Snajper to nie tylko wybitny strzelec. Co kryje się za tą profesją? I jak tak naprawdę podchodzi się do snajperów w polskiej armii? Przemysław Wójtowicz – weteran polskich sił zbrojnych ujawnia kulisy burzliwych zmian w Wojsku Polskim, wyjaśnia, czy każdy może zostać snajperem i omawia sprzęt używany przez polskich strzelców.
Przemysław Wójtowicz to snajper weteran Wojska Polskiego. Ranny podczas akcji bojowej w Afganistanie jeden z twórców pierwszej w Polsce szkoły snajperów. Szkoleni przez niego snajperzy to współcześnie elita polskiej armii. W rozmowie z Geekweekiem opowiada o profesji snajperów oraz ich miejscu w Wojsku Polskim – tematach, nad którymi pochylił się w książce “Zanim naciśniesz spust”, której jest współautorem.
To na początek – jak się zaczęła pana przygoda z precyzyjnym posyłaniem pocisków?
Oczywiście zaczęła się w wojsku. Służyłem w armii 21 lat na różnych stanowiskach, ale przez przypadek kiedyś zetknąłem się z jedną osobą, która wprowadziła mnie w te meandry i strasznie mi się to spodobało. Wówczas nie miałem za wiele wolnego czasu, a nawet jak miałem wolnego troszeczkę więcej, to wolałem ten czas spożytkować na coś fajnego. Wtedy nie było Internetu, to albo się chodziło na treningi, albo się czytało książki, a ja ten wolny czas poświęcałem na to, żeby doskonalić się w strzelectwie precyzyjnym, razem z tą osobą, która mnie w to wprowadziła. Z czasem przećwiczyłem się w tym tak, że sam zacząłem szkolić strzelców wyborowych. Były to jeszcze czasy zasadniczej służby wojskowej.
Ogólnie moja przygoda z precyzyjnym strzelectwem to prawie 16 lat – 16 lat ciężkiej pracy praktycznie od zera, bo kiedyś zdecydowanie nie wyglądało to tak jak teraz. Obecnie mamy wszystko w zasięgu ręki, bo przecież możemy sobie włączyć Internet, poczytać książki, pójść na kurs, pojechać sobie na różnego rodzaju warsztaty strzeleckie i od fachowców dowiedzieć się wszystkiego, a potem samemu się w tym doskonalić i dojść nawet do perfekcji.
Czy to oznacza, że dziś nawet cywil może zostać snajperem?
Tak, w dzisiejszych czasach cywilny strzelec sportowy bez żadnego problemu może się wyszkolić na snajpera jeżeli tylko będzie chciał. Najpierw trzeba nauczyć się strzelania precyzyjnego, a potem przyjdzie czas na szkolenie taktyczne, medyczne, łącznościowe, pilotowanie drona. W końcu weźmie się udział w zawodach taktyczno-strzeleckich i siłą rzeczy zostanie się w ten sposób de facto snajperem, pozostając cywilem.
Nie jest to dzisiaj tak nieosiągalne jak kiedyś, gdy można było powiedzieć, że zostać snajperem to jak lot w kosmos – obecnie to normalna rzecz. Zresztą w książce, którą napisaliśmy z Arturem, to staramy się to podkreślić, że snajperzy, to nie są jacyś artyści czy ludzie z innej planety, tylko zwykli rzemieślnicy. Osoby, które po prostu wykonują swoją pracę i niczym się nie różnią od każdego innego żołnierza.
Oczywiście do tej pory ten fach był owiany pewną “tajemnicą” i wielu ludzi tak go też traktuje. Wystarczy, że ktoś się wychował na przykład na filmach z Tomem Berengerem, czy nawet obejrzał American Sniper o historii Chrisa Kyle’a. Przez to może się wydawać komuś, że bycie snajperem jest dla ponadprzeciętnych ludzi. Nie, to jest dla całkowicie normalnych ludzi, dla każdego chłopaka.
Czyli każdy może stać się snajperem?
Nie do końca, bo trzeba jednak mieć te umiejętności psychofizyczne. Trzeba być pojętnym człowiekiem, żeby móc na przykład szybko konwertować różnego rodzaju jednostki, błyskawicznie liczyć wszelkiego rodzaju nastawy, czy poprawki.
To musi być ktoś, kto szybko myśli i jest w stanie szybko podjąć decyzję, ale zarazem nie może to być ani maratończyk, ani kulturysta. To musi być ktoś pośredni, z trzeźwym jasnym umysłem, ale też o odpowiednich predyspozycjach fizycznych, żeby był w stanie wytrzymać bardzo długie zmęczenie, przenieść ciężki ekwipunek na duży dystans i wytrzymać wszelkie niedogodności, czyli brak wody, jedzenia i snu.
Ile czasu mogłoby zająć takie szkolenie strzelca cywilnego?
To wszystko zależy od chęci, pojętności nauczanego i pieniędzy, jakie posiada w portfelu, bo nie da się ukryć, że jest to sport drogi, amunicja, broń, udział w kursach kosztuje i to często niemałe pieniądze.
Sam prowadzę takie kursy i sam staram się na nich zarobić. Nie mówię, że zdzieram z ludzi, ale sam chciałbym też coś otrzymać, bo przecież ja pracowałem na to ciężkie lata. 24 lata zajmuje się strzelectwem precyzyjnym. Nie mogę komuś tak po prostu na tacy podać wszystkich swoich umiejętności za darmo. Natomiast jeżeli ktoś by chciał, to w Polsce mamy tak wiele kursów równoległych, następujących po sobie, że w ciągu roku, półtorej można powiedzieć śmiało, że jest się wyszkolonym w tym fachu.
W książce wspomniał pan o snajperach i strzelcach wyborowych w Wojsku Polskim. Czym oni tak naprawdę się różnią?
Różnica jest taka, że strzelec wyborowy to żołnierz pododdziału, który występuje w drużynie, w sekcji, w plutonie. Zazwyczaj jest prawą ręką dowódcy i charakteryzuje się tym, że jest ponadprzeciętnym strzelcem. Ma też troszeczkę inny karabin niż wszyscy. Przeważnie jest to karabin samopowtarzalny – strzelający półautomatycznie i niewymagający przeładowania po każdym strzale przyp. red., wyposażony w lunetę.
Właśnie ta luneta, która jest zamontowana na broni, czyni z niego strzelca wyborowego. Jest on w stanie precyzyjnie i szybko razić cele na dystansie do 600 m i dalej nawet do 800 m.
Przede wszystkim jednak jest on oczami dowódcy. Potrafi bardzo szybko wskazać cel, podać odległość do niego, pokierować ogniem artylerii, lotnictwa, ale również przede wszystkim osłaniać swój pododdział, czyli likwidować newralgiczne cele. Od dowódców przeciwnika, snajperów poprzez obserwatorów czy obsługę ciężkiego sprzętu.
A snajper?
Snajper jest to żołnierz zupełnie osobnego pododdziału. To przede wszystkim zwiadowca, żołnierz wyszkolony wszechstronnie. Snajper może zawsze zastąpić strzelca wyborowego, ale strzelec wyborowy snajpera już nie zastąpi.
To snajperzy pierwsi wchodzą w rejon działań i ostatni z niego schodzą, osłaniając za każdym razem swoje pododdziały. Snajperzy są też zazwyczaj w dyspozycji dowódcy brygady, albo batalionu, czyli nie są dowodzeni przez żołnierzy niższych stopniem, lecz co najmniej przez podpułkownika.
W wojsku wyszkolenie prawdziwego snajpera trwa nawet 4 lata, czyli tyle, co mniej więcej pilota myśliwca. Więc ten czas, który trzeba temu człowiekowi poświęcić, te pieniądze, które trzeba zużyć na jego szkolenie, na jego utrzymanie nie są małe, a poza tym niebagatelne są jego umiejętności na polu walki.
Czyli snajperzy są niezwykle cenni dla wojska?
Bardzo cenni, trzeba ich szanować, a do tej pory niestety polscy dowódcy nie mieli takiego zwyczaju. Nie mówię wszyscy, bo ja miałem prawie zawsze dobrych dowódców, inaczej nie byłbym tu, gdzie jestem ze swoimi umiejętnościami.
Wiem natomiast, jak jest w niektórych jednostkach. Wiem, że snajperzy są często niedoceniani, że są poniżani, że kojarzy się ich z pewnego rodzaju skautami, że to są fanaberie, no ludzie po prostu tego nie rozumieją, ale kto tego nie rozumie? Nie rozumie tego ot zwykły prosty beton. Oficerowie, dla których liczy się tylko kariera, nic więcej. Prawdziwy żołnierz wie dokładnie, do czego służy snajper i wie, jakim zabezpieczeniem jest dla jego pododdziału na polu walki.
W książce, której jest pan współautorem, napisał pan, że na początku swojej kariery, żeby móc w ogóle trenować strzelectwo na dalekie dystanse trzeba było “przekupić” kierownika poligonu.
Tak, ponieważ wiadomo, mamy programy strzelań, wtedy też były one całkiem niezłe. Niektóre były nawet dużo trudniejsze niż teraz. Natomiast ciężko było komukolwiek wytłumaczyć, że chcemy się uczyć czegoś innego. Jeżeli chcieliśmy strzelać precyzyjnie na 800 m do tarczy papierowej, to trzeba było poprosić kogoś o pozwolenie. Pójść na wieżę, na której siedział kierownik zapytać się go czy można. Odpowiedzią zazwyczaj było, że nie można.
No i wtedy negocjowaliśmy tak, że zazwyczaj kupowaliśmy napoje z procentami w dużej ilości i się nam udawało. Byli też tacy kierownicy strzelnicy, którzy nas po prostu lubili. Wiedzieli, że jak my przyjeżdżamy, to z przyjemnością mogą popatrzeć z wieży na nasze szkolenie. Później porównywali nasze treningi z innymi jednostkami i mieli odniesienie, których chłopaków wspierać, a z których można się trochę pośmiać.
No właśnie, a czy współcześnie dalej tak bywa, czy raczej już zmieniła się mentalność w tej kwestii?
Bywa gorzej, w niektórych jednostkach jest regres. Czasami jestem zapraszany do jednostek wojskowych gdzie szkolę żołnierzy albo dostaję zaproszenie od byłych podwładnych. W tamtym roku miałem nieprzyjemną sytuację, którą jednak udało mi się troszeczkę naprawić. Zobaczyłem, że jednostka, która kiedyś miała świetnych snajperów, na chwilę obecną miała całkowitą tragedię. Nie dość, że nie było dobrego, wyszkolonego personelu, to jeszcze brakowało wyposażenia i wsparcia dowódców. Udało mi się tam nawiązać kontakt z dowódcą, wytłumaczyć mu, którędy trzeba iść, a chłopaków pokrzepić, podszkolić i pokazać im kierunek działań.
Jak przejawiały się zmiany w polskiej armii na przestrzeni pana kariery i jak pan to odczuł?
Powiem tak – zacząłem służbę w brązowych butach i szarym mundurze, a skończyłem w multicamie. Widziałem całą tą przekształcającą się armię. Miały swoje plusy tamte czasy podobnie jak czasy pośrednie. Obecnie też pewnie są jakieś plusy. Natomiast ja widzę aktualnie straszne rozprężenie i marazm. Wojsko stało się korporacją. Już nie przychodzą tam w większości ludzie z pasji, którzy na przykład cieszą się, że są w mundurze, bo przecież nosić polski mundur, to jest zaszczyt.
Szczerze mówiąc, zawsze bałem się tego momentu, kiedy będę odchodził z wojska, a jednak na sam koniec okazało się, że się z tego cieszę. Przed samym odejściem naprawdę już nie czułem się dobrze w armii. Uznałem, że nie będę tracił już więcej czasu, ani denerwował innych swoją postawą. Wiedziałem, że stałem się ogniskiem zapalnym, że moja chęć do tego, żeby poprawić stan rzeczy, drażni innych, którym ten marazm się podoba. Stąd też musiałem się z wojskiem pożegnać.
Czyli można powiedzieć, że ten popularny beton dalej mocno się trzyma.
Beton zawsze będzie. Zawsze będą tacy ludzie, którym bardzo pasuje to, że siedzą w kwitach i przerabiają tylko dokumentację zamiast być na placach ćwiczeń i wspierać, a przede wszystkim rozumieć żołnierzy.
Skupmy się teraz bardziej na broni. Przeczytałem w książce, że zaczynał pan na SWD, czyli karabinie snajperskim produkcji radzieckiej z lat 60. Jak obecnie wygląda sytuacja z bronią wśród snajperów?
Obecnie karabiny są bardzo dobre moim zdaniem. Są to TRG M10 ogólnie najpopularniejszy, czy Accuracy International AWM w jednostkach specjalnych. To są naprawdę dobre karabiny. Kalibry amunicji są już właściwe, czyli .338 Lapua Magnum. Do treningów natomiast używa się .308 Winchester. Bardzo dobre są też celowniki.
Natomiast czy ta broń jest dla wszystkich? W dalszym ciągu widzę stare dziadowskie poresursowe TRG-22 albo bardzo mocno styrane karabiny polskiej produkcji Alex, które są naprawdę dnem. W dalszym ciągu używane są polskie karabiny TOR z Tarnowa – kompletne dno, również nienadające się do niczego.
Na dzisiaj trzeba byłoby przejść już chyba li tylko na kaliber .338 Lapua Magnum jeżeli chodzi o użycie bojowe. Oczywiście oprócz amunicji typowo snajperskiej powinno się również używać amunicji AP i API, czyli przeciwpancernej i przeciwpancerno-zapalającej. Ma ona taką samą trajektorię jak amunicja treningowa. Możemy więc trenować na amunicji tańszej, a w sytuacji bojowej załadować amunicję przeciwpancerną i skutecznie razić cele lekko opancerzone. Za pomocą amunicji AP możemy bez problemu przebić na wylot bojowy z wóz piechoty z niedużego dystansu.
Czyli stosuje się przede wszystkim kaliber .338 Lapua Magnum. Czym on się różni, od tych, które wcześniej były używane?
Przede wszystkim jest to większy kaliber. Nie jest tak ciężki jak na przykład .50 BMG, czyli karabin nie waży dużo, amunicja też nie waży bardzo dużo, a ma bardzo fajne parametry balistyczne. Możemy spokojnie strzelać na 1,5 tys. m i być pewnym trafienia. W poprzednich kalibrach na przykład .308 Winchester zasięg skuteczny to było jakieś 800 m. Oczywiście z tej broni można strzelać dużo dalej, ale wtedy prędkość kuli spada już poniżej prędkości dźwięku, przez co znacznie pogarszają się jej właściwości.
A jak to jest ze słynnymi, potężnymi karabinami wielkokalibrowymi? Do czego tak naprawdę są używane?
To są przede wszystkim karabiny typu AMR, czyli anti-materiel rifle – broń, którą możemy użyć do niszczenia na przykład śmigłowców, radarów, uszkodzić nią wozy opancerzone, centra dowodzenia.
Jest to broń do tak zwanych działań planowych. Z tym się nie chodzi na plecach na co dzień. Karabiny AMR ważą zwykle ponad 16 kg, a amunicja dwa razy tyle – z tym się nie spaceruje. Wykorzystuje się ją tylko wtedy, gdy wymaga tego zadanie.
Czyli nie jest tak jak w grach czy filmach, że snajperzy normalnie biegają z bronią wielkokalibrową?
Nie, nie, w grach jak ktoś biegnie z karabinem Barret M107, strzela i dalej biegnie, to nie ma to sensu. Nie jest to możliwe.
Czy są jakieś przedmioty nieoczywiste, nietypowe, które snajper zawsze ma przy sobie podczas misji?
Tak, oczywiście, teraz modne są na przykład tripody, czyli coś na wzór statywu fotograficznego. Jest to bardzo wygodne, bo przytroczone do plecaka możemy w każdych warunkach rozłożyć i przypiąć do tego karabin. Przykładowo, gdy przebywamy w wysokiej trawie i nie jesteśmy w stanie się położyć, to rozkładamy tripod i strzelamy. W lesie, czy pomieszczeniu możemy rozłożyć go za osłoną i strzelać z ukrycia. Obecnie jest to sprzęt bardzo modny wśród snajperów.
Tak samo stosujemy sekatory, żeby nie szarpać się z krzakami. Żeby po prostu nie wyglądało to śmiesznie, że ktoś ręcznie łamie gałęzie. Sekatorem nie tylko jestem w stanie szybko sobie dostroić maskowanie do mojego stroju maskującego, ale również wyciąć sobie okienko w krzakach, ale i tak samo przyciąć trawę na stanowisku czy cokolwiek innego.
Ważne, żeby przycinanie wyglądało bardzo delikatnie, subtelnie, żebym nie został zauważony, bo ludzkie oko najszybciej ze wszystkich ssaków zauważa właśnie ruch.
A jak snajperzy zwykle zachowują się po służbie?
Snajperzy to bardzo różne charaktery, bo to są indywidualności. Zazwyczaj jeden może na przykład po służbie lubić palić, papierosy czy coś. Chociaż ja bardzo nie lubię, jak snajperzy palili papierosy, ale są i tacy, którzy od czasu do czasu pójdą gdzieś w melanż, ale za to są dobrymi snajperami, dobrymi żołnierzami. Więc ciężko jest ich krytykować za to, że akurat mają po służbie takie, a nie inne odejście od tematu.
Jedni wrócą do domu i są tak, jak napisałem w książce: “family guy” i cieszą się tym, że są w domu i że mogą się oderwać od tego. Inni wolą w zupełnie inny sposób odreagować i nie można ich krytykować. Ważne, że kiedy trzeba stają na wysokości zadania.
Istnieje jakiś wzorzec charakteru snajpera?
Zwykle to są ludzie bardzo fajni, otwarci i przede wszystkim weseli, bo co cechuje człowieka inteligentnego? Poczucie humoru.
Czy to prawda, że snajperzy, czy to na misjach, czy też podczas szkolenia, pozostają nieruchomo przez wiele godzin?
Wszystko zależy od zadania, jeżeli jest to zadanie planowe i trzeba w jakimś miejscu się pojawić wcześniej i czekać na cel, to może to potrwać. Natomiast nigdy nie trwa to zazwyczaj więcej niż 72 godziny, bo po 72 godzinach skuteczność działania snajpera zdecydowanie spada. Jest to przebadane – możliwość oddania celnego strzału spada poniżej 50%, więc nie ma to już żadnego sensu.
Do tych 72 godzin trzeba być wyszkolonym. Pracuje się też minimum w parze snajperskiej albo w sekcji czteroosobowej, więc od czasu do czasu się zmieniamy na przykład obserwator – strzelec. To są ludzie, którzy mają taką samą profesję, tylko w danym momencie wykonują inne zadanie. Jeden siedzi na przykład na radio, a inny odpoczywa, albo zabezpiecza i ma troszeczkę lżejszą robotę gdzieś tam z tyłu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS