W szkole i na studiach trzeba uczyć, że kwestionowanie autorytetów to nic złego. Tylko z takiego twórczego fermentu rodzi się postęp. To zresztą ciekawe, że Polacy, którzy są bardzo krytyczni, co widać po komentarzach w internecie albo tramwaju, są tak mało odważni na uczelni lub w sytuacjach biznesowych – mówi Artur Chmielewski, inżynier pracujący w NASA.
Małgorzata Skowrońska: Mamy XXI wiek, latamy w Kosmos, pan buduje kolejny helikopter, który będzie użyty w misji na Marsa, a jednoczenie powracają nastroje antynaukowe. Podważane jest to, co mówią naukowcy, bo przecież zawsze znajdą się tacy, którzy twierdzą coś wręcz przeciwnego. Dobrze uprawia się naukę w takich warunkach?
Artur Chmielewski*: – Jeśli popatrzymy na historię ludzkości, zawsze jakaś część z nas uważała naukę za szarlatanerię. W tym sensie niewiele się zmieniło od czasów Kopernika. Ostatnio przy okazji kręcenia filmu dokumentalnego o nim miałem okazję przyjrzeć się jego życiu. Uczyłem się w polskiej szkole, że napisał przełomowe “De revolutionibus orbium coelestium”. Teraz dowiedziałem się, że był też świetnym ekonomistą, kartografem i lekarzem, a na tym nie kończyła się długa lista jego zainteresowań. Zaskoczyło mnie jednak, że on — podobnie jak wielu naukowców przed nim i po nim — bał się wydać swoje dzieło. I nie chodziło nawet o opresję Kościoła czy inkwizycję. On bał się, że zostanie wyśmiany przez innych. Nie tylko kolegów po fachu. Naukowcy są bardzo ostrożni z ogłaszaniem epokowych odkryć. Wolą zrobić jeszcze jeden test, jeszcze jedno obliczenie, pomyśleć, skonsultować. Tak jest teraz i tak było za Kopernika, który pracował nad dowodami przez 30 lat. To żółwie tempo, ale najbardziej liczy się prawda. Zapewnia to wolny, ale stały postęp.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS