Wojtuś z Zawad, czyli opowieści o XIX-wiecznym Poznaniu i jego mieszkańcach
Marceli Motty (1818-1898) to autor słynnych Przechadzek po mieście – wspomnień dotyczących XIX-wiecznego Poznania i jego mieszkańców. Napisane w formie gawędy, stanowią niezwykle interesujące studium historyczno-obyczajowe zapomnianej już dziś epoki. Niewielu jednak wie, że zanim powstały Przechadzki, Motty stworzył (w latach 1865-1867) cykl felietonów, w których z sarkazmem komentował zachowania miejscowej socjety.
Marceli Motty
Marceli Motty, pochodzący z francusko-polskiej rodziny, był nauczycielem, społecznikiem, pisarzem. Przede wszystkim zaś uważnym obserwatorem rzeczywistości, w której przyszło mu żyć. Opisywał ją, posługując się popularną w owych czasach formą publikowanych w prasie felietonów.
Ponieważ bywały one kąśliwe, autor ukrywał swą tożsamość pod pseudonimem. Wcielał się w postać niejakiego Wojtusia z Zawad[1]. Zanim jednak zajmiemy się Wojtusiem, przyjrzyjmy się samemu Marcelemu, który znajdował się w gronie najbardziej zasłużonych i szanowanych członków poznańskiej społeczności drugiej połowy XIX stulecia.
Związany z Poznaniem przez całe długie życie, był świadkiem wielu ważnych wydarzeń. Obserwował skutki nieudanych zrywów niepodległościowych i upadek nadziei na odzyskanie niezależności państwowej. Patrzył na to, jak życzliwa niegdyś koegzystencja przedstawicieli różnych narodowości i wyznań rozpada się w wyniku narastających antagonizmów. Na jego oczach dochodziło do zaostrzania polityki antypolskiej w zaborze pruskim.
Będąc zwolennikiem pracy organicznej, Motty uczestniczył w inicjatywach poznańskich społeczników; przyjaźnił się między innymi z Karolem Marcinkowskim i Hipolitem Cegielskim (który poślubił siostrę Mottego, Walentynę). Marceli znał prawie wszystkie związane z Poznaniem i Wielkopolską słynne osobistości tamtych czasów (jak np. Tytus Działyński, Karol Libelt, bracia Mielżyńscy, Józef Łukaszewicz czy Teofil Matecki).
O tych, których nie znał osobiście, posiadał wiadomości „z pierwszej ręki”. Za jego życia świat (i Poznań) tak bardzo się zmienił, że stworzone przez Mottego kompendium wiedzy o mieście i związanych z nim postaciach stanowiło ważne źródło informacji już na przełomie XIX i XX wieku, obecnie natomiast jest wprost bezcenne dla zrozumienia kolorytu i realiów epoki.
Marceli Motty i nauczycielska ścieżka
Jako zawód i główną, jak byśmy to dziś określili, ścieżkę kariery, wybrał Motty nauczycielstwo. Ta decyzja nie dziwi, bowiem Marceli wzrastał w nauczycielskim domu, a praca dydaktyczna stanowiła dla niego źródło satysfakcji. Po ukończeniu studiów filozoficznych i filologicznych (pasjonowały go języki klasyczne) nauczał w Międzyrzeczu. Następnie udał się na roczne stypendium do Paryża, by po powrocie rozpocząć pracę w poznańskim Gimnazjum św. Marii Magdaleny[2].
Warto dodać, że Motty i jego koledzy w 1846 roku stracili posady w wyniku odmowy wykonania polecenia służbowego. Chodziło o dokonanie przeszukania uczniowskich stancji. Marceli rozważał wówczas przekwalifikowanie się, a nawet rozpoczął naukę na Akademii Leśniczej.
Ostatecznie jednak porzucił plany związane z leśnictwem i zajął się uprawianiem publicystyki. W 1849 roku przywrócono go do pracy w Gimnazjum św. Marii Magdaleny. Kilka lat później (w 1853 roku) Motty przeniósł się do nowo powstałej szkoły realnej i pozostał w niej aż do 1887 roku, kiedy to przeszedł na emeryturę. Uczył również w szkole żeńskiej (którą kierował do 1892 roku), założonej przez jego babkę ze strony matki, Teklę Herwig.
Podczas rocznego pobytu w Międzyrzeczu Marceli Motty zawarł znajomość z Walerią Bukowiecką, córką lokalnego ziemianina. Panna ta stała się obiektem romantycznych uczuć młodego nauczyciela. W maju 1849 roku odbył się ich ślub. Para doczekała się sześciorga dzieci, w tym utalentowanego artystycznie syna Władysława.
Narodziny Wojtusia
Marceli Motty posiadał niewątpliwie talent literacki. Publicystyką zajmował się jednak niejako pobocznie, poza głównym nurtem swych działań zawodowych, który obejmował pracę w szkole oraz tłumaczenie dzieł klasycznych autorów.
Był również spostrzegawczy i wnikliwy. Nic więc dziwnego, że postanowił uwiecznić swe obserwacje w formie literackiej. W ten sposób powstały Listy Wojtusia z Zawad, ukazujące się nieregularnie na łamach „Dziennika Poznańskiego”, pod tytułem De omnibus rebus et quibusdam aliis (co znaczy „o wszystkich rzeczach i niektórych innych”). Łącznie opublikowano ich 54.
Adresatem listów był Pafnuś (zdrobnienie imienia Pafnucy) – rzekomy kolega Wojtusia, który, przebywając na emigracji, prosi o przysługę w postaci przekazywania informacji na temat poznańskich spraw bieżących. Wojtuś z pewną dozą kokieterii zauważa, że będzie to dla niego spory wysiłek, ponieważ listów pisać nie lubi.
Ponadto już na samym początku korespondencji uderza w moralizatorski ton, pouczając Pafnusia i wytykając mu jego emigrację: Emigrowałeś; nie wiem dlaczego i po co? (…) Należysz tylko do tych, co emigrowali, że tak powiem, z rozpusty, już to aby w swojej i swoich opinii uchodzić też przecie za jakieś polityczne x,y,z – i móc względem kraju przybierać rolę mentorów i cenzorów, już to (…) nie chcąc lub nie umiejąc w swym gniaździe uczciwie odbywać obowiązków obywatelskich a pragnąc samolubnie hołdować ciału i uciechom z daleka od uprzykrzonej kontroli[3].
Tego typu dydaktyczne uwagi są charakterystyczne dla Listów, których autor bezlitośnie piętnuje wszelkie negatywne – w jego odczuciu – zachowania i postawy. Wśród potępianych przez niego wad znajduje się próżność, pustota, brak rozsądku, lenistwo, rozrzutność i niegospodarność. Nastawienie Wojtusia (czy też raczej Marcelego) stanowi wyraz jego osobistych przekonań i wiary w skuteczność pracy organicznej.
Czytelnicy żywo reagowali na ukazujące się w „Dzienniku Poznańskim” felietony. Ponieważ dotyczyły one spraw bieżących, łatwo sobie wyobrazić, że wzbudzały pełne spektrum reakcji. Zarówno oburzeni, jak i zachwyceni odbiorcy próbowali odgadnąć tożsamość autora.
Kimże mógł być tajemniczy Wojtuś?
Oczywiście krążyły różne plotki, wszak istniały osoby wtajemniczone. Zdaje się jednak, że dla ogółu nazwisko felietonisty, który powołał do życia tak oryginalne alter ego, pozostawało nieznane przez długi czas. D
odatkowe emocje wywołało stworzenie portretu Wojtusia (jego autorem był Tytus Maleszewski); spogląda z niego męska postać, której twarz zasłania duża lornetka… Zabieg ten niewątpliwie podbił zainteresowanie tematem.
Cała sytuacja bawiła Mottego, który z charakterystycznym dla siebie, nieco sarkastycznym poczuciem humoru, zauważył: Nie zapomniałeś może, Pafnulku, że i mnie pan Maleszewski czasu swego unieśmiertelnił pastelami (…) choć za oglądanie oryginału nikt grosza polskiego by nie dał, opłacają łaskawi dobrodzieje obejrzenie mej podobizny[4]. Tajemnica tożsamości autora została ostatecznie wyjaśniona dopiero w okresie międzywojennym[5].
Listy doczekały się wydania drukiem w czasach powojennych. Wraz z Przechadzkami po mieście stanowią kompendium wiedzy o XIX-wiecznym Poznaniu, a tym samym prawdziwą gratkę dla wszystkich zainteresowanych zarówno przeszłością tego miasta, jak i historią XIX wieku[6].
Motty zapewnił nam, czytelnikom z zupełnie innej epoki, wgląd w życie codzienne i społeczne ludzi „wieku pary i elektryczności”. Symbolicznie unieśmiertelniając zarówno miejsca, jak i ludzi, w niezwykły sposób przysłużył się swemu ukochanemu miastu – Poznaniowi.
Bibliografia:
- Motty M., Listy Wojtusia z Zawad, oprac. Z. Grot i T. Nożyński, Warszawa 1983.
- Wyszowska I., Władysław Motty, „Kronika Miasta Poznania”, nr 1/2024, s. 154-169.
[1] Zawady to część Poznania (na prawym brzegu Warty). W czasach Mottego obszar postępującej industrializacji.
[2] Informacje o życiu Mottego przytaczam w oparciu o wstęp do drukowanego wydania Listów Wojtusia
z Zawad, napisany przez Zdzisława Grota.
[3] M. Motty, Listy Wojtusia z Zawad, oprac. Z. Grot i T. Nożyński, Warszawa 1983, List I, s. 47.
[4] M. Motty, Listy Wojtusia z Zawad, oprac. Z. Grot i T. Nożyński, Warszawa 1983, List LI, s. 543.
[5] Na łamach „Kuriera Poznańskiego”. Zob. I. Wyszowska, Władysław Motty, „Kronika Miasta Poznania”,
nr 1/2024, s. 169.
[6] Marceli Motty od 1981 roku jest patronem Koła Przewodników PTTK w Poznaniu.
Michalina Janaszak
Czytaj również:
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS