Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski: Jak ocenia pan widowisko na otwarcie igrzysk olimpijskich?
Krzysztof Materna: reżyser i satyryk: To zależy, z czyjego punktu widzenia. Bardzo ważnym dylematem w przypadku tego typu wydarzeń zawsze jest pytanie, czy ważniejsza jest widownia oglądająca je na żywo, czy osoby zasiadające przed telewizorami. Z jednej strony są więc ci, którzy dużo zapłacili, żeby być na miejscu, z drugiej – miliardy osób przed ekranami. Próba pogodzenia potrzeb jednych i drugich czasami przynosi niekorzystne efekty. W przypadku telewizyjnej transmisji paryskiej imprezy można np. zwrócić uwagę na pewne dłużyzny.
Skąd one się brały?
Stąd, że ci, którzy byli na miejscu chcieli zobaczyć np. jak ogień olimpijski płynie kilka kilometrów rzeką. Z ich punktu widzenia to było bardzo widowiskowe. W telewizji zdecydowanie lepiej wyglądałoby to w pewnym skrócie i przyspieszeniu. To pułapka, w którą trudno nie wpaść w przypadku tego typu realizacji.
Ale były też momenty, które mogły się podobać?
Oczywiście. To było absolutnie fantastyczne widowisko. Bardzo doceniam fakt, że do udziału w nim wybrano tak mocną, a przede wszystkim – różnorodną reprezentację artystów i artystek z całego świata. Cieszę się, że między takimi gwiazdami jak Lady Gaga i Celine Dion, znalazło się też miejsce dla znakomitego polskiego śpiewaka, Jakuba Józefa Orlińskiego. To, co mnie szczególnie zachwyciło w przypadku tej imprezy, to odejście od stadionowego schematu i świetne wykorzystanie walorów, tradycji i siły samego Paryża.
W jaki sposób wykorzystano ten potencjał?
Nie należę do tej grupy, która uważa, że to Polacy nauczyli Francuzów jeść widelcem, było raczej odwrotnie. I to widowisko pozwalało się przekonać o tym, jak wiele świat zawdzięcza Francji. Paryż to wyjątkowe miejsce na mapie świata i światowej kultury. To był znakomity pomysł, żeby przy okazji tego wydarzenia pokazać, jak piękne jest to miasto i jak wiele jest w nim miejsc ikonicznych dla światowego dziedzictwa: Luwr, wieża Eiffla i wiele innych. To się świetnie sprawdziło. Bardzo mnie to zachwyciło, choć jednocześnie mam pretensje do obu polskich stacji, które transmitowały tę imprezę.
O co pretensje?
Że nie zatrudniły odpowiednich osób do komentowania tego, co można było zobaczyć na ekranie. Wydaje mi się idiotyczne, że widowisko tego typu relacjonowali komentatorzy sportowi. Z całym szacunkiem dla ich wiedzy dotyczącej zagadnień sportowych i historii sportu, w studiu powinien raczej zasiąść ktoś, kto się zna na historii kultury i potrafiłby trafnie opowiedzieć o kontekstach i punktach odniesienia poszczególnych scen czy motywów. A przy okazji – znałby jeszcze Paryż i mógłby to wszystko umieścić w opowieści o tym mieście.
Ale czy w ogóle jest ktoś taki?
Oczywiście. Miałbym znakomitą propozycję – Andrzej Seweryn, znawca kultury, niemal zrośnięty zawodowo z Paryżem. Bardzo chciałbym zobaczyć to widowisko jeszcze raz, z jego komentarzem. To być może pozwoliłoby uniknąć tak absurdalnych sytuacji jak wypowiedź Przemysława Babiarza na temat piosenki Johna Lennona. Mogę mu tylko współczuć jego nieuctwa. Pewnie wie, kto i w jakim czasie przebiegł 100 metrów w 1964 roku, ale do komentowania wydarzeń kulturalnych zdecydowanie nie powinien się zabierać. Inna rzecz, że zawieszanie go przez telewizję tylko dlatego, że – nie pierwszy raz zresztą – palnął głupotę, to też nie najlepszy pomysł.
A ta sprawa z “Ostatnią wieczerzą”?
No właśnie, kolejny przykład tego, jak bardzo przydałby się rzetelny i sensowny komentarz. Kogoś, kto wie, że oprócz “Ostatniej wieczerzy”, istniała też “Uczta bogów” i potrafiłby w odpowiedni sposób uzasadnić, czemu to właśnie motyw zaczerpnięty z tego obrazu pojawił się w tym momencie widowiska.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ale może takich sytuacji trzeba jakoś unikać, kiedy przygotowuje się widowiska masowe, czyli z definicji oglądane przez ludzi o różnych kompetencjach kulturowych?
Mówmy jasno: ludzi niedouczonych. Nie wydaje mi się, że należy unikać takich sytuacji, raczej wręcz przeciwnie – sztuka powinna skłaniać do myślenia, zaskakiwać, wypychać ze strefy komfortu. I może właśnie dobrze, że wokół tej sprawy zrobiła się taka afera – może dzięki temu więcej ludzi dowie się, że istnieją w sztuce rzeczy, o których nawet im się nie śniło. I byłoby dobrze, żeby jak najwięcej osób potrafiło odróżnić Chrystusa od Bachusa. To się naprawdę przydaje. W oglądaniu telewizji, ale i w życiu.
Rozmawiał Przemek Gulda, Wirtualna Polska
W najnowszym odcinku podcastu “Clickbait” mówimy o przerażającym “Kodzie Zła”, którego wielu widzów nie jest w stanie spokojnie oglądać. Odrażający Nicolas Cage będzie się śnił po nocach. Mówimy też o bijącym rekordy “The Bear”. Znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS