezesa Narodowego Banku Polskiego o braku zmiany stóp procentowych w Polsce przez cały 2025 r. mogą być przedwczesne.
“Martwiąca jest słabość przemysłu, który od dłuższego czasu nie może wydobyć się z marazmu. Mieliśmy chwilową poprawę nastrojów, ale później wróciliśmy do spadków i to w całej Europie. Sytuacja w niemieckiej gospodarce też ciąży na całym regionie. Z kolei presja inflacyjna wydaje się maleć, nawet w Polsce, pomimo wzrostu cen administrowanych, które utrzymają inflację na podwyższonych poziomach jeszcze na początku przyszłego roku.
“W takich warunkach deklaracje o braku zmiany stóp procentowych w Polsce przez cały 2025 r. mogą być przedwczesne. Ryzyka są jednak w stronę tego, że presja inflacyjna będzie mniejsza i nawet jeżeli nie wrócimy do przedpandemicznych poziomów inflacji, to stopy procentowe mogłyby być niższe niż obecnie.
Zdaniem ekonomistki, choć w pierwszej połowie roku polityka pieniężna w Polsce istotnie różniła się od polityki innych banków centralnych w regionie, to w drugiej połowie roku – wraz z mniej gołębimi sygnałami ze strony np. Czech i Węgier – może być ona mniej kontrastowa.
“Ze strony banków centralnych w regionie w ostatnim czasie mieliśmy sygnały, które sugerują, że obniżki stóp procentowych zwolnią więc wydaje się, że w drugiej połowie roku polska polityka pieniężna może mniej odbiegać od polityki w regionie. W pierwszej połowie 2024 r. różnica była istotna – w regionie mieliśmy dynamiczne cięcia, np. o 100-150 pb. na Węgrzech i w Czechach, a w Polsce brak zmian. Teraz oba te kraje zwalniają, jeśli chodzi o tempo obniżek, na Węgrzech możemy zobaczyć pauzy w cięciach” – powiedziała Strauch.
“Z drugiej strony do łagodzenia polityki pieniężnej niedawno dołączył Europejski Bank Centralny, wkrótce dołączy zapewne Fed, więc myślę, że presja na łagodniejszą politykę pieniężna w Polsce również się pojawi. Oczywiście mamy sporo czynników niepewności, np. geopolitycznych, jak wybory w USA, co może przełożyć się na zmienność na rynku walutowym, który jest istotny dla banków centralnych w naszym regionie” – dodała.
Zdaniem Strauch, mimo istotnej aprecjacji złotego w ostatnich miesiącach, wciąż istnieje dużo ryzyk in minus dla krajowej waluty.
“W pierwszej połowie roku złoty znacząco umacniał się, pojawiały się nawet prognozy, że będziemy testować poziom 4,20/EUR. Niemniej ostatnie tygodnie to ponownie powrót powyżej 4,30/EUR, nie udało się złamać bariery na poziomie 4,25/EUR a wiąż mamy sporo ryzyk in minus dla polskiej waluty” – powiedziała ekonomistka.
“W różnych częściach świata widzimy eskalację konfliktów, przed nami wybory prezydenckie w USA, które w najbliższych miesiącach będą przynosić zmienność. Sezonowo, po wakacjach złoty zwykle też jest słabszy. Nie obawiam się zatem nadmiernej aprecjacji złotego w najbliższych miesiącach” – dodała.
Ekonomistka zaznacza, że stabilizacja stóp procentowych w Polsce jest jednym z czynników, który ogranicza deprecjację złotego w momentach awersji do ryzyka na rynku.
“W tym kontekście stabilne stopy procentowe mogą być pozytywne – bo jeżeli nerwowość na rynkach mocno wzrośnie, to będzie czynnik, który będzie ograniczał pole do osłabienia złotego. Niemniej nie przypisywałabym temu czynnikowi całej stabilności złotego, bo fundamenty gospodarcze też mamy silne” – ocenia Strauch.
“Polityka pieniężna zatem jest jednym z elementów, który ogranicza deprecjację złotego w gorszych momentach, widzieliśmy to chociażby w ostatnich tygodniach, kiedy mieliśmy spore zawirowania na rynku. To dobry prognostyk na kolejne, ewentualne wzrosty awersji do ryzyka w najbliższych miesiącach, których możemy się spodziewać” – dodaje.
Strauch ocenia, że w drugim półroczu eurozłoty może jednak wzrosnąć w okolice 4,35.
“Od dłuższego czasu zakładam, że w drugim półroczu możemy zobaczyć powrót złotego w okolice 4,35/EUR. W żadnym momencie nie zakładałam spadku do 4,20/EUR, szczególnie biorąc pod uwagę czynniki globalne” – prognozuje.
Jak wskazuje ekonomistka, w związku z tym, że sygnały ze strony polityki pieniężnej w regionie nie są już aż tak gołębie jak jeszcze w pierwszej połowie roku, również waluty takie jak forint czy czeska korona mogły nieco odreagować.
“Widać to było też w ostatnim czasie, kiedy mocne wahania na rynkach finansowych nie spowodowały osłabienia czeskiej korony. Zatem zmiana tonu banków centralnych na nieco mniej gołębi pomaga tym walutom i jest dobrą strategią na kolejne miesiące, zwłaszcza w kontekście wspomnianych ryzyk” – powiedziała PAP Biznes Strauch.
Patrycja Sikora (PAP Biznes)
pat/ ana/
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS