Było 6:3, 1:1, gdy rozpoczął się koncert Julii Putincewej na korcie w stolicy Wielkiej Brytanii. Tenisistka urodzona w Moskwie, a reprezentująca Kazachstan zaczęła grać jeszcze agresywniej, a przy tym dokładniej. Prawie nie popełniała błędów, przejmowała inicjatywę i zaczęła budować swoją przewagę w trakcie meczu trzeciej rundy z Igą Świątek.
Putincewa to nie Osaka
35. na świecie Putincewa w kilkadziesiąt minut wygrała pięć gemów z rzędu i drugą partię 6:1. Grała jak z nut, a Iga Świątek gasła w oczach. Nie mogła nadążyć za rywalką, a nawet gdy ją przyciskała, przeciwniczka prawie zawsze znajdowała sposób, by się obronić. Polka nie kończyła akcji albo popełniała błędy. Trudno tak wygrać pojedynek tenisowy.
W trzecim secie trwała dominacji Julii Putincewej do stanu 4:0. Kazaszka zdobyła tym samym aż dziewięć gemów z rzędu. Ostatecznie zwyciężyła 3:6, 6:1, 6:2. Była wyraźnie lepsza od Polki, nie poszła w ślady Naomi Osaki, która ponad miesiąc temu w drugiej rundzie Roland Garros wysoko prowadziła z Igą Świątek, ale to liderka rankingu zeszła z kortu jako zwyciężczyni. Dlaczego tym razem historia nie powtórzyła się?
Z jednej strony to zasługa samej Putincewej. W kluczowym momencie, ósmym gemie trzeciego seta, przy własnym podaniu, cały czas parła do zwycięstwa i utrzymała nerwy. Nie wpadła w panikę, że znajduje się o włos od największego sukcesu w karierze – wyeliminowania jedynki światowego rankingu. Widać to było wyraźnie przy przedostatniej akcji spotkania, gdy Kazaszka popisała się znakomitym skrótem, do którego Świątek nawet nie ruszyła.
Wcześniej Putincewa nie wykorzystała dwóch piłek setowych, Polka atakowała, próbowała jeszcze walczyć. Sobotnia rywalka jednak nie wypuściła przewagi w przeciwieństwie do Naomi Osaki w Paryżu. Wtedy nasza tenisistka zagrała koncert w końcówce pojedynku, ale też Japonka seryjnie popełnianymi nagle błędami zaczęła jej pomagać. W trzeciej rundzie Wimbledonu obraz gry wyglądał zupełnie inaczej.
Nie róbmy dramatu
Inaczej także dlatego, że Iga Świątek nie była dziś w stanie ruszyć w taką pogoń, jak w starciu z Osaką. To kwestia nawierzchni? Formy dnia? Innych okoliczności? Sztab tenisistki i ona sama będą wiedzieli najlepiej. Widać jednak wyraźnie, że Polka w trakcie spotkania popełniła ten sam błąd, jaki w pojedynku z Jeleną Ostapenko w czwartej rundzie zeszłorocznego US Open.
Łotyszka wygrała wówczas dzięki swojej świetnej postawie, ale również braku zmiany rytmu gry ze strony Świątek. Podobnie było w Londynie. Gdy Putincewa zaczęła grać mocniej, agresywniej, nasza zawodniczka nie szukała urozmaiceń, innych rozwiązań. Brakowało pójścia do siatki, slajsa, zwolnienia akcji. W zamian częściej liderka rankingu stawiała na moc uderzeń, a to kończyło się często albo pomyłką, albo i tak punktem wygranym przez Julię Putincewą. Rywalka w takim rytmie wymian czuła się dziś idealnie.
Szkoda tej przegranej, jak każdej, ale nie ma też powodu do dramatu. Iga Świątek nie grała w żadnym turnieju trawiastym przed tegorocznym Wimbledonem. Jej sztab zdecydował, że musi odpocząć po wymagającym okresie na mączce i sukcesie w Roland Garros. Otoczenie tenisistki wie najlepiej, kiedy potrzebuje regeneracji. Sobotnie spotkanie pokazało zaś, że Polka na trawie nadal ma, czego się uczyć. Być może za rok poczyni kolejny postęp w nauce?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS