A A+ A++

Wreszcie – tak pomyśleli Wilfredo Leon, Mateusz Bieniek i Paweł Zatorski w środowy wieczór przed meczem Ligi Narodów z Włochami (3:0). Każdy z nich zmagał się w minionym sezonie klubowym z kłopotami zdrowotnymi, a każdy z nich wydaje się być pewniakiem do składu Polaków na rozpoczynające się za nieco ponad miesiąc igrzyska w Paryżu. Na pozycji każdego z nich jest obecnie spora konkurencja, choć Bieniek po pytaniu o to w pierwszym momencie zareagował tylko śmiechem.

Zobacz wideo Julia Nowicka: To wyróżnienie daje mi wiele pewności siebie i sprawia dużo radości

Duże emocje trzech weteranów. “Serducho zabiło szybciej”

Zacznijmy jednak od Leona. 18 punktów, 71 procent skuteczności ataku, dwa asy i blok – tak prezentują się statystyki tego gracza ze spotkania z ekipą Italii. Przyjmujący, który wiele meczów minionego sezonu klubowego obejrzał z kwadratu dla rezerwowych, był najlepiej punktującym graczem tego wieczora. I ten głód gry był u niego bardzo dostrzegalny.

– Bardzo dobrze się czułem na parkiecie i cieszę się, że dałem drużynie coś od siebie. Byłem zadowolony, że w końcu pojawiłem się na boisku, byłem razem z chłopakami. Doświadczyłem już powrotu do gry i do kadry. To co innego niż klub. Nie mogę się teraz doczekać następnego meczu – podkreślił zawodnik, który za nieco ponad miesiąc skończy 31 lat.

Jak dodał, na statystyki sam tuż po meczu nie patrzył. Skupiał się na tym, że chce wrócić do gry na wysokim poziomie. – I jestem zadowolony – przyznał.

Tradycyjnie słabiej mu szło w przyjęciu (40 procent pozytywnego), ale od dawna wiadomo, że w tym elemencie wypada zwykle gorzej, a nadrabia to wielką siłą rażenia w ofensywie.

Dużej tęsknoty za grą i radości z powrotu nie kryli też Bieniek i Zatorski, choć obaj należą do grona bardzo doświadczonych kadrowiczów. Środkowy z powodu kłopotów ze stopą stracił większą część poprzedniego sezonu kadrowego i początek klubowego. Libero zaś w trakcie rozgrywek klubowych musiał pauzować jakiś czas ze względu na problemy z biodrem.

– Stęskniony byłem bardzo, serducho przed meczem zabiło szybciej z tego powodu. Granie w biało-czerwonych barwach to coś wyjątkowego. Wielki honor, który spotyka mnie od wielu lat. Bardzo na to czekałem i się doczekałem – opowiadał szczęśliwy Zatorski.

Cała wymieniona trójka dostała od trenera Nikoli Grbicia więcej czasu na początku przygotowań, by zająć się sprawami zdrowotnymi. Gdy drużyna w zmienianych przez szkoleniowca składach brała już udział w dwóch pierwszych turniejach Ligi Narodów, to oni skupiali się wyłącznie na treningach w Spale.

– Jak zdrowie? Jak widać, bez ograniczeń. Mogę biegać, rzucać się i grać bez przeszkód. To jest najważniejsze. Przetrenowałem w Spale bardzo mocno i jeżeli wytrzymałem te pięć tygodni katorżniczej pracy, to nic już mnie w tym sezonie reprezentacyjnym nie zniszczy – zapewnił z uśmiechem libero.

Dostał pytanie o konkurencję w kadrze i zaczął się śmiać. “Jak co roku od 10 lat” 

Pytanie o aktualny stan zdrowia dostali też Bieniek i Leon. Pierwszy zaczął od momentu zastanowienia, po czym stwierdził: – Jest stabilnie. Jeśli dalej będzie tak, jak jest teraz, to naprawdę będzie OK.

Z kolei przyjmujący w odpowiedzi nawiązał do zbliżających się igrzysk. – Dalej będę walczył o Paryż. Najważniejsze, że jestem do dyspozycji i jest git – rzucił krótko na koniec. Nie wyjaśnił przy tym, czy owa walka dotyczy wyłącznie miejsca w składzie kadry, czy też własnego ciała, by sprostało obciążeniom w kluczowym momencie sezonu olimpijskiego.

A rywalizacja o miejsce nie tylko w wyjściowej szóstce kadry, ale i w 12-osobowym składzie na igrzyska na poszczególnych pozycjach jest mocna. Ubiegłoroczną nieobecność Bieńka świetnie zatuszowali będący w rewelacyjnej formie Jakub Kochanowski i Norbert Huber, których wspierał Karol Kłos. Teraz dalej prezentują oni bardzo wysoki poziom, a Bieniek po pytaniu o dużą konkurencję na środku zaczyna się śmiać.

– Jak co roku od 10 lat. W polskiej reprezentacji zawsze jest duża konkurencja na każdej pozycji. Ale to jest zdrowa rywalizacja, oparta na wzajemnym szacunku i to jest mega fajne – zaznaczył.

Zatorskiemu zaś mocno po piętach depcze Jakub Popiwczak. Libero Asseco Resovii Rzeszów podkreślił jednak, że on sam przynajmniej zupełnie nie myśli o trwającej selekcji. Przed Polakami jeszcze ostateczna decyzja Grbicia, który z 17 zawodników pod kątem turnieju olimpijskiego ma wybrać 12 i jednego rezerwowego.

– Każdy z nas próbuje się przygotować tak, jakby miał grać w igrzyskach. Niezależnie od tego czy na nie pojedzie, czy nie. Taka rywalizacja przynosi tylko same korzyści, bo wzmacnia reprezentację i podnosi poziom gry poszczególnych zawodników – przekonywał mistrz świata 2018 i 2022.

Polacy, którzy bilet do Paryża wywalczyli w jesiennym turnieju kwalifikacyjnym, w trzech ostatnich meczach fazy interkontynentalnej LN zmierzą się w Lublanie z ekipami, które wciąż jeszcze nie są pewne awansu i mogą go uzyskać jedynie na podstawie rankingu olimpijskiego. W piątek ekipa Grbicia spotka się z Argentyńczykami, którzy są już blisko szczęścia. Prawdopodobnie zaś do samego końca będzie trwała zacięta walka kolejnych rywali będących liderami światowej listy Biało-Czerwonych – Serbów i Kubańczyków.

– Myślę, że to, iż będziemy grali z zespołami, które do końca walczą o tę kwalifikację, działa i będzie działać tylko na naszą korzyść. Bo będziemy grali z drużynami, które będą gryzły parkiet, chcąc wyrwać tę największą z możliwych liczbę punktów do rankingu dzięki wygranej z nami. Nic lepszego nas spotkać nie może – zapewnił Zatorski.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułOd października nowe stawki opłaty za odbiór odpadów
Następny artykułDuża zmiana w Śródmieściu Olsztyna. Co powstanie w miejscu budynku OZGrafu?