Liczba wyświetleń: 9
Stawiam hipotezę, że słynna książka „Błąd Kartezjusza” sama błędnie interpretuje pozorny dualizm umysłu i ciała, jaki prezentował słynny filozof. Monizm materialistyczny jest starą, przeważnie XIX-wieczną opowieścią redukcjonistyczną, redukującą sferę jaźni, psyche, frenos do procesów fizjologicznych, szczególnie w centralnym układzie nerwowym, zwłaszcza w neocortex, czyli tak zwanej „nowej korze”, która nie występuje jeszcze wśród bezpośrednich hominidów względem homo sapiens sapiens.
Jako poszlakę tej hipotezy można podać słynny przykład „człowieka bez mózgu”, który mimo zaawansowanej anencefalii (bezmózgowia) zdołał zdobyć wykształcenie, wykonywał pracę zawodową i to umysłową (choć prostą, bo pracował na poczcie) oraz założył rodzinę. Jego przypadłość wyszła całkiem przypadkowo podczas badania pod kątem innej choroby. Jest to jedyny przypadek w neurologii, która staje przed pozornie bezsensownym pytaniem o to, czy rzeczywiście myślimy mózgiem, a jeśli tak, to czy tylko za pomocą neocortex oraz czy tylko przy pomocy mózgu.
Holistyczne podejście kazałoby dokonać swoistej „rehabilitacji Kartezjusza”, ponieważ nie prezentował on w swej koncepcji „myśli” jako „rzeczy rozciągłej”, niezależnej od mózgu, wbrew pozorom manichejskiego dualizmu, lecz współcześnie rozwijany pogląd zwany paralelizmem. Czy myślimy tylko mózgiem, jeśli tak to czy tylko przy pomocy „szarych komórek” (nowej kory) i czy w przypadku słynnego pacjenta nie doszło do kompensacji anencefalii, polegającej na przejęciu wyższych czynności psychicznych, w tym wyższych emocji i uczuć, które też były u niego w normie – przez resztę ciała. W ten sposób biopole, które otacza każdy żywy organizm może być właściwą ochroną przeciw nadmiernym bodźcom informacyjnym (hamowanie poznawcze, ulegające wyłączeniu w psychozach) oraz może potencjalnie (niczym staroświecka „dusza”, Jungowska anima) awaryjnie przejmować w niektórych przypadkach dysfunkcje nowej kory.
Książka „Błąd Kartezjusza” autorstwa Antonio Damasio kwestionuje tradycyjne poglądy na umysł, emocje i poznanie, podkreślając rolę ciała i emocji w procesach poznawczych. Damasio argumentuje, że emocje są kluczowe dla racjonalnego myślenia, co stoi w opozycji do kartezjańskiego dualizmu, który oddzielał umysł od ciała. Odważę się stwierdzić, choć mam jedynie dowody, a raczej argumenty natury logicznej, a nie empirycznej, że Damasio albo źle zrozumiał Kartezjusza, albo podciągnął swoją interpretację pod modny w I poł. XX wieku pogląd, że „myślenie jest formą materii”, a „życie jest formą istnienia białka”.
Te proste odpowiedzi dzisiejsza, po-einsteinowska nauka uznaje za modernistyczną propagandę „mistrzów paranoidalnej podejrzliwości” (szczególnie Marks, Nietzsche, Freud i neofreudyści z wyjątkiem Junga i Horney) i za zbytnie uproszczenie „w dół”, czyli adaptowanie redukcjonistycznej metodologii post-pozytywistycznej z nauk ścisłych i technicznych do nauk humanistycznych i społecznych. Humanistyka i „nauki społeczne” nie są naukami w twardym sensie (fizyka, chemia, matematyka, teorie informacji, ewolucjonizm), lecz sztuką intepretacji. Sprowadzanie „myślenia” do rojeń mózgowych strefy neocortex, a emocji do poruszeń fizjologicznych kończy się rozpadem każdej sensownej koncepcji antropologicznej. Człowiek w XVIII wieku był opisywany na wzór maszyn, szczególnie trybików w powstających wtedy wielkich zegarach, w XIX wieku pod wpływem wczesnego romantyzmu jako organizm, czyli mechanizm ożywiony, ale nie wiadomo było, co ożywia ten mechanizm. Dziś wiemy, że psychika może być rozpatrywana aż do poziomów kwantowych, jak to czyniono w modnej w latach 80. bioelektronice, gdzie człowieka myśli i emocje były natury świetlnej (z dualizmem korpuskularno-falowym, czyli światło raz zachowuje się jak cząstka, a raz jak fala). Pozytywiści, redukujący myśli do cząstek zapomnieli o falowej naturze energii światła i w ten sposób negowali możliwość istnienia świadomości człowieka bez podłoża mózgowego. To prowadziło już prosto do stwierdzenia, że nie można opuścić swojego ciała i że po ustaniu pracy mózgu całe życie wewnętrzne człowieka znika w próżni. Niestety dla nich, a dobrze dla nas z zasady zachowania energii psychicznej można wnioskować, że po śmierci energia psyche zniknąć nie może.
We wszechświecie od Wielkiego Wybuchu nie powstaje nowa energia (jasna, ciemna) ani nowa materia (jasna, ciemna), więc można nie tylko udowodnić, że po ustaniu pracy mózgu, emitującego fale elektromagnetyczne o różnych częstotliwościach (alfa, beta, gamma, theta, delta i inne) owa „falowa dusza” (czy: kwantowa dusza), owe fale, z których prawdopodobnie składa się w większości nasza cała świadomość (i przedświadomość wraz z nieświadomością) nie znikają, ale więcej – można też wesprzeć dzięki odkryciom Einsteina czy Fritjofa Capry stare teorie reinkarnacji (dosłownie: ponownego wcielenia). Jeśli od początku w ekosystemach ziemskich jest stała ilość materii (np. nie przybywa wody w przyrodzie) i energii, to owa energia musi albo pozostać „bezcielesna” albo inkarnować.
Możemy więc już teraz, zdając sobie sprawę z powagi sprawy i z odwagi, jakiej wymaga takie wyjście „przed szereg”, sformułować roboczo i hipotetycznie naszą „II zasadę psychodynamiki.” Brzmi ona mniej więcej tak: Druga zasada psychodynamiki jako „zasada zachowania psychoenergii”, mówi o tym, że całkowita energia w układzie psychodynamicznym nie może być ani stworzona, ani zniszczona. Może jedynie zmieniać się z jednej formy na inną.
To są oczywiście najczystszej próby spekulacje, ale wiele XX-wiecznych intuicji się dziś zgadza. Tak więc w chwili ustania pracy mózgu nie opuszczamy ciała do świata zewnętrznego, ale są dwie możliwości: uwolnione nasze własne fale (które można badać za pomocą EEG) powracają do źródła, czyli kosmosu, albo „zapadamy się” w światy kwantowe, gdzie śnimy życie wieczne bądź też rzeczywiście żyjemy „duchowo” resp. kwantowo. Pytanie o najmniejszą cząstkę wszechświata jest więc pytaniem jednocześnie o Boga i o nas. Duch nie jest materialny ani cielesny. Jeśli więc nie jest falą, to byłby niczym.
Dawni mistycy nadreńscy, jak słynny Mistrz Eckhart mawiali, że „Bóg=Nicość”. Fizyka XX-wieczna potwierdziła „creatio ex nihilo”, a obecnie wiemy, że nie istnieje absolutna próżnia, czyli „byt jest, niebytu nie ma”. Natura świadomości jest więc częściowo cząstką światła, a częściowo falą. Aspekt cząstkowy w chwili śmierci zamiera rzeczywiście, ale aspekt falowo-kwantowy nie znika. A jeśli nawet znika, to musi pojawić się gdzie indziej. Nie można nie być nigdzie. Zawsze się jest „gdzieś”. Tyle, że na poziomie kwantowym nasze znane prawa świadomości prawdopodobnie się całkowicie załamują. Nie wychodzimy więc „poza wszechświat”, bo jest on na tym poziomie komputerowej symulacji fraktalem, który cechuje nieskończoność, ale „zapadamy się” w wielkości nieskończenie małe, infinizytemalne. Jak wiemy, najmniejszą możliwą odległość oznacza tzw. stała Plancka. Mniejszej odległości między cząsteczkami być nie może.
Monizm materialistyczny, który traktuje świadomość jako wytwór procesów fizjologicznych, szczególnie w neocortex, jest jednym z wielu podejść do zrozumienia umysłu. Współczesne badania nad anencefalią, czyli stanem, w którym mózg jest nieobecny lub niekompletny, rzucają światło na to, jak funkcjonuje mózg i jakie struktury są niezbędne do świadomego myślenia.
Słynny w neurologii przypadek pełnosprawnego „człowieka bez mózgu”, jest rzadkim zjawiskiem, ale stanowi wyzwanie dla neurologii. Istnieją doniesienia o osobach z poważnymi uszkodzeniami mózgu, które nadal funkcjonują w sposób zdumiewający (zaburzenia wysokofunkcjonujące, np. w schizofrenii czy autyzmie).
Paralelizm psychofizyczny jako alternatywa dla dualizmu, jest poglądem filozoficznym sugerującym, że zjawiska psychiczne i fizyczne są dwiema równoległymi seriami zdarzeń, które nie są ze sobą bezpośrednio powiązane przyczynowo, ale są zsynchronizowane przez zewnętrzną siłę lub wewnętrzną harmonię. To podejście, zaproponowane przez Leibniza, sugeruje, że umysł i ciało działają równolegle, ale nie wpływają bezpośrednio na siebie. Być może oznacza to, że skoro mózg działa na umysł, który cierpi, gdy mózg szwankuje, to zarazem umysł zwrotnie działa na mózg, a to co uważamy za przyczyny chorób nerwowych, czyli „zmiany w mózgu” to są w rzeczywistości skutki choroby, np. psychozy, a nie przyczyny pierwotne. Mogą być co najwyżej przyczynami wtórnymi na poziomie chemii mózgu albo na poziomie fizyki i anatomii mózgu.
„Dusza mózgu” więc emerguje jako splot harmonijnych, splątanych kwantowo fal elektromagnetycznych w chwili, gdy mózg się „psuje” i wtedy rozluźnia się związek duszy z ciałem, albo w chwili śmierci obie rzeczywistości się całkowicie rozdzielają, co tradycyjnie określa się zbyt ogólnie jako „rozłączenie duszy i ciała”. Tak czy owak, XIX-wieczny makroskopowy i betonowy materializm monistyczny jest dawno przekroczony w naukach fizycznych, ale wiele ludzi jeszcze tkwi w tamtych teoriach.
Holistyczne podejście do umysłu i ciała może rzeczywiście dostarczyć nowych perspektyw na to, jak rozumieć świadomość i myślenie. Biopole, czyli słynne „aureole” świętych oraz możliwe do sfotografowania „aury” (np. biała oznacza zbliżającą się śmierć) każdego człowieka, może być metaforą dla złożonych interakcji między ciałem a otoczeniem, które wpływają na procesy poznawcze i emocjonalne. Biopole jest ochroną przeciwbodźcową. Gdy następuje przerwanie przez bodziec fizyczny lub psychiczny, zaczyna się choroba i przechodzimy w stan awaryjny. Wtedy mózg/umysł, aby przetrwać musi zawiesić wyższe czynności psychiczne, co odbieramy jako subiektywne cierpienie, depresję, nerwicę i tak dalej.
„Człowiek bez mózgu” jest przykładem, który wykracza poza typowe rozumienie anencefalii i sugeruje możliwość kompensacji funkcji mózgu przez inne struktury ciała.
Freud początkowo był neurologiem, uznającym, że histerie i porażenia w tej chorobie są natury fizjologicznej. Potem jego poglądy ewoluowały i zaczął różnicować między organicznymi i psychologicznymi histeriami. Jako uczeń Charcota miał wgląd w ówczesne najnowsze, jeszcze niedoskonałe obserwacje, które nie spełniają naszych standardów metodologicznych, ale rzucają światło na istnienie chorób psychicznych bez żadnych najmniejszych nawet zmian anatomicznych, a nawet funkcjonalnych w mózgu pacjentów. Później nastąpiło „odejście od Freuda” na skutek ekspansji teorii Pawłowa i behawioryzmu, skrajnie redukcjonistycznego oraz opisywany „kryzys psychoanalizy”. Tymczasem dziś obserwujemy „renesans Freuda” czy „powrót do psychoanalizy” na skutek niedostatecznych efektów terapii chorób neuropsychiatrycznych za pomocą metod biologicznych, szczególnie leków psychotropowych.
Wraz z rozwojem teorii Pawłowa i behawioryzmu, które skupiały się na obserwowalnym zachowaniu i procesach uczenia się, psychoanaliza Freuda zaczęła tracić na popularności. Te nowe podejścia były bardziej redukcjonistyczne i skoncentrowane na fizjologicznych mechanizmach zachowania. Dziś nie ma już psychologii, psychiatrii – wszystko ma prefix „neuro”. Istnieje nawet neuroteologia, która chce za pomocą „hełmu Boga”, imitującego prawdziwe przeżycia mistyczne, obalić wiarę religijną. Jak dotąd bezskutecznie i raczej tak pozostanie.
Współczesna psychiatria doświadcza jednak pewnego rodzaju „renesansu Freuda”, ponieważ coraz więcej badań podkreśla znaczenie psychoterapii i podejść psychodynamicznych w leczeniu zaburzeń psychicznych. To zainteresowanie jest częściowo spowodowane ograniczeniami terapii biologicznych, takich jak leki psychotropowe, które nie zawsze są wystarczająco skuteczne i mogą powodować niepożądane efekty uboczne.
Rosnące zainteresowanie potencjałem klinicznym substancji psychodelicznych (meskalina, LSD, etc.) i ich zastosowaniem w leczeniu depresji oraz innych zaburzeń psychicznych może również przyczyniać się do odnowionego zainteresowania psychoterapią i podejściami psychodynamicznymi. Wszystko to wskazuje na to, że pomimo kontrowersji, które towarzyszyły Freudowi i jego teoriom, jego wkład w zrozumienie psychiki ludzkiej nadal ma wpływ na współczesną psychiatrię i psychoterapię. Freud od redukcjonizmu przeszedł przez dualizm do paralelizmu, który prawdopodobnie jest najbliższą prawdzie o myśleniu i emocjach teorią w ramach „problemu psychofizycznego” (ang.body-mind-problem), a szerzej – relacji „duch-materia” czy też „materia-duch”. Ów jest prawdopodobnie usubtelnioną i wysublimowaną materią, jak w ciałach uwielbionych katolicyzmu czy „ciele astralnym” teorii alternatywnych.
Teoria dotycząca możliwości kompensacji funkcji mózgu przez komórki pozacefaliczne odnosi się do koncepcji plastyczności neuronalnej oraz zdolności organizmu do adaptacji po uszkodzeniach. Komórki omnipotentne, czyli komórki zdolne do różnicowania się w każdy typ komórki w organizmie, są kluczowe w rozwoju embrionalnym. W procesie specjalizacji komórki te różnicują się, tworząc specjalistyczne komórki, które pełnią określone funkcje w organizmie.
W kontekście uszkodzeń mózgu, istnieje zjawisko znane jako plastyczność kompensacyjna, która odnosi się do zdolności mózgu do samonaprawy po uszkodzeniu. Jest to proces, w którym mózg adaptuje się do utraty funkcji poprzez reorganizację swojej struktury i funkcji. Na przykład, w przypadku uszkodzenia określonych obszarów mózgu, inne części mózgu mogą przejąć funkcje uszkodzonych obszarów, co pozwala na pewien stopień odzyskania utraconych zdolności.
Chociaż komórki pozacefaliczne, takie jak komórki skóry czy mięśni, nie są zazwyczaj zdolne do przejęcia skomplikowanych funkcji psychicznych, to jednak organizm posiada zdolność do adaptacji i kompensacji na różnych poziomach. Na przykład, w przypadku uszkodzenia czuciowego bądź ruchowego homunculusa, zmiany w mapach korowych mogą być wywołane również u ludzi zdrowych, co można osiągnąć dzięki treningowi czuciowo-ruchowemu.
Pomysł, że komórki pozacefaliczne mogą przejmować funkcje psychiczne, jest rzecz jasna spekulatywny i wymaga dalszych badań, podobnie jak próba „udowodnienia” możliwości „przeżycia śmierci” i dalszego istnienia i/lub ponownego wcielenia. Współczesna nauka skupia się na zrozumieniu mechanizmów plastyczności mózgu i poszukiwaniu metod leczenia, które mogłyby wspierać procesy kompensacyjne w mózgu, na przykład poprzez terapie oparte na komórkach macierzystych. Choć komórki pozacefaliczne nie przejmują bezpośrednio funkcji psychicznych, to jednak organizm jako całość wykazuje zdolność do adaptacji i kompensacji niczym przecięta na pół dżdżownica. Jest to przedmiotem intensywnych badań w dziedzinie zarówno neurologii, jak i medycyny regeneracyjnej.
Pozostaje więc może oddać sprawiedliwość Kartezjuszowi. A co, jeśli się nie pomylił? Tym lepiej dla nas, a gorzej dla redukcjonistycznego materializmu psychofizycznego. Historia nauki mówi, że czasem ktoś, kto zdawał się mylić, okazywał ostatecznie swoją rację i odwrotnie – ktoś, kogo chwalono, z czasem wykazywał swój zasadniczy błąd. Pozostaje tedy teraz tylko jedno pytanie – na czym polega zasadniczy błąd niniejszych, powyższych spekulacji. Ale to już zadanie dla Czytelniczek i Czytelników.
Autorstwo: Rafał sulikowski
Źródło: WolneMedia.net
Poznaj plan rządu!
OD ADMINISTRATORA PORTALU
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS