A A+ A++

Tanie loty z Polakami na wakacje. Stewardessa: Jakbym wpadła w dziadocen

– Najgorsze są wakacje i kierunki na południe Europy. Gdy zaczęłam tam latać z Polakami jako stewardessa, poczułam, jakbym wpadła w dziadocen. Stary mental podlany alkoholem to najgorsza mieszanka – mówi 27-letnia Beata Zaręba.


Zobacz wideo

Jak dodaje, przez ponad rok pracy w tanich liniach lotniczych dowiedziała się więcej o takich Polakach, niżby chciała. Wcześniej byli dla niej przezroczyści. Pewnie mijała ich na ulicy, jeździła z nimi w windzie czy siadywała obok nich w poczekalni do dentysty, ale nie wchodziła z nimi w kontakt. Nie musiała. – Nie wiem, jakim cudem się bez tego uchowałam. Dopiero gdy wsiadali ze mną na pokład samolotu, to zobaczyłam ich prawdziwą twarz – stwierdza.

Beata skończyła anglistykę i przez lekko ponad rok uczyła w szkole, ale zarabiane w ten sposób pieniądze starczały jej ledwie na wynajem mieszkania w Krakowie i opłaty. Aby się utrzymać, musiała prosić o pomoc rodziców. O koncertach, kinie czy wakacyjnych wypadach musiała zapomnieć. – Zdałam sobie sprawę, że tak to mniej więcej będzie wyglądało przez całe moje zawodowe życie. Nawet jak zrobię te wszystkie nauczycielskie awanse, to i tak stać mnie będzie tylko na wegetację – mówi.

Gdy więc kolega steward powiedział, że w jego zawodzie Beata zarobi więcej na start niż nauczyciel dyplomowany, to długo się nie zastanawiała. Zgłosiła się do pracy w taniej linii lotniczej, przeszła szkolenia i założyła kostium stewardessy. – Zazwyczaj zarabiałam ok. 7 tys. zł na rękę. Tylko w zimie, gdy mniej latałam, wpadała mi piątka. Ale to i tak więcej niż za pracę w szkole. Płacili więc dobrze, ale okazało się, że w zamian za zbyt bliski kontakt z niektórymi Polakami – podkreśla z uśmiechem moja rozmówczyni.

Tanie loty na południe Europy. “Jak mem o Podlasiu”

Ten typ Polaków – jak mówi Beata – często boi się latać. Widziała to w ich oczach, gdy wsiadali na pokład samolotu. Kiedy maszyna wzbijała się pod niebo, odwracali oczy od okna, mrużyli je i opuszczali głowy, jakby kulili się w sobie. Potem był czas na odreagowanie stresu. – Taki facet nie przyznawał się przed sobą: “O kurde, ale się boję!”. Próbował to ukryć, dlatego zaczynał atak. Najpierw na żonę, która siedziała obok niego, a później nierzadko na personel pokładowy. W tzw. międzyczasie zamawiał alkohol, żeby się rozluźnić – opisuje była stewardessa.

Jak dodaje, zanim drinki zaczęły działać, żony na pokładzie często słyszały: “Uspokój dziecko, bo wstyd mi przed ludźmi!”, “Musiałaś ubrać tą wieśniacką sukienkę?”, “Jak to, nie wzięłaś ładowarki? Czego jeszcze zapomniałaś?! Z tobą nie da się nigdzie lecieć”. – Taka kobieta pewnie długo czekała na wakacje, pozytywnie się nastawiła, weszła w tryb “Chcę cieszyć się wszystkim”, a typ ją cisnął i od początku zamieniał ten wypad w piekło. Widząc to, “służbowy” uśmiech schodził mi z twarzy. Zdarzyło mi się w takiej sytuacji usłyszeć: “Ma pani okres?” – wspomina Beata.

Wśród chamskich uwag, które serwowano jej na pokładzie, znalazły się też takie: “Ma pani plamy potu pod pachami. Proszę wezwać kogoś czystego”, “Laleczko, nie mów mi, co mam robić. Zapnę pasy, kiedy będę chciał”, “Dużo zapłaciłem za bilet, a pani zamienia ten lot w jarmark. Chodzi z tymi perfumami i zdrapkami, jakby była na wiejskim straganie”. – Zazwyczaj zbywałam to uśmiechem, żeby nie eskalować emocji. Personel pokładowy musi nimi umiejętnie zarządzać, żeby nie rozniosły się po ludziach. Samolot to zamknięta puszka, w której jest 200 pasażerów. Nie możesz jej ot tak zatrzymać i kogoś wysadzić. Eskalacja to ostatnia rzecz, jakiej chcesz – tłumaczy.

Gdy alkohol ukoił już skołatane nerwy trudnych pasażerów, zaczynało się podrywanie stewardessy. Oczywiście, przy ich żonach. – Wjeżdżały standardowe teksty z dziadocenu. Że mam ładny uśmiech, seksowne nogi czy usta nadające się do całowania. Kiedyś idiota próbował mnie pocałować w rękę. Widziałam wszystkie te obleśne rzeczy, o których wcześniej myślałam, że są już tylko stereotypem czy memem z Podlasia – tłumaczy Beata Zeręba.

Tanie loty na wakacje. Rasizm i podryw “na biednego kotka”

Urszula Kulesza dwa lata temu skończyła pielęgniarstwo, ale nie chciała “użerać się” z pacjentami. Wybrała pracę na pokładzie samolotu i – jak żartuje – wpadła z deszczu pod rynnę. – Nie no, oczywiście, że fochy pasażerów nie przebiją tych, które pewnie strzelają obolali pacjenci. Ale ci pierwsi też potrafią odpalić cały arsenał pretensji. I to naprawdę z byle powodu. Na przykład, gdy proszę o zasłonięcie okien, słyszę: “Niech mnie pani nie poucza! Zacząłem latać, gdy pani na świecie jeszcze nie było” – cytuje 26-latka.

Z tego, co mówi, można wywnioskować, że “fochy” pasażerów są jak bigos, w którym miesza się wiele składników. Tutaj seksizm łączy się z homofobią, a do tego podlany jest rasizmem. – Niedawno ktoś żądał ode mnie uciszenia “ciapatych” w tylnym rzędzie. Gdy zwróciłam mu uwagę, syknął, że ma dość poprawności politycznej, “ciapatych”, “pedałów” i “wszystkich dżenderów”. A na koniec rzucił, że nie będzie mi tego tłumaczył, bo jestem tu tylko od uśmiechania się i wyglądania ładnie – wzdycha stewardessa. Jak podkreśla, tak nie jest. Personel pokładowy odpowiada za bezpieczeństwo lotu. Jest wyszkolony na wypadek awaryjnego lądowania, ewakuacji i gaszenia pożarów, ale również do ratowania pasażerów, gdy mają problemy zdrowotne. – Co prawda, nie musiałam jeszcze nikogo resuscytować, ale ogarniałam już ludzi np. z atakami paniki czy omdleniami. To też część naszej pracy. Ona nie sprowadza się tylko do podawania drinków, jak niektórzy myślą – podkreśla Urszula.

Irytuje się, gdy pasażerowie traktują ją jako potencjalny łup w tanich podrywach. Niektórzy do niej podchodzą, zostawiają wizytówki i chcą się umówić na kolację. Rozmywa wtedy swoje zniecierpliwienie w uśmiechach. – Kelnerka w restauracji też nie może zgasić podrywającego ją faceta tekstem: “Weź, odpuść, człowieku. To naprawdę jest słabe”. A uwierz mi, że za każdym razem mam na to ochotę. Pasażerowie opowiadają, ile zarabiają, jakie mają nieruchomości i o swojej samotności wieczorem. Jakby byli na tym samym kursie podrywu, w którym nauczyli się, jak być dzielnym lwem i jednocześnie biednym kotkiem – opisuje moja rozmówczyni.

Praca stewardessy. Poprosiła pasażera, by wyłączył porno

Najbardziej zażenowało Urszulę, gdy jeden z pasażerów włączył porno na komórce. Zdawał się nie zauważać, że ktokolwiek poza nim jest w samolocie. – Pewnie miał ten filmik zgrany na telefon i tak po prostu włączył go sobie dla zabicia czasu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby zrobił to w domu albo na pustej plaży. Ale obok niego siedziała kobieta, która zdębiała. Widać było, że ją to krępuje, ale widocznie w tym szoku nie umiała zwrócić mu uwagi. Może po prostu się bała. Nigdy przecież nie wiesz, co takiemu gościowi jeszcze przyjdzie do głowy – stwierdza stewardessa.

Ponieważ z głośnika komórki dobiegały ciche jęki, Urszula zainterweniowała. Podeszła do mężczyzny i poprosiła, by wyciszył filmik, a najlepiej go wyłączył, bo może to być niekomfortowe dla innych pasażerów. – Na szczęście nie wdał się w dyskusję i wyłączył pornosa. Ale nie wyglądał, jakby rozumiał, że przekroczył granice kultury – opowiada.

“Praca marzeń” za 8 tys. zł. “Odkładam na później”

Urszula zastrzega jednak, że te “dziwne przeprawy” z pasażerami nie są aż tak częste. Większość z nich niczym się nie wyróżnia ani nie sprawia kłopotów. – Wiadomo, że spośród dziesięciu ludzi zawsze zapamiętasz akurat tego jednego, który cię zdołował albo zmęczył. Podobnie na ulicy: miniesz stu normalnych, a do domu w myślach przyniesiesz tego, który cię zwyzywał. Nie możesz o nim zapomnieć, ale też nie ma sensu uogólniać, że wszyscy przechodnie są chamami – wyjaśnia.

Podobnego zdania jest Beata Zaręba, która zakłada, że “dziadocen” jest w odwrocie. W samolotach tak jej jednak uprzykrzył życie, że postanowiła zrezygnować z pracy stewardessy. – Teraz jestem tłumaczką w korpo. Co prawda, też pracuję z klientem, ale tutaj jeszcze dziadocen mnie nie dojechał. A kasę mam tę samą – stwierdza.

Urszula Kulesza nie zamierza zmieniać zawodu, bo uważa, że ma “pracę marzeń”. W turystycznym sezonie zarabia ok. 8 tys. zł netto, co wystarcza jej na opłaty, życie i wszystkie zachcianki, w tym wypady na Islandię, do Danii lub Norwegii. Bo gdy chce zobaczyć kawałek świata, finansuje to z własnej kieszeni. – Jako stewardessa żadnego świata nie widzę, bo w taniej linii mam loty tam i od razu z powrotem. Jak słyszysz o tym, że stewardessy poznają świat, to pewnie chodzi o te z LOT-u. Kursują np. do Azji czy Ameryki i mają czas na odpoczynek, który mogą wykorzystać na liźnięcie nowego miejsca. Ale do LOT-u bym się nie przeniosła. Tam po prostu mniej płacą – mówi.

Przyznaje, że jest zatrudniona na umowie B2B, więc musi zapomnieć o dłuższym wolnym czy macierzyńskim. Bo jeśli nie pracuje, to nie zarabia. – Ale jeszcze nie chcę mieć dzieci i jestem zdrowa. To jest właśnie praca dla takich jak ja. Co potem, nie wiem. Ważne, że w tej robocie mogę w ogóle odłożyć na jakieś “później”. Moja mama, która jest pielęgniarką, nigdy nie mogła tego zrobić – podsumowuje moja rozmówczyni.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSezon basenów odkrytych już się rozpoczął
Następny artykułChcesz kupić metadon? Wystarczyło trzy minuty stania na Kijowskiej, bym dostał taką ofertę