Agnieszka nigdy specjalnie się nie odchudzała. Przed ciążą ważyła około 50 kilogramów, po – jej waga wahała się w okolicy 60. – Trzy lata temu nagle zaczęłam puchnąć. Byłam w szoku, nie wiedziałam, co się dzieje – mówi w rozmowie z Interią.
Wprowadziła w życie dietę i ćwiczenia. Do sprawy podchodziła dość radykalnie. – Chodziłam na siłownię nawet kilka razy dziennie, kupiłam dietę pudełkową, stosowałam wręcz post, jedząc zaledwie 1000 kilokalorii dziennie. Waga nie spadała, przeciwnie, szła do przodu – wspomina.
Moment krytyczny? Weszła na wagę i zobaczyła 92 kilogramy. Czuła się źle nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. A zapewnia, że rzetelnie próbowała zrzucić wagę. Robiła też badania, szukała przyczyny tego stanu rzeczy.
Po 1,5 roku okazało się, że ma lekką insulinooporność. – Lekarz mi poradził, żebym udała się do diabetologa. Bo jest taki lek, Ozempic, który pomaga schudnąć. Tak to ujął. Podkreślił, że to jest lek na cukrzycę i mogę mieć problem z otrzymaniem recepty, bo lekarze na insulinooporność tego nie przepisują.
Ciałoneutralność – trend odrzucający obsesyjne dbanie o sylwetkę. Ciałoneutralność koncentruje się na aspekcie zdrowotnym. Sylwetka nie musi być perfekcyjna, ale nie można odrzucać faktu, że stan naszego ciała jest bardzo istotny dla zdrowia.
Masowe zjawisko. Tak się odchudzają Polacy
Ozempic to lek, który w składzie ma semaglutyd. Jak czytamy w charakterystyce produktu leczniczego, jest “wskazany do stosowania u dorosłych z niedostatecznie kontrolowaną cukrzycą typu 2 łącznie z odpowiednią dietą i wysiłkiem fizycznym”. Semaglutyd zmniejsza stężenie glukozy we krwi. Lek dostępny jest w postaci roztworu do wstrzykiwań.
Niezgodnie ze wskazaniem chcą go też przyjmować osoby, które cukrzycy wcale nie mają. Dlaczego? Semaglutyd zmniejsza masę ciała i masę tłuszczową w wyniku zmniejszenia podaży kalorii, w tym hamowania apetytu, w szczególności na pokarmy wysokotłuszczowe.
Na forach i innych grupach tworzących się na potęgę w mediach społecznościowych ludzie wymieniają się informacjami, jak pomóc sobie zrzucić zbędne kilogramy. Wspomniany środek pojawia się tam wielokrotnie. Padają też nazwy innych leków, których nie będziemy podawać.
– Wiedziałam, że będzie ciężko, ale byłam zdeterminowana – mówi nam Agnieszka. Dopiero trzeci lekarz zgodził się przepisać jej receptę.
Łącznie Agnieszka schudła 27 kilogramów. – Teraz mam energię i chęć do tego, by żyć – ocenia nasza rozmówczyni.
/
Leki “na odchudzanie”. Psychodietetyczka: Nacisk na wygląd kosztem zdrowia
O leki, które mają pomóc zrzucić zbędne kilogramy, pytamy psychodietetyczkę i psychoterapeutkę Elżbietę Lange. – Nie ma takiego leku, który zastąpi nam zmianę stylu życia, zmianę nawyków i rozprawi się z przyczyną naszej nadwagi lub otyłości, która często ma swoje podłoże psychologiczne w zranieniach i traumach – mówi Interii.
Jak ocenia, leki typu Ozempic działają tymczasowo, krótkotrwale, głównie hamując łaknienie. Pytanie jednak, co dalej. Psychodietetyczka poznała w swoim gabinecie osoby, które po odstawieniu takich substancji rzucały się na słodycze. I to był duży problem, pojawiał się efekt jo-jo.
– Najczęściej ten sam lek musi być stosowany z odpowiednią dietą, ograniczeniem węglowodanów i pracą nad zmianą nawyków. Lekarz najlepiej oceni, co jest potrzebne – dodaje Lange.
Zwraca uwagę na osoby, które decydują “leczyć się” na własną rękę. – To nie jest nowość. Znam przypadki, gdzie ludzie łykali pałeczki tasiemca, aby schudnąć. Są osoby, które zrobią wszystko kosztem zdrowia. Badania pokazują, że kobiety w Polsce bardziej boją się przytyć niż zachorować. Pokazuje to siłę nacisku na wygląd, nawet często kosztem zdrowia – zauważa ekspertka.
Ciałopozytywność “niesie pewne ryzyko”
Elżbieta Lange pytana, gdzie jesteśmy, jeśli chodzi o stosunek do naszych ciał, odpowiada: – Żyjemy w narcystycznej kulturze ładnego obrazka, bardzo wspieranej przez media społecznościowe. Dziś walczymy z czymś jeszcze bardziej abstrakcyjnym i nierealnym do osiągnięcia – obrazem ideału ciała, który w rzeczywistości nie występuje. Utożsamiamy się z ideałem piękna, który jest wirtualny, wykreowany przez grafików i sztuczną inteligencję.
– To bardzo niebezpieczne. Jeśli kilkanaście razy dziennie porównujemy się z wirtualnym ideałem ciała, często podprogowo, zupełnie nieświadomie, najczęściej porównujemy się na własną niekorzyść, co frustruje, niszczy poczucie własnej wartości i zaburza widzenie siebie i swojego ciała – wskazuje ekspertka.
Zauważa również, że trend ciałopozytywności zyskuje na popularności. W mediach społecznościowych pojawia się coraz więcej kont normalizujących sylwetki inne niż szczupłe. Według Lange istnieje ryzyko niewłaściwej interpretacji ruchu ciałopozytywnego. – Akceptacja ciała nie oznacza braku odpowiedzialności za zdrowie. Otyłość jest chorobą, nadwaga jest trampoliną do otyłości. Jeśli nie zwracamy na to uwagi, nie szanujemy własnych ciał i zdrowia.
– Zgadzam się z tym, że każdemu ciału należy się szacunek, bez względu na wygląd, bo ciało nie jest od wyglądania, jest od życia – wskazuje jeszcze Elżbieta Lange. W jej ocenie dziś potrzebna jest “większa neutralność względem ciała”. Ciałoneutralność. – Jemu należy się szacunek, bo to jest nasz dom. Bez niego nasza egzystencja jest niemożliwa – zauważa.
Mimo to, jak ocenia, “wciąż skupiamy się na obrazku, zamiast skupiania się na zdrowiu i potrzebach ciała takich jak ruch, odżywianie, nawodnienie, sen, wypoczynek czy dotyk”. – Często o tym zapominamy. Kultura narcystyczna promuje głównie ładny obrazek, czym robi wiele złego. Dziś właśnie wygląd stał się pierwszym kryterium oceny człowieka – podsumowuje.
Kult szczupłej sylwetki kontra ciałopozytywność. “Ścierają się”
– Te dwa nurty (kult szczupłego ciała i ciałopozytywność – red.) istnieją równolegle, ścierają się – uważa socjolożka Julita Czernecka. – Nadal działa bardzo silny trend westernizacji ciała, kultu młodości i szczupłej sylwetki. Jednakże trend ciałopozytywności również zyskuje na znaczeniu. Staje się coraz bardziej widoczny w mainstreamie. Na przykład niektóre marki promują bieliznę, angażując modelki z bardziej znormalizowanymi sylwetkami, a nie tylko bardzo szczupłych.
Mimo to socjolożka nie ma wątpliwości – kult szczupłych sylwetek jest nadal bardzo silny. Widać to chociażby po sesjach zdjęciowych w rozmaitych magazynach – nadal pojawiają się tam głównie “perfekcyjne” sylwetki.
Jak mówi ekspertka, popularność leków wspomagających odchudzanie wynika m.in. z tego, że z natury jesteśmy leniwi. – Z chudnięciem jest tak, że chcemy to zrobić bez wysiłku. Jeżeli istnieje lek na cukrzycę, dzięki któremu można schudnąć, każdy będzie chciał wziąć zastrzyk i pozbyć się kilogramów – podkreśla socjolożka.
– Najważniejszy trend, który powinien być promowany, to po prostu trend zdrowia. Natomiast kultura, w której żyjemy, nie do końca to promuje. Wystarczy spojrzeć choćby na ilości cukru i przetworzonego jedzenia, które spożywamy – dodaje.
To jednak droga na skróty. – Za wszystko płacimy cenę – te leki też nie pozostawiają nas bez konsekwencji – podsumowuje Julita Czernecka.
Chcesz porozmawiać z autorkami? Napisz: [email protected], [email protected]
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS