Władze niemieckiego miasta Marburg chcą płacić swoim mieszkańcom po 1250 euro za rezygnację z posiadania samochodu. Niemcy, gdzie liczba zarejestrowanych samochodów zbliża się do 49 mln, starają się zachęcić swoich mieszkańców do porzucenia aut. Efekt? 9 na 10 zmotoryzowanych nie wyobraża sobie takiego scenariusza.
Niemcy są dziś jednym z najbardziej zmotoryzowanych narodów Unii Europejskiej. Zgodnie z danymi ACEA liczba zarejestrowanych w Niemczech samochodów osobowych dobija do 49 milionów. Dla porównania we Francji jest ich o 10 mln mniej. W Polsce, po przeprowadzonym 10 czerwca czyszczeniu Centralnej Ewidencji Pojazdów z tzw. “martwych dusz” – w aktualizowanej części CEPiKu – pozostało nieco ponad 20,5 mln aut.
Nie dziwi więc, że w obliczu “kurczenia się” miejskich ulic władze niemieckich miast starają się zachęcać kierowców do rezygnacji z własnych czterech kółek. W Polsce w tym celu stosuje się przeważnie metodę kija w postaci:
- sztucznego ograniczania liczby miejsc parkingowych,
- rozszerzania stref parkowania,
- ustanawiania absurdalnych w swoich wymogach stref czystego transportu.
Dla porównania, w Niemczech, gdzie wymogi stref umweltzone (prekursor polskich stref czystego transportu) są o wiele mniej restrykcyjne niż w te, które mają wkrótce obowiązywać w Warszawie czy Krakowie, władze miast stawiają raczej na metodę marchewki.
Z ciekawą inicjatywą wyszedł ostatnio burmistrz Marburga w Hesji. Jak informuje “Deutsche Welle” – pomysł władz miasta na ograniczenie ruchu samochodowego polega na specjalnych premiach wypłacanych tym, którzy zdecydują się pozbyć własnych czterech kółek. Każda osoba, która wyrejestruje (sprzedaż lub złomowanie) zarejestrowany w mieście samochód osobowy i przez kolejny rok nie zarejestruje innego auta, liczyć może na bon w wysokości nawet 1250 euro (5374 zł).
Nie jest to jednak bezpośrednia dopłata do złomowania czy sprzedaży pojazdu, bo sam bon może być wykorzystany wyłącznie na konkretne cele. Chodzi np. o finansowanie biletów na transport publiczny, w tym usługi typu carsharing, czy na zakupy w lokalnych sklepach czy restauracjach. Nie zmienia to jednak faktu, że wsparcie w postaci 1250 euro za rezygnację z posiadania samochodu w mieście może motywować część osób do porzucenia idei posiadania własnych czterech kółek, zwłaszcza że ta wiąże się przecież z cyklicznymi kosztami chociażby w postaci ubezpieczenia OC, przeglądu, opłat za parkowanie czy obowiązującego w Niemczech podatku drogowego.
Nie tylko Marburg planuje przekonać swoich mieszkańców do rezygnacji z prywatnych samochodów. Już od ponad roku (od maja 2023 r.) w całych Niemczech obowiązuje tzw. D-ticket, czyli jeden ogólnokrajowy bilet uprawniający do korzystania z większości środków transportu publicznego. Za 49 euro miesięcznie korzystać można z większości lokalnych i krajowych połączeń obsługiwanych przez najróżniejszych operatorów – drogowych i kolejowych. Miesięczny abonament w wysokości 49 euro pozwala korzystać np. ze środków komunikacji miejskiej w większości miast i dojechać do nich chociażby koleją. Jego posiadanie uprawnia do korzystania m.in. z:
- autobusów miejskich,
- metra,
- tramwajów, kolei S-Bahn
- pociągów regionalnych.
D-Ticket nie obowiązuje jednak w pociągach dalekobieżnych typu ICE, IC, EC.
Mimo starań lokalnych władz Niemcy, którzy w narodowym ujęciu uchodzą przecież za twórców samochodu, w przeważającej większości nie mają zamiaru rezygnować z komfortu i bezpieczeństwa, jakie daje posiadanie własnych czterech kółek. Dowodzi tego ostatni jubileuszowy raport DAT, organizacji, która od 1974 roku cyklicznie bada nastroje panujące wśród zmotoryzowanych. W najnowszym, opublikowanym w lutym bieżącego roku, raporcie czytamy, że aż 90 proc. ankietowanych przez DAT kierowców nie wyobrażało sobie życia bez własnego samochodu, który zapewnia im “elementarne poczucie wolności i b … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS