Cztery lata temu wydawało się, że program amerykańskiego samolotu bojowego następnej generacji – Next Generation Air Dominance – niebawem przyniesie wymierne skutki w postaci statku powietrznego wprowadzonego do służby. Dziś jego przyszłość stoi pod znakiem zapytania. Wprawdzie US Air Force nie zrezygnowało z przedsięwzięcia, ale musi ściągnąć cugle rozbrykanemu kosztorysowi, a o to nigdy nie jest łatwo w przypadku tak zaawansowanych technicznie programów.
Jak powiedział sekretarz sił powietrznych Frank Kendall w wywiadzie udzielonym serwisowi Defense News, rodzina systemów zawarta pod szyldem NGAD wciąż jest rozwijana, ale trwają analizy mające wykazać, czy obecny kierunek rozwoju jest właściwy. Główne wątpliwości poza kosztami dotyczą sposobu integracji lojalnych skrzydłowych. W US Air Force do dronów tych przylgnęło urocze określenie collaborative combat aircraft (CCA) – współpracujące samoloty bojowe.
Jednym ze sposobów na cięcie kosztów miałaby być wymiana jednostki napędowej na prostszą i tańszą. Byłoby to zaskakujące, ponieważ jedną z niewielu rzeczy, którą wiemy o NGAD na pewno, jest właśnie kwestia planowanego silnika. Ma to być rewolucyjna „adaptująca się jednostka napędowa” NGAP (Next Generation Adaptive Propulsion), zdolna do zmiany konfiguracji na bieżąco w zależności od parametrów lotu. General Electric i Pratt & Whitney opracowały własne sposoby realizacji tej koncepcji w praktyce.
Nawet bez dostępu do oficjalnych liczb można się domyślić, iż był to drakońsko drogi program. Już wcześniej przekonał się o tym program Joint Strike Fighter. Silnik dla późniejszego F-35 także miał być adaptujący się, Ale nijak nie dało się spiąć budżetu, więc pomysł odłożono na półkę.
NGAP miałby zapewnić myśliwcowi większy zasięg dzięki optymalizacji zużycia paliwa. Sam silnik z tego samego względu również zużywałby się mniej. Mniej zaawansowana jednostka napędowa byłaby jednak tańsza, prostsza w obsłudze (rzecz nie do pogardzenia na wojnie) i mniejsza, a więc lżejsza, co pozwoliłoby uprościć konstrukcję płatowca, a może nawet zmniejszyć jego rozmiary. O tym, jak wielka może to być zaleta, pisaliśmy niedawno w naszej monografii Skyhawka.
Program NGAD jest realizowany w ścisłej tajemnicy, a wszystkie konkretne informacje na jego temat pochodziły z oficjalnych źródeł. Tak na przykład było we wrześniu 2020 roku, kiedy doktor Will Roper, odpowiedzialny wówczas za zakup wyposażenia dla US Air Force, potwierdził wiadomość o potajemnym oblocie demonstratora technologii NGAD.
NGAD ma być pierwszym samolotem bojowym szóstej generacji i ma zrewolucjonizować powietrzne pole walki. Na jego tle nawet F-22A Raptor ma pozostać daleko w tyle, zwłaszcza że jest on „tylko” myśliwcem przewagi powietrznej, podczas gdy NGAD będzie samolotem wielozadaniowym. Razem z lojalnymi skrzydłowymi oraz urządzeniami wspomagającymi (uzbrojeniem, czujnikami, systemami łączności) będzie stanowił system systemów który całościowo przewyższy zdolności lotnictwa bojowego potencjalnego nieprzyjaciela. Nie chodzi tyle o przewyższenie jakościowe – do tego ma wystarczyć sama maszyna załogowa stanowiąca rdzeń systemu systemów – ile o przeciwstawienie jakości spodziewanej przewadze liczebnej przeciwnika takiego jak Chiny.
Niestety, jak to zwykle bywa w przypadku tak nowatorskich przedsięwzięć, NGAD zaliczył kilka opóźnień. W październiku 2022 roku okazało się, że wbrew słowom samego Kendalla program nie wkroczył jeszcze w fazę engineering and manufacturing development (rozwój inżynieryjny i produkcyjny). Tymczasem od kilku lat Pentagon podtrzymuje wyjątkowo ambitny harmonogram, który zakłada osiągnięcie wstępnej gotowości operacyjnej do 2030 roku. W ubiegłym roku ustępujący wiceszef sztabu US Air Force, generał broni Richard Moore, oświadczył, że bez myśliwca szóstej generacji USAF nie będzie mógł stworzyć sił zdolnych wygrać wojnę.
Przeciętnie w US Air Force od rozpoczęcia fazy EMD – określanego jako Kamień Milowy „B” – do ogłoszenia wstępnej gotowości operacyjnej mija właśnie około siedmiu lat. Oznacza to, że gdyby NGAD faktycznie dotarł do tego etapu jesienią 2022 roku, gotowość operacyjna w roku 2030 byłaby osiągalnym celem. Ale ostatecznie Kendall musiał przyznać, że… się przejęzyczył.
USAF rozpisał przetarg w sprawie przyznania kontraktu EMD dopiero w maju 2023 roku. Northrop Grumman – który ma pełne ręce roboty z bombowcem B-21 Raider – oświadczył, że odpuszcza. Do walki stanęły więc tylko Lockheed Martin i Boeing (chyba że zgłosił się też jakiś autsajder, którego szanse w praktyce i tak są zerowe). Przyznanie kontraktu miało nastąpić w tym roku. Kendall nie chciał jednak ujawnić, czy nastąpiła w tej kwestii jakaś zmiana.
Szkopuł w tym, że nawet bajecznie bogaty Departament Obrony nie ma budżetu z gumy. Po wprowadzeniu w czerwcu ubiegłego roku nowej Ustawy o odpowiedzialności budżetowej (Fiscal Responsibility Act) weszły w życie limity nałożone na wydatki sił zbrojnych w roku podatkowym 2025 (który rozpocznie się 29 września bieżącego roku kalendarzowego).
Już w maju 2022 roku Kendall zeznał przed Komisją Sił Zbrojnych Izby Reprezentantów, że w US Air Force przewiduje się koszt pojedynczej maszyny załogowej (lub opcjonalnie załogowej) rodziny NGAD na poziomie kilkuset milionów dolarów. Nawet przy najbardziej optymistycznej interpretacji tych słów oznacza to, że każdy NGAD będzie ponaddwukrotnie droższy od F-35A Lightninga II. W nowym wywiadzie dla Defense News sekretarz przyznał, że bardziej realistyczne byłoby pomnożenie tej ceny nie przez dwa, ale przez trzy.
W parze z ceną ma iść niespotykana skuteczność na polu walki. Aby jednak móc w pełni wykorzystać możliwości tej platformy, w powietrzu będą musiały jej lojalni skrzydłowi. Cena tych ostatnich, nawet szacunkowa, nie jest znana, ale sam Kendall wspominał kilka lat temu, że jeden lojalny skrzydłowy będzie kosztował około połowy tego, co sparowany z nim NGAD. Brzmi to zachęcająco, dopóki nie weźmie się pod uwagę, że w praktyce oznaczałoby to cenę drona na poziomie co najmniej ceny F-35A.
Wspomniany wyżej Will Roper miał na to swoją radę. Opowiadał się za pozyskiwaniem myśliwców nowego typu co mniej więcej osiem lat i wycofywaniem ich ze służby po szesnastu latach, zanim płatowce wylatają 3500 godzin, zanim będą potrzebować remontów i głębokich modernizacji. Każdy nowy typ zamawiano by w liczbie od pięćdziesięciu do osiemdziesięciu egzemplarzy, tak aby całe przedsięwzięcie wciąż było opłacalne dla producentów.
Zamiast dopracowywać poszczególne rozwiązania techniczne, amerykański przemysł lotniczy miałby na bieżąco wypuszczać kolejne, coraz lepsze konstrukcje, reprezentujące najwyższy możliwy w danym momencie poziom techniczny. W miarę opracowywania nowych rozwiązań byłyby one wprowadzane do kolejnych konstrukcji lub do nowych wersji maszyn już produkowanych. Była to fascynująca koncepcja, zwiastowałaby rewolucję w sposobie działania amerykańskich sił powietrznych, ale wszystko wskazuje, iż pomysł Ropera trafił do kosza.
Z najnowszych wypowiedzi Kendalla wynika, iż Pentagon nie za bardzo ma pomysł, co dalej począć. Z jednej strony sekretarz wspomina, że chciałby obniżyć cenę NGAD do poziomu mniej więcej ceny F-35. Zależy mu też na czasie. Ale poza wymianą silnika na prostszy nie bardzo wiadomo, gdzie dałoby się znaleźć oszczędności. Jedyną drogą pozostaje skala produkcji i obniżenie w ten sposób ceny jednostkowej. No i oczywiście użycie na większą skalę CCA.
Pewnym światełkiem w tunelu mogą tu być sukcesy programu drona XQ-58 Valkyrie. Obecnie istnieje już pięć wariantów tego obiecującego UCAV-a, a jego producent, Kratos Defense & Security Solutions, zapowiada udział w programie CCA. Wiadomo, że Valkyrie ma być nosicielem nie tylko uzbrojenia powietrze–ziemia, ale także powietrze–powietrze. Oprócz tego Kratos i General Atomics rozwijają drony w ramach programu Off Board Sensing Station System, który ma doprowadzić do stworzenia nosiciela czujników zwiększającego świadomość sytuacyjną pilota.
Kedndall podkreśla, że koncepcja CCA jest wtórna wobec NGAD. Pierwotnie lojalni skrzydłowi mieli działać wedle bliżej nieokreślonej innej filozofii, która następnie zmieniła się pod wpływem tego, co były w stanie zaprezentować podmioty przemysłowe. Program Low Cost Attritable Aircraft Technology (LCAAT), w którego ramach opracowano XQ-58A, dowiódł, że można powstrzymać coraz szybszy wzrost kosztów samolotów bezzałogowych mogących odgrywać faktyczną rolę na szczeblu taktycznym. Użyte w nazwie LCAAT słowo attritable (od: attrition) oznacza produkt, którego użytkownik godzi się w pewnym stopniu na jego utratę na przykład ze względu na niską cenę.
USAF chce wydać 2,7 miliarda dolarów na prace badawczo-rozwojowe w roku podatkowym 2025 w ramach programu NGAD i 557 milionów w programie CCA. Kwoty te mają stopniowo wzrastać, tak aby osiągnąć odpowiednio 8,8 miliarda i 3,1 miliarda w roku 2029. Jednym ze sposobów na uwolnienie funduszy miałoby być wycofanie ze służby trzydziestu dwóch F-22A Block 20. Ale Government Accountability Office – amerykański odpowiednik Najwyższej Izby Kontroli – ostrzega, że wywoła to problemy w obszarach szkolenia, testowania i operacyjnym.
Łukasz Golowanow, konflikty.pl
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS