Zapraszamy do przeczytania najnowszego felietonu PAPA:
Sztuka teatru jest najbardziej ulotną sztuką. I najbardziej pańską ze wszystkich sztuk. Rzuca niedbałym gestem swoje bogactwa, nie dbając o ich przetrwanie. Może dobrze, że tak jest.
Zofia Kucówna w Zapachu Szminki napisała powyższe słowa. I chyba one najlepiej oddają to, co chciałem napisać. Wstyd przyznać ale do teatru rzadko chodzę. Może to kwestia tej konieczności wyprawy do Krakowa, zorganizowania biletów, znalezienia na to wszystko czasu i poświęcenia tego, co lubię bardziej. A może to tylko wymówki wynikające z faktu, że Krakowa się już nabyłem przez lata mieszkania w nim. W tamtym latach to było smutne miasto okresu upadającego komunizmu. Z kolei te zmiany, które zaszły w nim później sprawiają, że czuję się w nim niespokojny.
Ale teatry przyjechały do nas. Pamiętam pierwszy spektakl na który wybrałem się (przypadkiem) na laskowski festiwal śliwki, miodu i sera. Nie wiem jaki był tytuł tego przedsięwzięcia, fabuły nie będę opisywał, nie chcąc się zbłaźnić tym, że być może wszystko opatrznie zrozumiałem. Ale pamiętam z tego gorącego, pełnego waty cukrowej, coli i napojów innego nieco kalibru feerię barw, odgłosy bębnów i wspaniałych szczudlarzy z pochodniami, wyglądających w swych szatach jak anioły w dniu Sądu Ostatecznego lub jak kosmici z innych galaktyk, którzy akurat tego wieczora wysiedli ze swojego statku akurat w Laskowej i chcieli nauczyć nas miłości i szlachetności.
Zobacz również:
Stałem tam z kubkiem w dłoni, obok mnie stali inni. Na początku z drwiącymi uśmiechami, docinkami, popisami przed swoimi żonami, dziewczynami, kolegami. A jednak każdy kolejny moment przedstawienia powodował, że ci którzy zostali milczeli. Patrzyli, słuchali, coraz ciszej komentowali. A po wszystkich wszyscy poszliśmy, każdy w swoją stronę. Ale każdy jakiś inny, zmieniony. Tak jakby ze świateł tych pochodni poleciały iskry i trafiły prosto do serc oglądających.
Miałem okazję być wczoraj o 21 na limanowskim rynku. Było ciepło, było tak samo pięknie. Teatr uliczny ma to do siebie, że każde przedstawienie jest inne. Takie jak było wczoraj już się nie powtórzy nigdy. Może ta sama grupa będzie je grała gdzieś na innych ulicach, placach innych miast. Ale tych, co byli wczoraj (nas) już tam nie będzie.
Ogromne gratulacje dla Pana Wacława Zonia, który kiedyś przed laty postawił sobie za cel namówić swojego brata (Jerzy Zoń – dyrektor teatru KTO w Krakowie, człowiek instytucja) by zawitał na teren limanowszczyzny. Ogromne gratulacje dla Limanowskiego Domu Kultury, że Dni Limanowej to nie tylko występ gwiazdy i wesołe miasteczko. Czyż w kulturze nie chodzi o to by poszerzać nasze horyzonty? Sztuka to przecież nie hermetyczne sale i ludzie dyskutujący o subtelnościach poszczególnych aranżacji. Sztuka to przecież też jarmarczni kuglarze, połykacze ognia, dowcipnisie sypiący żartami z władzy. To przecież także błazny, często mądrzejsze od władców, którymi służyli. To interakcja z publicznością, reakcja na to co ludzie krzyczą i z czego się śmieją.
Mam nadzieję, że ten cykl stanie się normą. Że Limanowa stanie się z tego znana, że w początkach lipca także i taka impreza, dostępna dla wszystkich, wciągająca publiczność i przypadkowych przechodniów, pięknie wyglądająca będzie się odbywać corocznie. W niedzielę ostatnia szansa na wieczór na rynku z teatrem. Nie wiem co będą grali i szczerze mówiąc nie będzie mnie to przeszkadzać. Teatr to nie film – nie muszę rozumieć fabuły, nie muszę nadążać za akcją.
Pamiętacie „Skazanych na Shawshank” z Morganem Freemanem i Timem Robbinsem i scenę w której Andy zamknął się w gabinecie naczelnika więzienia i puścił przez radiowęzeł arię z jakieś włoskiej opery? (to było „Wesele Figara” Mozarta ale o tym dowiedziałem się dużo później). Słowa Reda, które wtedy płynęły z offu są chyba najlepszą puentą, po co są takie wydarzenia, takie historie.
“Po dziś dzień nie wiem, o czym śpiewały te dwie Włoszki. Prawda jest taka, że nie chcę wiedzieć. Niektóre rzeczy powinny pozostać niewypowiedziane. Lubię sobie wyobrażać, że śpiewały o czymś tak pięknym, iż nie wyrazisz tego słowami, choćby serce miało ci pęknąć. Słowo daję, te głosy wzbijały się wyżej i dalej niż ktokolwiek na całym wielkim świecie mógłby zamarzyć. Wydawało się, że piękny ptak wleciał do naszej małej klatki i sprawił, że znikły mury. Przez krótką chwilę każdy człowiek w Shawshank poczuł się wolny.”
Tak, dobrze jest przeżyć taki wieczór.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS