Przemyślanie – Marcin Szworak i Kornel Rusin wykonali zadanie! Ten pierwszy przepłynął 15 km wpław Zalew Soliński, ten drugi przebiegł 102 kilometry! W ten bardzo spektakularny sposób pomogli choremu na rozwarstwienie siatkówki w postaci niemowlęcej 1,5-rocznemu Stasiowi Pecce z Polańczyka.
Choroba Stasia może doprowadzić do całkowitej utraty przez niego wzroku. Nadzieją jest leczenie w Stanach Zjednoczonych. Kwotą potrzebną do przeprowadzenia skomplikowanej operacji jest 120 tys. zł. Pomocą w zebraniu tej sumy służyli dwaj przemyślanie. W niestandardowy sposób.
6 lipca br. o godzinie 18.30 z przemyskiego Rynku do Chrewtu 102-kilometrowy bieg rozpoczął Kornel Rusin, były lekkoatleta, obecnie celnik w KAS. Nazajutrz, 7 lipca br., Zalew Soliński wpław na dystansie 15 km przepłynął Marcin Szworak. Zaczął w Chrewcie, zakończył w „Eko-Marinie” w Polańczyku. Temu pierwszemu przez pierwszych kilkanaście kilometrów towarzyszyli biegacze z Przemyskiego Klubu Biegacza. „Biletami” wstępu były dobrowolne wpłaty w dowolnej wysokości na konto akcji pomocy: www.siepomaga.pl/stas-pecka. Dzięki sponsorom i darczyńcom na koncie zbiórki pojawiło się ponad 34 tys. zł. W dniu akcji wpłynęło kolejne 4 tys. zł.
„Złotówka za kilometr”
Ta akcja było kolejną z cyklu „Złotówka za kilometr”. Zainicjował ją właśnie M. Szworak jeszcze w 2006 r. Wówczas zbierał pieniądze na protezę nogi dla 17-letniej Karoliny Wajdy. Idea zbiórki była taka: za każdy kilometr przejechany na rowerze przez Marcina i jego ojca sponsorzy płacili złotówkę. Wtedy dystans wynosił około 2,5 tys. km, na konto Karoliny wpłynęło 20 tys. zł. W kolejnych akcjach pan Marcin przejechał ponad 2,5 tys. km do tureckiego miasta Zonguldak i ponad 5 tys. km do Teheranu. Udało się zebrać wówczas ponad 57 tys. zł.
15-kilometrowy dystans w wodzie był wielkim wyzwaniem dla M. Szworaka. Wiadomo było, że łatwo nie będzie.
– Ten dystans był wyzwaniem ze względu i na odległość, i na zimne prądy w wodzie, i na żar lejący się z nieba. Nie spodziewałem się, że będę walczył o każdy metr. Na drugim kilometrze dopadło mnie zatrucie pokarmowe. Prawdopodobnie złapałem jakiegoś wirusa. Był potworny ból głowy, wymioty i bardzo silne bóle brzucha. Nie mogłem jeść i pić, przepłynąłem cały dystans o litrze wody i jednym bananie. Zacząłem więc odczuwać trochę hipotermię. Gdybym był w domu, nie wyszedłbym z łóżka, ale tu był cel, który chciałem zrealizować. Nie robiliśmy tego dla siebie, tylko dla Stasia. Udało się!
– powiedział pan Marcin.
Dołożył jeszcze 4 km
– Biegałem wcześniej ultramaratony, ale stu kilometrów za jednym zamachem jeszcze nie. Jeden z kolegów z Przemyskiego Klubu Biegacza towarzyszył mi przez całą trasę na rowerze. Dla rowerzysty jazda w tempie biegacza jest równie wyczerpująca, jak bieg. Zdecydowałem się na bieg nocą z kilku powodów. Było chłodniej niż w dzień, rano w niedzielę chciałem być w Chrewcie, bo stamtąd Marcin rozpoczynał swoje wyzwanie. A poza tym mój organizm przyzwyczajony jest do pracy w nocy. Wiedziałem, że w okolicach 70. kilometra może przyjść kryzys. Wyczerpanie, mikrourazy dały znać o sobie nieco później, po 80. kilometrze. Nogi zrobiły się jak z waty. Ale po pięciu do siedmiu kolejnych kilometrach wszystko wróciło do normy. Do zaplanowanych 102 kilometrów, dołożyłem jeszcze cztery
– podsumował K. Rusin.
Gratulujemy!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS