Ceremonia otwarcia paryskich igrzysk już w piątek. W sobotę wystartuje turniej siatkarzy, w których pretendentów do tytułu nie brakuje. Kto ma największe szanse na złoto? Czy po tytuł sięgnie drużyna regularna, systematycznie budująca formę? A może w grę wejdzie jakiś czarny koń lub drużyna, która tak jak Francja w Tokio, z meczu na mecz zbuduje formę w trakcie imprezy czterolecia?
11 MOCNYCH DRUŻYN I NOWY SYSTEM GRY
Zapewne wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni podziału na dwie grupy, po sześć drużyn w każdej. To już przeżytek, gdyż w Paryżu po raz pierwszy turniej rozgrywany będzie w formacie trzech grup. Liczba uczestników nie ulegnie zmianie, podobnie jak liczba szczęśliwców, którzy dostaną szansę w fazie play-off. Do dalszego etapu zawodów awansują po dwie najlepsze drużyny z każdej grupy. Stawkę najlepszej ósemki uzupełnią ponadto dwa najlepsze zespoły przegrane (lucky loserzy), którzy przejdą do kolejnego etapu pomimo 3. lokaty. Dalszą drabinkę ciężko przewidzieć, gdyż zgodnie z nowymi ustaleniami, pary ćwierćfinałowe zostaną dobrane według całkowitego rankingu: 1-8, 2-7, 3-6, 4-5.
Grupa A: Francja, Słowenia, Kanada, Serbia
Grupa B: Polska, Włochy, Brazylia, Egipt
Grupa C: Japonia, USA, Argentyna, Niemcy
Nowy system ma swoich zwolenników i przeciwników, lecz wszyscy są zgodni co do jednego, że ważną zmianą jest dopuszczenie do kadry 13 zawodnika.
Zobacz również:
IO: Cel: ćwierćfinał. Ile zespołów z grupy go spełni?
GRUPA ŚMIERCI?
Stawkę otwierają obrońcy tytułu, Francuzi, którym w grupie przyjdzie się mierzyć ze Słowenią, Kanadą i Serbią. Grupa nie łatwa, ale jeśli chce się pokazać siłę przed własną publicznością, to nie ma lepszego sposobu, wszak myśląc o kolejnym złocie, powinno umieć się wygrywać z każdym. W Tokio Francja okazała się najlepsza, choć niewiele ekspertów na nią stawiało, to była to drużyna, która w trakcie turnieju urosła i zbudowała się na nowo. Francuzi po czterech (a w zasadzie trzech) latach, dalej są znaczącą siłą, lecz zdaje się, że nie każdy wierzy w obronę przez nich tytułu.
– Wróciliśmy na swoje i miejsce i odzyskaliśmy swój rytm gry, powróciliśmy do swojego stylu gry sprzed trzech lat. Mamy wysoką jakość gry, wiemy też, że są lepsze drużyny od nas. Potrzebujemy ośmiu, dziewięciu zawodników, którzy będą stanowili o naszej sile i jakości gry – zapewniał w rozmowie z redakcją Polsatu Sport AndreaGiani.
Pewnym jest, że wiele zależeć będzie od formy liderów oraz od tego, na którego rozgrywającego zdecyduje się ostatecznie włoski szkoleniowiec.
Wysokie aspiracje mają także Słoweńcy, którym charakteru i umiejętności nikt nie odmówi. Wydaje się, że podopieczni Gheorghe Cretu są bardzo dobrze przygotowaną drużyną, czego dowiedli już bieżącym sezonie. Dla Słoweńców paryskie igrzyska będą spełnieniem marzeń, gdyż wystąpią tam w roli debiutantów. Zdaniem wielu to właśnie ta drużyna ma papiery na zostanie czarnym koniem zawodów, a pewna świeżość i brak obycia na olimpijskich parkietach może być dużym atutem.
– Zacząłem pracę z tym zespołem w 2022 roku tuż przed mistrzostwami świata i od początku naszym wspólnym celem było spełnienie marzenia o wywalczeniu kwalifikacji olimpijskiej. Tuż po MŚ, które zakończyliśmy na czwartym miejscu, a pamiętam, że wtedy dołączyłem do drużyny bardzo późno, bo na ostatnim etapie przygotowań do turnieju, rozmawiałem z przedstawicielami federacji słoweńskiej o planach zespołu na przyszłość i ich oczekiwaniach. Od razu zrozumiałem, że wielkim marzeniem tej drużyny nie jest tylko sam awans na igrzyska, ale walka o medale, zresztą tak jak w przypadku wielu innych zespołów, które będą uczestniczyły w turnieju olimpijskim – przyznał Cretu.
Kanada i Serbia uzupełniają stawkę grupy A. Dwa mocne zespoły, z zupełnie inną grą, lecz oba z dużymi rezerwami i potencjałem. O ile Amerykanie na papierze wydają się poza zasięgiem, tak wszystkie pozostałe ekipy walczyć będą ze sobą o 2. lokatę i być może szczęśliwą pozycję lucky losera. Kanada to zespół absolutnie nieobliczalny, który zdążył pokazać swoją wartość na arenie międzynarodowej. Unormowaną pozycję na Starym Kontynencie mają natomiast Serbowie, którzy zawsze mogą zaatakować z drugiego szeregu. Dla części utytułowanych zawodników będzie to także pożegnanie z imprezą czterolecia.
EGIPT CHŁOPCEM DO BICIA
W grupie B oczy polskich kibiców będą zwrócone ku biało-czerwonym, którym przyjdzie zagrać z Włochami, Brazylijczykami i Egipcjanami. Naturalnie podopieczni Nikoli Grbicia są jednymi z faworytów do medalu, ale jak pokazały ostatnie lata, sprawa wcale nie jest taka łatwa. Zwłaszcza, gdy w grupie ma się mistrzów świata oraz nieobliczalnych Canarinhos. Wiele dyskutowano nad powołaniami selekcjonera polskiej kadry, komentując przy tym dyspozycję poszczególnych zawodników. Teraz nie ma już ucieczki, a parkiet zweryfikuje wszystko. Ostatnie mecze kontrolne z udziałem biało-czerwonych uspokajają część kibiców, pozostali wciąż drżą wyliczając nieprawidłowości.
– Zawsze pojawiają się zwiększone emocje przy igrzyskach olimpijskich. Czeka się na nie cztery lata, w tym wypadku trzy. Jesteśmy podekscytowani i nie możemy doczekać się tego, aż zagramy pierwszy mecz – zapowiedział Aleksander Śliwka.
Doczekać się nie mogą także kibice, a turniej rozstrzygnie wyłącznie czas. Niewątpliwie faworytami do medalu są także Włosi, którzy pomimo bogatej kolekcji olimpijskich krążków nigdy nie zdołali stanąć na najwyższym stopniu podium. Mistrzowie świata mają po swojej stronie wiele argumentów, ich utrapieniem w ostatnim czasie jest jednak środek siatki, gdzie co chwilę pojawiają się jakieś urazy i kontuzje. Włochy to zespół kompletny, których stać na wiele. Nie wiadomo, czy Paryż okaże się dla nich szczęśliwy, jednak biorąc pod uwagę zdolną młodzież, to nie mają prawa martwić się o kolejnych następców wielkich gwiazd.
Z podobnymi problemami zdrowotnymi mierzą się także Brazylijczycy. Na kilka dni przed startem igrzysk urazu nabawili się Joandry Leal oraz Alan Souza. Wszystko jednak wskazuje na to, że zawodnicy będą w stanie zagrać w turnieju. Canarinhos, jak zawsze mogą zrobić wszystko albo odpaść w abstrakcyjnych okolicznościach. Niemniej Bernardo Rezende rzucił wszystkie ręce na pokład, a Brazylia, której po igrzyskach w Tokio wytykano wiek, w tym sezonie ma pewne powiewy świeżości. Wielkie nazwiska i wielkie emocje, tego zawsze można spodziewać się po drużynie z Ameryki Południowej.
Chłopcem do bicia w niesamowicie ciekawej grupie będą Egipcjanie. Przedstawiciele Czarnego Lądu to najpewniej najsłabszy zespół w całej stawce. Choć dużym osiągnięciem było dla nich zdobycie brązu ostatniej edycji Challenger Cupu, to w starciu ze światową czołówką zdają się bez szans. Egipt nie zachwycił podczas Memoriału Huberta Jerzego Wagnera, nie zachwycał także wcześniej, grając prostą siatkę i opierając się na oczywistych schematach. Polska, Brazylia i Włochy bez większych problemów powinna ograć Egipcjan do zera, a to oznacza duże szanse na zakwalifikowanie się z listy rezerwowych właśnie jednego z zespołów z grupy B.
WSZYSTKO SIĘ MOŻE ZDARZYĆ
Grupę C otwiera kadra Stanów Zjednoczonych, która postawiła na całkowicie inny sposób przygotowania. Siatkarska Liga Narodów nie była dla Amerykanów żadnym sprawdzianem, czego dowodem było wysłanie w pierwszym tygodniu do gry, ustępującej najlepszym kadry B. W kolejnych tygodniach trochę się to zmieniło, lecz Amerykanie zakończyli przygodę z turniejem na 12. miejscu. Zamiast tego doświadczona czołówka przygotowywała się w zaciszu, pod czujnym okiem trenera Johna Sperawa. Ciężko powiedzieć, na co stać reprezentacje USA, a ostatni turniej towarzyski w Gdańsku z udziałem Polaków i Japończyków, może budzić pewne zastrzeżenia wśród kibiców amerykańskiego dream team. Rzeczą, na którą często zwraca się uwagę, to metryka części zawodników. Amerykański szkoleniowiec jedna uspokaja, a w wieku swoich zawodników widzi więcej plusów i minusów.
– Wybór zespołu pozwala nam teraz zarządzać zespołem weteranów i trudami związanymi z podróżami na turnieje Ligi Narodów, aby zapewnić odpowiednią równowagę między treningiem, regeneracją i meczami, aby przygotować się do igrzysk– ocenił.
Niezależnie od aktualnej formy reprezentacja Stanów Zjednoczonych będzie faworytem do wyjścia z 1. miejsca, o co jednak nie będzie łatwo.
Szalenie ambitną drużyną w stawce jest także Japonia, która z sezonu na sezon jest coraz silniejsza. Japończycy przede wszystkim grają zupełnie inną siatkówkę, a ich zaletą jest defensywa oraz niesamowita dynamika gry. Zagraniczne doświadczenia części zawodników zdobyte m.in. we Włoszech, są duża wartością. Japonia zachwyca i zdobywa wierne rzesze fanów, pytanie tylko, czy w Paryżu ponownie zawojuje sercami kibiców na całym świecie. Igrzyska będą także końcem współpracy z Philippe Blainem, ojcem japońskich sukcesów ostatnich lat, który kadrę prowadził od 2017 roku.
– Jedziemy na igrzyska olimpijskie do Paryża po medal. Na pewno przywieziemy go do domu. Z trenerem Blainem współpracujemy już osiem lat. Doświadczyliśmy chwil, kiedy nie udało nam się wygrać. Myślę, że to ważne, aby osiągnąć rezultaty w kulminacyjnym momencie naszych wysiłków – deklarował YukiIshikawa, jeden z liderów japońskiej drużyny.
O podium będzie bić się także Argentyna, która w Tokio okazała się czarnym koniem, sięgając po wielu latach przerwy, po brązowy medal. W drużynie znajduje się wielu zawodników pamiętających niedawny sukces, lecz w aktualnym sezonie podopieczni Marcelo Mendeza, prezentują się często poniżej oczekiwań. Argentyna dysponuje znakomitymi zawodnikami i dużymi indywidualnościami, które potrafią grać zespołowo. Kto wie, czy asem w rękawie ponownie nie okaże się czarodziej rozegrania Luciano DeCecco.
Listę uczestników zamykają Niemcy, którzy być może również zostaną czarnym koniem. Dynamicznie rozwijający się zespół wyraźnie nabrał wiatru w żagle pod wodzą Michała Winiarskiego. Polak zmienił parę rzeczy stwarzając drużynę, która była być może największym zaskoczeniem poprzedniego sezonu. Spotkania kontrole z Brazylią z pewnością są potwierdzeniem formy, chimerycznych na początku roku Niemców.
– Nas nie było w igrzyskach olimpijskich od 12 lat. W poprzednim sezonie nikt na nas nie stawiał i po części jest to naszą siłą. Lubimy startować z pozycji underdoga. Potrafiliśmy w kwalifikacjach pokonać silne zespoły. W Memoriale Wagnera graliśmy z 1. i 4. zespołem światowego rankingu i w obu przypadkach byliśmy blisko zwycięstwa. Idziemy w dobrym kierunku i mamy dwa tygodnie, żeby “odpalić” -przyznawał niedawno polski szkoleniowiec.
Zobacz również:
Igrzyska olimpijskie: Łatwy rywal Polaków na początek [terminarz]
źródło: inf. własna
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS