Na pierwszy rzut oka nie budzi jakiegoś większego zainteresowania. Ot, zwykły dzwon, zawieszony na przykościelnej dzwonnicy, tyle tylko, że nie w jej arkadach. A jednak… Nie jest on znów taki zwykły. Kto, kiedy i dlaczego zawiesił pruski dzwon parowozowy z początku lat 90. XIX wieku na dzwonnicy kościółka na Krakówce?
Parafrazując tytuł słynnego dzieła Ernesta Hemingwaya można zapytać nie komu, a od kogo bije ten dzwon. Bez wątpienia wyróżnia się on swoim kształtem, ale także i umiejscowieniem. Nie jest osadzony, jak jego dwaj sąsiedzi w przeznaczonych na ten cel arkadach wolnostojącej murowanej dzwonnicy, a zawieszono go na zewnątrz, od strony zachodniej, prostopadle do ściany budowli. Jednak aby go zobaczyć trzeba podejść pod zabytkowy kościółek pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny od strony ulicy Jagiellońskiej oraz skweru Ochotniczej Straży Ogniowej i spojrzeć ponad mur okalający świątynię. Wówczas można zobaczyć go w całej jego okazałości. Oczywiście na tle samej dzwonnicy – notabene ten typ dzwonnic określany jest w architekturze mianem dzwonnicy parawanowej, jednokondygnacyjnej – wygląda na niewielki. Niech was jednak to nie zwiedzie. Bohater naszego artykułu waży około 36 kg i mierzy 63 cm. Dlaczego w ogóle stał się on przedmiotem naszych redakcyjnych zainteresowań? To proste. Zwyczajnie zaciekawiło nas, co pruski dzwon parowozowy na licencji szwedzkiej robi na kościelnej dzwonnicy? I kim był ów Robert Latowski, którego imię i nazwisko widnieje na jego płaszczu, czy też właściwie skorupie?
Urządzenie pomocnicze
Po raz pierwszy moja uwagę na ten dzwon zwrócił dziesięć lat temu Jerzy Korczak Ziołkowski. Zmarły w 2021 roku piotrkowski artysta malarz, wielki pasjonat kolejnictwa, który utrwalił na wielu swoich obrazach, grafikach, miniaturach i rysunkach przemijający świat kolei parowej, bez trudu rozpoznał w nim przedmiot związany właśnie z parowozami. Nie potrafił jednak wskazać, kto i kiedy zawiesił go na przykościelnej dzwonnicy. Odpowiedzi na to pytanie nie znał także ówczesny proboszcz parafii. Po latach do podjęcia poszukiwań zainspirowało mnie zdjęcie dzwonu autorstwa Mariusza Lauksa. Postanowiłam popytać i poszukać tu i ówdzie jakichkolwiek informacji na temat tego kolejowego artefaktu. Bez wątpienia najważniejszą wskazówką okazał się widniejący na płaszczu dzwonu napis: Robert Latowski Breslau 1021. Jak się okazuje to nie imię i nazwisko fundatora, ani data fundacji tylko nazwa fabryki, w której dzwon odlano i jego numer seryjny. Robert Latowski w drugiej połowie XIX wieku prowadził fabrykę we Wrocławiu (od 1741 roku miasto było pod panowaniem pruskim, stąd jego niemiecka nazwa Breslau, przyp.aut.), która produkowała na potrzeby kolei tak zwane urządzenia pomocnicze i wyposażenie dodatkowe. I za takie urządzenie pomocnicze uchodził właśnie ów dzwon, będący dzwonem parowym, typu budzikowego, na szwedzkiej licencji, służącym do celów sygnalizacyjnych. Zwykle umieszczano go na kotle parowozu tuż za kominem. Był on uruchamiany przez maszynistę, głównie podczas przejazdu pociągu przez miasto, stacje (perony) czy przetoki – jego dźwięk informował nie tylko o przejeździe parowozu, ale przede wszystkim ostrzegał przed ewentualnym niebezpieczeństwie z tym przejazdem związanym.
Unikatowy egzemplarz?
Fabryka Latowskiego projekt dzwonu parowozowego, którego jeden z egzemplarzy możemy podziwiać na przykościelnej dzwonnicy przy ul. Krakowskie Przedmieście opatentowała pod koniec lat 80. XIX wieku. Na patencie oznaczonym numerem 44573 i opatrzonym datą 24 lutego 1888 roku widnieje oprócz opisu także rozrysowany cały projekt urządzenia. Stąd też wiadomo, że to, co możemy oglądać na przykościelnej dzwonnicy w Piotrkowie jest tak naprawdę tylko jego fragmentem, a dokładnie płaszczem dzwonu (skorupą). Istotnym jest numer seryjny. 1021 oznacza bowiem, że jest to jedno z najstarszych urządzeń wyprodukowanych przez Latowskiego. Skąd to wiadomo? Numery seryjne ocalałych, odrestaurowanych i prezentowanych na kolejarskich forach, jak i na aukcjach kolekcjonerskich dzwonów z zakładu Latowskiego z lat 90. XIX stulecia mają numerację powyżej 8, 9 czy 13 tysięcy. Skąd jednak ten dzwon wziął się w Piotrkowie i w dodatku na dzwonnicy kościółka na Krakówce, skoro ten rodzaj urządzeń pomocniczych był montowany na parowozach kolei niemieckich, a dokładnie w Prusach, Bawarii i Saksonii – w tym także na kolejach przemysłowych? Hipotez jest kilka.
Pytania bez odpowiedzi
Moje zapytania skierowane do piotrkowskiego środowiska kolejarskiego na razie pozostały bez odzewu. Może to kwestia letniej kanikuły, a nie koniecznie niewiedzy. Z kolei Konrad Podwysocki, organista z parafii p.w. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny zasugerował, że pojawienie się dzwonu na przykościelnej dzwonnicy może mieć związek z likwidacją Piotrkowskiej Kolei Wąskotorowej bądź z piotrkowską parowozownią – ktoś chciał ocalić ten artefakt i podarował go świątyni. A może pochodzi z jakiegoś zdobycznego parowozu pruskiego, na przykład takiego z serii P4ˆ2, BR99 lub TKh2-12? Posiłkując się treścią reklamy firmy Robert Latowski Breslau, zamieszczoną na łamach gazety „Glückauf” nr 23 z 22 marca 1893 roku można śmiało wysnuć tezę, że ów dzwon może pochodzić z parowozu Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Bowiem, jak głosiła wspomniana reklama „model podstawowy dzwonu nr 23 został zaleceniem wysokich władz zamontowany na kolejach pełnoliniowych (w tym na kolejach rosyjskich).”. Skoro na kolejach rosyjskich to już pewien trop – ww. Kolej Warszawsko-Wiedeńska była koleją rosyjską, której jak powszechnie wiadomo linia przechodziła (i przechodzi) od 1846 roku przez Piotrków. Jako ciekawostkę warto wspomnieć, że wedle treści reklamy dzwony te w liczbie około 6 tys. sztuk zamontowano także na kolejach wąskotorowych, w fabrykach, kanałach śródlądowych, portach, na platformach parowych oraz na promach na terenie całej ówczesnej Europy. Producent gwarantował duży zakres dźwięku, bezwarunkową spójność (cokolwiek to znaczyło; przyp. aut.) i natychmiastową reakcję urządzenia po jego włączeniu, a w przypadku montażu na parowozach kran na kotle z automatycznym odprowadzaniem wody zapobiegał zamarzaniu i innym uszkodzeniom dzwonu. Co ciekawe po odzyskaniu przez Polskę niepodległości i do czasów II wojny światowej te dzwony parowozowe były wciąż obecne jeszcze na liniach PKP. Po 1945 można było jeszcze je spotkać na kolejach przemysłowych, jak chociażby na terenie Kopalni Węgla Kamiennego „Kazimierz – Juliusz” w Sosnowcu. Wracając do bohatera naszego artykułu to kolejnym pytaniem, które pozostaje jak na razie bez odpowiedzi jest pytanie o to, kiedy parowozowy dzwon zawisł na dzwonnicy na Krakówce? Jedna z wiekowych parafianek twierdzi, że wisi on tam odkąd ona pamięta. Z pewnością jest on tam obecny od lat dwutysięcznych. Na zdjęciach dzwonnicy z czasów I wojny światowej na pewno go nie ma. Nie ma go również na jednym z piotrkowskich pejzaży z lat 30. XX wieku autorstwa Władysława Szulca.
A może Wy, drodzy Czytelnicy zechcielibyście pomoc nam w rozwikłaniu zagadki pruskiego dzwonu z przykościelnej dzwonnicy? Jeśli ktoś ma jakieś informacje na jego temat i chciałby się nimi podzielić zapraszamy do kontaktu.
Jako ciekawostkę uzupełniającą warto wspomnieć, że ten sam rodzaj dzwonu, także sygnowany znakiem Robert Latowski Breslau i oznaczony numerem seryjnym, można zaleźć jeszcze w Tążewach w województwie łódzkim w powiecie pabianickim – jest on zawieszony na drzewach przy Kaplicy Najświętszej Maryi Panny.
Kościółek p.w. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny
Na zakończenie warto jeszcze dodać kilka słów o kościele, przy którym stoi dzwonnica z owym charakterystycznym dzwonem. Niewielka murowana świątynia została ufundowana w 1373 roku przez jednego z największych polskich możnowładców czasów średniowiecza, starostę sieradzkiego Jana Kmitę z Wiśnicza. 19 lat później fundacja ta została potwierdzona przez królową Jadwigę. Plac pod świątynię podarował ówczesny piotrkowski wójt. Obiekt wzniesiono w stylu gotyckim na małym pagórku, w miejscu, w którym według starych legend pradawni mieszkańcy Piotrkowa czcili jedno z pogańskich bóstw – Czarnego Boga, i gdzie miały rosnąć lecznicze dęby, których kora i liście miały się odznaczać uzdrawiającymi właściwościami. Co ciekawe Jan Kmita jako uposażenie nadał kościołowi podmiejski wówczas folwark Szczekanica, pod warunkiem jednak, że w świątyni tej będą odprawiane raz w tygodniu nabożeństwa za króla Kazimierza Wielkiego. Jedna z lokalnych legend głosi również, że to właśnie w tej świątyni spotkali się pierwsi poeci piszący po polsku – Jan Kochanowski i Mikołaj Rej podczas jednego z sejmowych zjazdów w Piotrkowie. Z uwagi na znaczne oddalenie od miejskich fortyfikacji kościółek bardzo często ulegał zniszczeniom i napadom, do najpoważniejszych zniszczeń doszło w 1657 roku w trakcie potopu szwedzkiego. Odrestaurowany w 1666 roku wielokrotnie później był przebudowywany. Do poważnego uszkodzenia budowli doszło w 1848 roku – od uderzenia pioruna w czasie burzy popękały mury kościółka. Zniszczenia naprawiono dopiero w 1872 podczas odrestaurowywania obiektu. Niestety w 1898 roku podczas przewożenia przez miasto kotła parowego i maszyn do budującej się na Bugaju manufaktury mury kościółka ponownie zostały uszkodzone. Brak fundamentów pod świątynią sprawił, że jej popękane mury groziły zawaleniem. W 1900 roku obiekt został więc gruntownie przebudowany i stracił swój gotycki charakter. Kolejnej renowacji świątynia doczekała się w latach 1933-1939. Jej powodem były ponowne pęknięcia murów. W okresie II wojny światowej, za zgodą okupujących Piotrków hitlerowców, kościółek służył wiernym – tutaj m.in. odprawiano msze za wolność ojczyzny. Ponownego odnowienia kościółek doczekał się w latach 1964-1965, zaś w 2003 roku została wymieniona w świątyni cała więźba dachowa.
Wokół kościółka NMP przez kilka wieków istniał cmentarz, na którym chowano m.in. skazanych wyrokiem Trybunału Koronnego. Do chwili obecnej zachowało się bogate wyposażenie kościoła, w tym gotyckie rzeźby przyścienne oraz obrazy. Na elewacji kościoła i murze można znaleźć tablice epitafijne pochodzące z XVII, XVIII i XIX stulecia. W maju bieżącego roku ukończono prace remontowe przy zabytkowym pozytywie organowym i jak mówi ww. Konrad Podwysocki przybyła parafii kolejna zagadka do rozwiązania. Otóż nieznane jest imię i nazwisko budowniczego organów, datowanych na 1803 rok. Jakie inne tajemnice kryje jeszcze jedna z najstarszych i zarazem najmniejszych piotrkowskich świątyń? Na ten moment spróbujmy rozwikłać zagadkę pruskiego dzwonu…
Tekst: Agnieszka Szóstek
Foto: Mariusz Lauks, Agnieszka Szóstek, Christian Gebhardt, wikimedia commons – domena publiczna, zbiory prywatne autorki
Materiały:
- https://bimmelbahn-forum.de/forum/index.php?thread/1789-l%C3%A4utewerk-mit-foto-und-vielen-fragen/ dostęp na dzień 25.07.2024
- http://parowozy.net/forum/44 dostęp na dzień 29.07.2024
- Tadeusz Nowakowski, „Piotrków Trybunalski i okolice”, Warszawa 1972
reklama
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS