A A+ A++

A konflikty?

One mają inny charakter. Długotrwały. Z firmami obronnymi nie podpisujemy kontraktów z dnia na dzień, nie musimy błyskawicznie reagować na to, co dzieje się na nowym polu walki. Co innego, gdy gdzieś dochodzi do powodzi. Wówczas jesteśmy zobowiązani, aby w ciągu 12 godzin przygotować dla klientów komplet danych satelitarnych, które umożliwią im reakcję na kryzys.

Jak to dokładnie działa? Poprowadź mnie krok po kroku.

Zacznijmy od tego, że mamy konstelację kilkudziesięciu małych satelitów, które latają nad Ziemią, a dzięki zamontowanym na nich radarom z syntetyczną aparaturą (SAR) mogą obrazować planetę – bardzo precyzyjnie i bez względu na warunki pogodowe czy porę dnia. Mamy też zespół meteorologów w trzech różnych strefach czasowych, który nieustannie monitoruje sytuację pogodową na świecie. Nasze autorskie oprogramowanie pozwala porównywać różne charakterystyki pogodowe – choćby to, ile wody spadło w danym regionie w ciągu ostatnich trzech miesięcy albo jakie jest nasycenie wodą gleby. Dzięki czemu możemy określić ryzyko wystąpienia katastrofy. Jeżeli jest ono wysokie, zaczynamy robić zdjęcia zagrożonego obszaru, które przydają się na przykład do zorganizowania ewakuacji miasta albo fabryki, jak i do oszacowania szkód. Jesteśmy już w tym tak dobrzy, że możemy te informacje sprzedawać.

Przewidywanie skutków katastrof pachnie science fiction.

Zgadza się, ale to już się dzieje. Mamy narzędzia pozwalające spełnić największą obietnicę złożoną społeczeństwu przez branżę kosmiczną, czyli dostarczyć kompleksową wiedzę o tym, jak działa świat. Lepszego rozumienia rzeczywistości i odpowiadania na wyzwania, które nam rzuca. Udało nam się już przewidzieć kilka powodzi, zanim do nich doszło. A we współpracy z naukowcami z Islandii przewidzieliśmy wybuch jednego z tamtejszych wulkanów. Zaobserwowaliśmy, jak się wykrusza teren w jego okolicy, dzięki czemu wiedzieliśmy, że dojdzie do erupcji. Islandzkie władze mogły zarządzić ewakuację i uratować ludzi nim lawa zalała ich domy.

Powodzie, wulkany, co jeszcze?

Do wyboru: tsunami, huragany, pożary. W tym roku Joe Biden oglądał nasze zdjęcia w czasie pożarów na Hawajach – dzięki nim mógł podjąć decyzję, czy należy wysłać na miejsce Gwardię Narodową. Premier Australii Anthony Albanese na podstawie zobrazowań ICEYE ustalał plan działań przeciwpożarowych w swoim kraju. Japończycy posiłkowali się naszymi informacjami, kiedy nawiedziło ich tsunami. A jedna z firm ubezpieczeniowych umówiła się z właścicielami fabryk, że gdy dostaną od nas alert powodziowy, mają wyłączyć zakłady, aby zminimalizować ewentualne straty. Mamy coraz więcej takich przypadków. Ludzie podejmują newralgiczne decyzje na podstawie naszych danych.

Wy dostarczacie informacje, ludzie decydują, a kto za to płaci?

czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWata cukrowa na celowniku Min. Cyfryzacji? Poseł PiS interweniuje ws. rządowego absurdu
Następny artykułKwiaty, truskawki i piosenka na Dzień Matki