Amerykańskie pomysły na to, jak obronić Tajwan na wypadek chińskiej inwazji, lub odstraszyć Pekin od takiej decyzji, stają się coraz spójniejsze. Wielkich zaskoczeń nie ma, wszystko wynika z rozwijanych od lat nowych koncepcji walki, które można weryfikować i rozwijać w oparciu o doświadczenia wojny rosyjsko-ukraińskiej. Jednocześnie wojna pozwala lepiej przedstawić te pomysły opinii publicznej i politykom. W ostatnich tygodniach pojawiło się też wreszcie hasło zgrabnie to wszystko ilustrujące – „krajobraz piekieł” (hellscape).
– Chcę zamienić Cieśninę Tajwańską w bezzałogowy „krajobraz piekieł” przy użyciu szeregu tajnych środków, aby przez miesiąc uprzykrzyć im życie, co da mi czas na resztę wszystkiego – powiedział w wywiadzie udzielonym gazecie The Washington Post podczas singapurskiej konferencji Shangri-la Dialogue dowódca INDOPACOM-u, admirał Samuel Paparo. Rozmowę przeprowadzono na początku czerwca, a termin „krajobraz piekieł” robi od tamtej pory karierę.
Admirał Paparo nie jest jednak twórcą tego szlagwortu. Zaszczyt ten przypada jego poprzednikowi, admirałowi Johnowi Aquilino, który po raz pierwszy publicznie użył terminu „krajobraz piekieł” w sierpniu ubiegłego roku podczas Emerging Technologies for Defense Conference and Exhibition.
„Krajobraz piekieł” często pojawia się w opublikowanym 20 czerwca raporcie „Swarms over the Strait: Drone Warfare in a Future Fight to Defend Taiwan” think tanku Center for New American Security (CNAS). Jak ma to wyglądać w praktyce w wizji CNAS? Jak już wiadomo na przykładzie Rosji, przygotowań do pełnoskalowej inwazji nie da się ukryć, co daje względnie dużo czasu na przygotowania. W przypadku Cieśniny Tajwańskiej ma to oznaczać rozmieszczenie z wyprzedzeniem tysięcy systemów bezzałogowych różnych rozmiarów, powietrznych, lądowych, nawodnych i podwodnych. Od momentu wybuchu wojny mają one prowadzić rozpoznanie i atakować siły inwazyjne od portów wyjściowych po ewentualne przyczółki ustanowione na Tajwanie.
Z racji ograniczonego obszaru działań możliwe ma być zastosowanie amunicji krążącej, tak lotniczej, jak i morskiej. Dla Amerykanów szczególnie inspirujące są ukraińskie doświadczenia z wykorzystaniem morskiej amunicji krążącej i generalnie wszystkie metody użyte do zepchnięcia Floty Czarnomorskiej do defensywy i zniesienia rosyjskiej blokady. Departament Obrony już kupił pewną liczbę bezzałogowych pojazdów autonomicznych Muskie M18 opracowanych przez spółkę Maritime Tactical Systems (MARTAC). Ten nieduży USV zaczynał karierę jako maszyna transportowa, ale dzięki prędkości około 48 węzłów całkiem dobrze miał się odnaleźć w nowej, bojowej roli.
Pomysły CNAS na „krajobraz piekieł” obejmują ataki nie tylko na siły inwazyjne, ale również na żeglugę handlową. Sama idea nie jest nowa, powraca regularnie w amerykańskim dyskursie, ale do tej pory częściej mówiło się o wojnie krążowniczej, a nawet powrocie kaperstwa, a nie o wykorzystaniu bezzałogowców. Atak na żeglugę handlową, szczególnie w Cieśninie Tajwańskiej to nie tylko uderzenie w chińską gospodarkę. Cywilne jednostki i podmioty odgrywają dużą rolę w logistyce chińskich sił zbrojnych.
Za pewnik należy przyjąć, że Chińczycy będą wykorzystywać nieoznaczone jednostki cywilne do skrytego przerzutu oddziałów i zaopatrzenia, bez oglądania się na konsekwencje. Wszak ewentualne zatopienie przez Amerykanów faktycznie niewinnego statku będzie można wspaniale wykorzystać propagandowo. W przypadku masowego użycia systemów autonomicznych o pomyłki będzie nietrudno.
Bob Work, były zastępca sekretarza obrony i współautor raportu, zwraca uwagę na jeszcze jeden istotny czynnik. Jest nim stworzenie odpowiedniej bazy przemysłowej umożliwiającej masową produkcję systemów bezzałogowych i nie tylko. Oprócz zdolności produkcyjnych potrzebne są też wieloletnie kontrakty ramowe, które zachęciłyby firmy zbrojeniowe do budowy nowych fabryk.
Co na to wojsko?
„Krajobraz piekieł” wpisuje się w istniejące już koncepcje. Wystarczy wspomnieć chociażby ujawniony w sierpniu ubiegłego roku program Replicator. Jego celem jest opracowanie niewielkich, tanich platform wykorzystujących sztuczną inteligencję. Tym sposobem ma zostać rozwiązanych kilka problemów. Replicator ma umożliwić masowe użycie systemów, których nie będzie szkoda tracić. Tym sposobem ma zostać przełamana klątwa coraz wyższych kosztów jednostkowych.
Działania w Cieśninie Tajwańskiej byłyby prowadzone jednocześnie przez marynarkę wojenną, siły powietrzne, wojska lądowe i piechotę morską, konieczne jest więc stworzenie sieciocentrycznego systemu dowodzenia i wymiany danych. US Navy pracuje nad swoim „Overmatch”, wojska lądowe mają „Project Convergence 2020”. Całość ma natomiast spinać rozwijany przez Pentagon systemem dowodzenia i kontroli we wszystkich domenach (Joint All-Domain Command and Control). JADC2 zakłada połączenie sieci łączności i czujników poszczególnych rodzajów wojsk w jedną architekturę, stworzenie swego rodzaju chmury bojowej umożliwiającej wymianę informacji, danych wywiadowczych i z rozpoznania, a tym samym przyspieszenie procesu decyzyjnego w przyszłości wspieranego przez sztuczną inteligencję.
Systemy bezzałogowe nie będą ograniczać się do działań bojowych. Równie istotne, jeśli nie ważniejsze, będą działania obserwacyjne i rozpoznawcze. Listę zadań wydłużają wskazywanie celów i funkcja przekaźników łączności. Te ostatnie to kluczowe zagadnienie podczas działań w warunkach silnego zagłuszania i zakłócania sygnałów GPS przez przeciwnika. Wojna rosyjsko-ukraińska pokazała rosnącą rolę walki elektronicznej.
„Krajobraz piekieł” jest na dobrą sprawę wspólnym szyldem dla szeregu dotychczasowych koncepcji, które można podsumować jako: drony, drony, drony. Namiot jest jednak dość obszerny, aby pomieścić nie tylko rozwiązania tworzone z myślą o wykorzystaniu bezzałogowców, ale nawet rozproszone operacje morskie (Distributed Maritime Operations) oraz wysunięte punkty uzbrajania i tankowania (Forward Arming and Refueling Point). Wszak admirał Paparo jasno stwierdził, że systemy bezzałogowe mają jedynie kupić czas. „Krajobraz piekieł” to koncepcja działań asymetrycznych mających przygotować grunt pod przybycie w rejon pierwszego łańcucha wysp głównych sił, które muszą dotrzeć na miejsce z Hawajów i kontynentalnych Stanów Zjednoczonych.
Nieco więcej o pomysłach na działanie tych bardziej konwencjonalnych i symetrycznych sił mówił 2 lipca w Brookings Institute generał Eric Smith, dowódca USMC. Kluczowym zagadnieniem dla Smitha jest zdolność do wykrywania przeciwnika, rażenia go i przekazywania informacji na dalekich dystansach. To jedno z kluczowych doświadczeń z Ukrainy, jeszcze istotniejsze na Pacyfiku ze względu na rozmiary tego teatru działań i na chińskie strefy antydostępowe. Chińczycy od lat inwestują w środki rażenia pozwalające przesunąć własny perymetr obrony aż pod Guam, czego symbolem są przeciwokrętowe pociski balistyczne.
Ale Korpus Piechoty Morskiej, zwłaszcza pułki do działań w strefach przybrzeżnych (MLR), ma operować wewnątrz chińskich baniek antydostępowych. Przy czym, jak wynika ze słów generała Smitha, MLR mają współdziałać z okrętami podwodnymi, naziemnymi jednostkami pocisków przeciwokrętowych i wielodomenowymi jednostkami wojsk lądowych. Co ciekawe, istotną rolę uderzeniową generał przewiduje również dla lotnictwa marines. Żeby było jeszcze ciekawiej, wśród zadań stawianych przed MLR są ataki na bazy chińskiej marynarki wojennej.
Duży niepokój generał Smitha budzą chińskie sztuczne wyspy na Morzu Południowochińskim. Z jego wypowiedzi trudno jednak wywnioskować, czy obawy budzi sam fakt budowy tych obiektów i ich wykorzystanie do umacniania chińskich roszczeń, czy też ich rola w ewentualnym konflikcie. Pamiętajmy, że zdaniem wielu chińskich ekspertów w przypadku pełnoskalowego konfliktu ze Stanami Zjednoczonymi siły rozmieszczone na Morzu Południowochińskim zostałyby szybko zneutralizowane.
Skoro zostały wspomniane rozproszone operacje morskie, nie można pominąć średnich okrętów desantowych. Takie jednostki mają odegrać kluczową rolę w zaopatrywaniu i transporcie marines w strefie walk. Głównym problemem jest tutaj nie tyle wybór projektu, ile spór między USMC a marynarką wojenną, ilu okrętów desantowych w ogóle potrzeba. Sam Smith mówił zresztą jakiś czas temu, że liczba średnich jednostek musi zostać dopiero określona. Natomiast w Brookings Institute generał wspomniał, że udało się dojść do porozumienia z szefową operacji morskich, admirał Lisą Franchetti, co do liczby dużych desantowców. Admirał Franchetti zgodziła się na proponowane przez piechotę morską dziesięć śmigłowcowców desantowych i dwadzieścia jeden okrętów desantowych doków.
FOX 52, Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS