Mówi, że najgorzej bywa po długich weekendach. Wtedy przed jego gabinetem jest aż “czarno od ludzi”. A raczej od ich sińców, bo przychodzą głównie ofiary pobić. Po ostatniej majówce ustawiła się do niego kolejka jak do lekarza rodzinnego. Ale on ich nie leczy, tylko robi obdukcje na zlecenie policji i prokuratury.
– Trafiają do mnie ze stłuczeniami, zwichnięciami i złamaniami. Rąk, nóg, szczęk, a czasem całych masywów jarzmowych, popularnie i błędnie zwanych kośćmi policzkowymi. Oczywiście, nie tylko po weekendach. Wtedy jednak naród najbardziej głupieje – mówi dr Krzysztof Kordel z Zakładu Medycyny Sądowej w Poznaniu.
Na pytanie, czy Polak w czerwcówkę też zgłupieje, doktor liczy na głos: czwartek, piątek, sobota, niedziela. – To też mogę mieć dużo roboty, bo ludzie zdążą zdurnieć. Zazwyczaj wódeczka odbiera rozum, ale często robią to też mocniejsze rzeczy, które latają we krwi. Niekiedy dochodzi do tego Zespół Otella, czyli rodzaj zaburzeń psychicznych, które biorą się z nadużywania alkoholu. Objawiają się chorobliwą zazdrością. Np. mąż lub chłopak leje kobietę, bo sobie ubzdurał, że jak ta wychodzi z domu, to na pewno do kochanka – tłumaczy prezes Okręgowej Rady Lekarskiej Wielkopolskiej Izby Lekarskiej.
Od ponad 40 lat patrzy na skutki tej głupoty. Często podczas obdukcji, ale niekiedy już w trakcie sekcji zwłok. Bo doktor jest też medykiem sądowym, który pokroił tysiące ciał. Mówi, że granica pomiędzy tymi dwoma miejscami bywa dla ofiar przemocy bardzo cienka.
– Czasem ludzie przelatują jak meteory przez SOR i od razu lądują na sali operacyjnej, gdzie lekarze próbują uratować im życie. Gdy się nie udaje, to trafiają na mój stół sekcyjny. A jeśli przeżywają, to trzeba im zrobić obdukcję. Mają np. poważne urazy czaszkowo-mózgowe, bo ktoś ich skopał albo pobił łomem, kastetem czy bejsbolem – opisuje specjalista medycyny sądowej.
Niektórzy lądują w gabinecie dr. Kordela tylko dlatego, że wcześniej postanowili… wyjść na spacer. Przypadek zdecydował, że nagle znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i czasie, czyli np. wpadli na grupkę osiłków. – Ta uznała, że ktoś szedł bezczelnie, więc go stłukła. Powody pobić są tak kuriozalne, że w głowie mi się nie mieszczą. U niektórych przykładowo obowiązuje zasada: “Jak kochasz żonę, to musisz jej przyłożyć”, a u innych: “Dyskusja z sąsiadem musi mieć dobrą puentę”. Dzisiaj miałem gościa z ranami ciętymi, bo wdał się w spór z sąsiadem. Trudno powiedzieć, dlaczego skończyło się na użyciu noża – stwierdza mój rozmówca.
Polka bije Polaka. “Dostał przez łeb i padł”
Bije zazwyczaj Polak, ale Polce też się zdarza. Kiedyś do dr. Kordela przyszło na obdukcję wielkie chłopisko z licznymi obrażeniami ciała. Na pytanie, co się stało, mężczyzna wzruszył ramionami i powiedział: “Moja kobieta jest wyrywna, a przecież gdybym jej oddał, to bym ją zabił. Więc co oberwałem, to moje. A potem wyszedłem z domu, żeby awantura nie skończyła się gorzej”.
– Innym razem przyszedł do mnie na obdukcję facet z połamaną klatką piersiową. Twierdził, że w nocy wrócił do domu “lekko” napity. A że nie chciał obudzić koleżanki-małżonki, to położył się na kozetce. Ale ona i tak nie spała. Wkurzyła się, bo obiecał wrócić wcześniej i to w dodatku trzeźwy. W tej złości wskoczyła na niego z rozmachem i go połamała. Widać, była jego postawą poważnie rozczarowana – opowiada mój rozmówca.
Czasem na obdukcję przychodzi raz żona, a raz jej mąż. Jedna z kobiet trafiała tam zawsze, gdy jej partner wracał zza granicy, dokąd jeździł na zarobek. – Aż w końcu również on pojawił się u mnie. Okazało się, że jak wrócił z kontraktu, to żona z córką zasadziły się na niego. Dostał przez łeb i padł. Miał też poważnie uszkodzony worek mosznowy, bo go skopały. Na tym jego bicie żony się skończyło. Przynajmniej do mnie już nie wracała – wspomina.
Humorystyczny ton przestaje pobrzmiewać w głosie doktora, gdy mówi o ciężko pobitych kobietach, które wielokrotnie do niego wracają. – Mam poczucie beznadziei, gdy znów widzę tę samą panią z licznymi sińcami i złamaniami. Zazwyczaj słyszę, że to już ostatni raz, bo chłop swoje zrozumiał i teraz się poprawi. A damski bokser poprawia się tylko do następnej wypłaty, kiedy znów sięga po butelkę i bije. Albo do momentu, w którym ponownie będzie potrzebował rozładować stres i potraktuje żonę jak worek treningowy. Lub po prostu do chwili, gdy zupa wyda mu się za słona – wzdycha lekarz.
Jak dodaje, kobiety robią obdukcje i zaraz dają się przekonać partnerom, by zapomniały o sprawie. Tylko niektóre składają pozew o rozwód, ale też zazwyczaj po długotrwałym biciu. – Przez te 40 lat mojej pracy tylko parę razy się zdarzyło, że kobieta podczas obdukcji powiedziała: “Panie doktorze, dostałam dwa razy w życiu. Pierwszy i ostatni” – mówi Krzysztof Kordel.
Zabił córkę, a potem sam trafił na sekcję
Doktora najbardziej przejmuje widok posiniaczonych dzieci. Trafiają do niego w każdym wieku: od noworodków po nastolatki. Niektóre z nich pamięta przez lata. Np. tego pięciolatka, któremu ojczym złamał rękę. Chłopiec usiadł naprzeciwko doktora i długo milczał, jak zresztą większość bitych maluchów. Otwierają się bardzo powoli, bo są zastraszone przez sprawców przemocy. Dorośli grożą im, że jeśli cokolwiek powiedzą innym, to trafią do domów dziecka.
– Próbowałem się dowiedzieć, dlaczego ojczym go bił i czym to robił. Delikatnie zadawałem kolejne pytania, na które chłopiec odpowiadał tylko: “A on mi utopił chomika”. Z początku nie rozumiałem. Dopiero później okazało się, że bardziej od tej złamanej ręki boli go to, że ojczym utopił mu w kiblu chomika. Dziecko dostało go od jedynej osoby, która interesowała się jego losem, czyli babci. Smutek tego chłopca został mi w pamięci na lata – przyznaje.
Mój rozmówca uczy przyszłych lekarzy, na co mają zwracać uwagę w zachowaniu dzieci, by zauważyć, że te są ofiarami przemocy. Wiele z nich boi się dotyku czy podniesionego głosu. Miewają charakterystyczne sylwetki: głowy opuszczone, barki skulone, ręce wiszące wzdłuż ciała. – Patrząc na takie dzieci, nie powie pan, że są w stanie się obronić. Pozostają zrezygnowane, pełne lęku. Zamiast kochać, dorośli je tłuką. Czasami tak mocno, że te maluchy trafiają do mnie już nie na obdukcję, tylko na stół do sekcji zwłok. To wyjątkowe zwyrodnialstwo – podkreśla.
Zapamiętał pięcioletnią dziewczynkę, która leżała na tym stole. Jej ojciec miał charakteropatię, czyli zaburzenie skutkujące m.in. skrajnymi zmianami emocji i zachowań. – Tłukł córkę, dlatego że się go bała. A ona bała się, bo ją tłukł. Wytworzyło się błędne koło, z którego nie mogła uciec. W końcu ją zatłukł na śmierć – wspomina.
Niedługo później pod nóż Krzysztofa Kordela trafiły również zwłoki ojca dziewczynki. Miał potknąć się w więzieniu, uderzyć o coś głową i w wyniku tego stracić życie. Doktor jednak podejrzewa, że nie był to nieszczęśliwy wypadek. Recydywiści w zakładach karnych nie mają litości dla osadzonych, którzy skrzywdzili dzieci.
Doktor ujawnia historie z obdukcji. “Sińce mówią wszystko”
Siniaki i inne obrażenia “opowiadają” doktorowi, co tak naprawdę się wydarzyło. Policja i prokuratura kierują ofiary przemocy na obdukcje, a Krzysztof Kordel sprawdza, czy relacja poszkodowanych pasuje do historii zapisanej na ich ciałach.
– Sińce mówią wszystko. Np. ofiara gwałtu ma je na udach. Broniąc się przed sprawcą, zaciska nogi, a on siłą je rozchyla. Wbija palce w jej ciało, dlatego pojawiają się sińce. Oczywiście, powstają też otarcia i uszkodzenia narządów płciowych, ale badają je zazwyczaj ginekolodzy. Ja do tego się nie pcham. Zdecydowana większość ofiar gwałtów to kobiety, a osoba badająca powinna być tej samej płci, co poszkodowana. Co z tego, że mam biały kitel, skoro jestem facetem? – mówi.
Doktor szkoli lekarzy, jak przeprowadzać obdukcję kobiet po gwałtach. Uczula, by delikatnie prowadzili rozmowy i byli cierpliwi. By mieli świadomość, że wracanie do opisu aktu przemocy jest dla ofiar horrorem. Że ich milczenie w takich sytuacjach jest oczywiste, a okazywanie zniecierpliwienia czy nieufności przez lekarzy to niedopuszczalne nadużycie.
– W pewnym sensie mamy zweryfikować prawdomówność ofiary, ale nie możemy okazywać jej podejrzliwości. Zresztą te kobiety nie kłamią. Podczas całej mojej kariery miałem zaledwie kilka przypadków mitomanii. To marginalna skala – podkreśla.
Poznał za to wiele traumatycznych historii kobiet. Nie chce jednak do nich wracać. Mówi, że ich nie zapamiętuje, tylko wypiera. – To jest za dużo nawet dla mnie, który wykonuje obdukcje od ponad 40 lat – ucina mój rozmówca.
Często Polak na obdukcji “ściemnia równo”
Pytam doktora, czy ludzie go okłamują podczas obdukcji. Przyznaje, że często. Zmyślają, wyolbrzymiają i koloryzują, bo np. chcą komuś zaszkodzić w sądzie. – Zdarza się, że facet opowiada, jak strasznie był katowany kastetem. Tymczasem nawet gdybym wziął lupę, to nie zobaczyłbym tych “strasznych” obrażeń na jego ciele. Grzecznie słucham i zapisuję, że brakuje korelacji pomiędzy jego wersją zdarzeń a wynikiem obdukcji. Czyli, mówiąc językiem młodzieżowym, gość ściemnia równo – stwierdza specjalista medycyny sądowej.
– A jak zmieniało się polskie bicie przez te ponad 40 lat? – dopytuję.
– Kiedyś było zdecydowanie mniej kopania. Rzadko się zdarzało, że ktoś w czasie bójki puścił nogę w ruch. Teraz ona lata za każdym razem. Życie wyraźnie się zbrutalizowało. Na porządku dziennym mamy sytuacje pod tytułem “Kilku na jednego”. Do tego na głowach ofiar wielokrotnie lądują kije bejsbolowe. Dlatego teraz widuję bardziej rozległe obrażenia ciała, które łączą się ze znacznie większym ryzykiem utraty życia – odpowiada.
– Nie idealizuje pan przeszłości?
– Mam świadomość, że im człowiek starszy, tym większą ma skłonność do cukrowania przeszłości, w której był młody. Ale wspomniana brutalizacja to nie tylko moje odczucia i obserwacje. To wszystko przecież wychodzi w badaniach naukowych.
– Czego jeszcze dopatrzył się pan w tych posiniaczonych Polakach?
– Zawsze ich pytam o zawód. Nie z ciekawości, tylko z obowiązku, bo muszę to wpisać do dokumentacji. Zauważyłem, że mundurowy i nauczycielka to mieszanka wybuchowa. Oboje są przyzwyczajeni do wydawania poleceń. Chcą się zdominować, co zaskakująco często kończy się bójkami. Leją się nawzajem, po czym lądują u mnie na obdukcjach. Czasem to ciężkie pobicia.
– Jak pan to wszystko odreagowuje po robocie?
– Najtrudniejsze są dla mnie historie bitych dzieci i zgwałconych kobiet. Dowiedziałem się już wiele o podłości ludzi, ich zajadłości i chęci krzywdzenia innych. Ale co przeżywam w pracy, to tam zostawiam. Już dawno się tego nauczyłem. Dzięki temu jeszcze nie zwariowałem i dalej mi się chce robić, chociaż jestem już na emeryturze. Medycyna sądowa to naprawdę ciekawy fach – podsumowuje dr Krzysztof Kordel.
Chcesz zgłosić temat, opowiedzieć swoją historię? Napisz do autora: [email protected]
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS