Z Wielkiego Słownika Języka Polskiego: “W mitologii greckiej Syzyf został skazany przez bogów na niekończącą się pracę. Ma zadanie wtoczyć wielki głaz na górę, ale tuż przed wierzchołkiem kamień zawsze wymyka mu się z rąk i spada na sam dół, więc Syzyf musi zaczynać od początku”.
Znajomy obrazek? W Małopolsce w rolę Syzyfa w ostatnich miesiącach wciela się Łukasz Kmita, którego pisowski bóg, czyli Jarosław Kaczyński, skazał na niekończącą się pracę. Kmita, żeby zostać marszałkiem, mozolnie wtacza głaz pod górę, by za chwilę zerkać, jak ten znów spada na dół. Próbował dotąd pięć razy. I pięć razy nie udało mu się zdobyć poparcia, choć to jego partia ma w Małopolsce większość.
Tyle że Kmita nie powinien być zaskoczony. To polityk przyzwyczajony do porażek. Zawsze był blisko, a jednocześnie daleko. Ten schemat towarzyszy mu od dekady. Niespełna 40-letni polityk w 2014 roku chciał zostać burmistrzem rodzinnego Olkusza. Był blisko, ale przegrał wybory w drugiej turze.
Łukasz Kmita i jego różne próby
Nie poddał się, ale spróbował jeszcze raz. W 2018 roku znów podjął się tego samego zadania, ale znów przegrał. Porażki jednak nie podcinają mu skrzydeł, bo za każdym razem kiedy się przewraca, po chwili wstaje i walczy dalej. W 2024 znów kandyduje w wyborach samorządowych, ale tym razem nie chce być już burmistrzem Olkusza, ale prezydentem Krakowa. Zadanie trudniejsze, ale i doświadczenie polityka większe. Efekt? Taki sam, jak poprzednie – porażka. Kmita jednak przyjmuje ją tak, jak za każdym razem – z uśmiechem.
W politycznej przygodzie Kmity były jednak momenty radości. Zdobywał mandaty radnego Olkusza i powiatu olkuskiego. Największy sukces odniósł jesienią, kiedy w październiku 2023 roku został posłem. Wcześniej pełnił urząd wojewody, choć nie wynikało to z praw elekcyjnych, ale nominacji partyjnej.
To zresztą jeden z głównych zarzutów formułowanych przez część kolegów z Prawa i Sprawiedliwości w stronę Kmity. Przekonują, że to polityk, który jest posłem, gdzie może się spełniać. Nie został wybrany na radnego sejmiku w wyborach. Co więcej, jako kandydat na prezydenta Krakowa zanotował przeciętny wynik. Z drugiej strony jest natomiast doceniany za to, że podjął rękawicę w ostatniej chwili, bo PiS długo szukało kandydata. Po trzecie, to jego historia z czasów, kiedy zostawał wojewodą, kładzie się cieniem na obecnych problemach z wyborem marszałka.
Przypomnijmy, że to właśnie Kmita zastąpił na tym stanowisku Piotra Ćwika, zaufanego człowieka premier Beaty Szydło. – Ćwik w życiu go nie poprze. Przecież to ta grupa wyrzuciła go z siodła. Swego czasu został ograny przez intrygę Terleckiego i Osucha, przez co odszedł do Kancelarii Prezydenta – mówi nam jeden z polityków PiS.
Komu Łukasz Kmita zawdzięcza polityczną karierę?
Jacek Osuch i Ryszard Terlecki to dwa najważniejsze nazwiska w politycznej przygodzie Kmity. Na współpracy z tym pierwszym młody, ambitny polityk rósł. Był jego asystentem, dyrektorem biura poselskiego, a jednocześnie przewodniczącym olkuskich struktur powiatowych. Osuch to natomiast bliski współpracownik Terleckiego, czyli jeszcze ważniejszej persony w małopolskim PiS.
Niby wszystko się zgadza, ale pięć tur nie wystarczyło, by wybrać Kmitę na nowego marszałka. Dlaczego? Otóż nie tylko Ćwik, który zresztą stanął z Kmitą w bezpośrednim pojedynku przy ostatniej próbie, nie chce poprzeć kandydata forsowanego przez Terleckiego, a wręcz samego Kaczyńskiego.
Podobnego zdania jest też Witold Kozłowski, poprzedni marszałek. – Terlecki go upokorzył, bo chciał go wykreślić z list, a ostatecznie dał mu wystartować z niższego miejsca. I to nawet nie z Sądecczyzny, ale z Podhala. A dostał się, jest radnym. Ale Kmity nigdy nie poprze – słyszymy od polityka PiS.
Stronnikiem Ćwika i Kozłowskiego jest Józef Gawron, a cała trójka za “bunt” została zawieszona w prawach członka PiS. Kmity nie chcą też poprzeć politycy Suwerennej Polski. Dlaczego? I tu pojawia się nazwisko Terleckiego. – Od dawna powtarza, że trzeba wyciąć Suwerenną Polskę, a jeśli tak, to jest tam m.in. Marta Malec-Lech – słyszymy.
Sprawa małopolskiego sejmiku rezonuje na wielką politykę i całą Polskę, ale sytuacja jest tam stosunkowo prosta. Wszystkie nieporozumienia dotyczą prywatnych, półprywatnych, personalnych animozji, a nie politycznej kalkulacji. A są one tak duże, że mogą doprowadzić do ponownych wyborów w Małopolsce.
Łukasz Kmita. Zawalczy jeszcze raz
A sam Kmita? Nie jest tu głównym rozgrywającym, a jak często powtarzają jego przeciwnicy, człowiekiem przywiezionym w teczce przez Jarosława Kaczyńskiego. Tyle tylko, że prezes PiS, wespół z Terleckim, zainwestował w Kmitę. To on niedawno nominował go szefem małopolskich struktur PiS, a ze świecznika strącił znanego posła Andrzeja Adamczyka. Taki ruch miał sprawić, że “buntownicy” szybko zmienią zdanie, ale tak się nie stało, bo osobiste niechęci wydają się większe niż wielka polityka.
– W całej tej sprawie głównie chodzi o relacje między częścią polityków PiS a Terleckim. One były patologiczne – mówi nam jeden z polityków. – Sam Kmita jest totumfackim Terleckiego. Jest ambitny, ma chęci, ale nie jest lubiany – słyszymy. – Wszystko pewnie okaże się na ostatniej prostej. Albo będziemy mieli marszałka “last minute”, albo nowe wybory – dodaje polityk z Małopolski.
– Jak pójdą na twardo z Kmitą, to może dojść do kuriozalnej sytuacji, że wybory wygraliśmy, ale sejmik stracimy. Bo to człowiek niewybieralny – to jedna z rozmów z ważnym politykiem PiS w Małopolsce sprzed dwóch miesięcy, jeszcze przed pierwszą próbą wyboru Łukasza Kmity na marszałka. Dziś tamte słowa wydają się prorocze, bo jesteśmy po piątej próbie, ale okazuje się, że sprawa nie ruszyła do przodu ani o krok.
W czwartek odbędzie się szóste podejście. A Syzyf Prawa i Sprawiedliwości znów ma wtaczać głaz pod górę.
Łukasz Szpyrka
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS