A A+ A++

Liczba wyświetleń: 730

Dwa bratanki już dawno przestali być bratankami. Do szabli nie są nimi z pewnością, bo stoją po przeciwstawnych stronach geopolitycznej i cywilizacyjnej barykady.

Do szklanki też nie, bo wzajemne połajanki wykluczają udane życie towarzyskie. Chodzi oczywiście o klasę polityczną obu krajów i poziom międzyrządowy. Na gruncie obywatelskim i prywatnym polsko-węgierskie przyjaźnie i życzliwe kontakty nadal kwitną. Polacy szanują Węgrów z wzajemnością.

W odróżnieniu od czołowych polityków polskich Viktor Orbán zajmuje się refleksją wykraczającą poza bieżące międzypartyjne kto-kogo. Premier Węgier podczas dorocznej konferencji w ramach Wolnego Letniego Uniwersytetu w Transylwanii wygłosił kolejne wystąpienie o randze programowego, odzwierciedlającego myśl polityczną węgierskiego przywódcy. Właśnie tak – myśl. Może to budzić lekkie zdziwienie, bo u większości przedstawicieli europejskiej klasy politycznej, na czele z polską, owej myśli brakuje. Nie chodzi przy tym o myśl konkretną, jakąś szczególnie bliską naszemu sercu. Chodzi o myśl jakąkolwiek, nawet tą globalistyczną czy neoliberalną. Nikt nie formułuje w sposób czytelny jakichkolwiek koncepcji politycznych. Zanikła nawet umiejętność, a być może również chęć, do jakichkolwiek analiz, nie wspominając już o prognozach.

Przejdźmy jednak do jednego z aspektów owej myśli w sposób klarowny wyartykułowanej przez Orbána. Zatrzymajmy się na elementach geopolitycznych dotyczących naszego regionu Europy. Od wielu dekad przedmiotem rozważań ludzi skłonnych do refleksji geopolitycznej i cywilizacyjnej jest potencjalna integracja Europy Środkowej, rozumianej znacznie szerzej niż Czworokąt Wyszehradzki (V-4), obejmującej właściwie obszar tożsamy z tym, co zwykło się ostatnio w publicystyce politycznej określać mianem Międzymorza czy Trójmorza. Sensowność tego formatu najlepiej chyba ujęli swego czasu Chińczycy, którzy zaproponowali formułę 16+1 (16 państw naszego regionu plus ChRL) jako najbardziej odpowiadającą wyzwaniom pogłębionej współpracy przy realizacji inicjatywy Jednego Pasa, Jednego Szlaku. Zdaniem premiera Węgier, chodziło w nim o uzyskanie względnej podmiotowości przez szereg krajów połączonych wspólnotą losów historycznych, półperyferyjnym charakterem w światowej gospodarce, podobną strukturą społeczną.

Współpraca wyszehradzka i jej poszerzone wersje miała odpowiadać na wyzwania rzucane przez grę mocarstw sąsiednich. Obszar środkowoeuropejski w takim rozumieniu mógłby lawirować pomiędzy innymi biegunami kształtującego się świata wielobiegunowego – szczególnie Rosją i Europą Zachodnią zdominowaną przez Niemcy. Nie było to żadne geopolityczne panaceum na wszelkie nasze problemy, lecz jedno z proponowanych i dyskutowanych rozwiązań. Istniały wszakże przynajmniej cztery nurty w ramach koncepcji integracji środkowoeuropejskiej. Pierwszy uznawał ją za możliwą pod warunkiem uzyskania zewnętrznego parasola, a w istocie zwasalizowania przez Stany Zjednoczone.

Drugi zakładał, że głównym motorem gospodarczym, inwestycyjnym i technologicznym naszego regionu Starego Kontynentu mogą stać się Chiny, zainteresowane trwałą współpracą i stawiające na stabilność. Trzeci, najmniej donośny, proponował suwerenny rozwój w oparciu o własny potencjał. Wreszcie czwarty uznawał, że region środkowoeuropejski powinien swobodnie lawirować pomiędzy istniejącymi biegunami – mocarstwami, zachowując przy tym w miarę równy dystans wobec każdego z nich. Wydaje się, że premier Orbán zaczął realizować właśnie ten ostatni scenariusz. Tymczasem kolejne rządy polskie bezkrytycznie postawiły na pierwszą z wymienionych opcji, nieco zresztą zmodyfikowaną i zdeformowaną. Zgodnie z nią Warszawa stanąć miała na czele półperyferii składających hołd lenny zaoceanicznemu protektorowi, podporządkować wszystkie niemal sfery swojej polityki wewnętrznej i zewnętrznej (szczególnie na odcinku wschodnim) Waszyngtonowi i jego londyńskiej odnodze. Dla Europy Środkowej zaplanowano rolę geopolitycznego tarana w realizacji strategii wojny szarpanej prowadzonej przeciwko integrującej się Eurazji.

Krytyka Orbána pod adresem Warszawy jest w pełni uzasadniona. Razem mogliśmy wiele osiągnąć. Polska klasa polityczna wolała jednak zignorować zaproszenie bratanków i poprosić o założenie swemu krajowi anglosaskiej obroży i atlantyckiej smyczy. Dlatego Warszawa i Budapeszt są po różnych stronach barykady. Politycznie już dawno nie są żadnymi bratankami.

Autorstwo: Mateusz Piskorski
Źródło: MyslPolska.info

Poznaj plan rządu!

OD ADMINISTRATORA PORTALU

Hej! Cieszę się, że odwiedziłeś naszą stronę! Naprawdę! Jeśli zależy Ci na dalszym rozpowszechnianiu niezależnych informacji, ujawnianiu tego co przemilczane, niewygodne lub ukrywane, możesz dołożyć swoją cegiełkę i wesprzeć “Wolne Media” finansowo. Darowizna jest też pewną formą „pozytywnej energii” – podziękowaniem za wiedzę, którą tutaj zdobywasz. Media obywatelskie, jak nasz portal, nie mają dochodów z prenumerat ani nie są sponsorowane przez bogate korporacje by realizowały ich ukryte cele. Musimy radzić sobie sami. Jak możesz pomóc? Dowiesz się TUTAJ. Z góry dziękuję za wsparcie i nieobojętność!

Poglądy wyrażane przez autorów i komentujących użytkowników są ich prywatnymi poglądami i nie muszą odzwierciedlać poglądów administracji “Wolnych Mediów”. Jeżeli materiał narusza Twoje prawa autorskie, przeczytaj informacje dostępne tutaj, a następnie (jeśli wciąż tak uważasz) skontaktuj się z nami! Jeśli artykuł lub komentarz łamie prawo lub regulamin, powiadom nas o tym formularzem kontaktowym.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZanotuj w CV. Wynagrodzenie wzrośnie o 2 tys. zł!
Następny artykułPolicja przeprowadza kontrole trzeźwości w powiecie płockim