Nowe standardy kształcenia lekarzy zostały przyjęte we wrześniu 2023 roku, jeszcze przez poprzedni rząd. Przepisy rozporządzenia w tej sprawie wejdą w życie od najbliższego roku akademickiego – 2024/2025. Zarówno przedstawiciele uczelni medycznych, lekarze, rezydenci oraz studenci mają sporo zastrzeżeń do nich. Na sejmowej podkomisji stałej do spraw nauki i szkolnictwa wyższego wskazali, co jest do poprawki.
Lekarzom nie opłaca się pracować na uczelni
O braku lekarzy w Polsce słyszymy już od dawna. Remedium na to miało być masowe otwieranie kierunków medycznych na uczelniach, które nie miały zaplecze naukowego, infrastruktury czy kadry, aby kształcić przyszłych lekarzy. O problemach z nowymi kierunkami lekarskimi pisaliśmy nie raz i o tym też rozmawiali posłowie z zaproszonymi gośćmi na dzisiejszej podkomisji ds. nauki i szkolnictwa wyższego.
Trwają kontrole uczelni z nowo otwartymi kierunkami lekarskimi. Ministerstwo zapowiada zmiany w kształceniu
PKA sobie, MEiN sobie. Jak wygląda dzisiaj otwieranie kierunków lekarskich?
Problem kadrowy nie dotyczy jednak tylko nowo otwartych studiów medycznych, ale także “starych” uczelni medycznych, które funkcjonują i kształcą przyszłych medyków od dekad. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy są zarobki.
– Dzisiaj pensja rezydenta jest równa podstawowej pensji profesora na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym. Po planowanych podwyżkach 1 lipca tego roku profesor otrzyma na naszej uczelni 10 080 zł pensji podstawowej, a rezydent w specjalizacji deficytowej, o ile dobrze pamiętam, również kwotę przewyższającą 10 000. Na moim biurku niemalże co tydzień lądują podania nauczycieli akademickich z wnioskiem o redukcję etatów uczelni, bądź też z wnioskiem o rozwiązanie umowy. Te osoby albo poświęcają się całkowicie pracy klinicznej, albo wędrują do uczelni elbląskiej, która prowadzi kierunek lekarski i oferuje nauczycielom akademickim, w szczególności profesorom, pensję. 2-3 razy wyższą niż ja jestem w stanie zaproponować – tłumaczył Marcin Gruchała, rektor GUM i przewodniczący KRAUM.
Problem ten, przy masowym otwieraniu nowych kierunków lekarskich, jak mówił Marcin Klencki, dyrektor Departamentu Rozwoju Kadr Medycznych w Ministerstwie Zdrowia, będzie przez najbliższe lata narastać.
– Szczególnie w tych miejscach, gdzie będziemy mieć nagromadzenie konkurujących ze sobą uczelni prowadzących kształcenie na kierunku lekarskim, będziemy mieć kłopot. Niewątpliwie będzie się to z kolei odbijało na jakości kształcenia – podkreślał przedstawiciel resortu zdrowia.
Egzamin lekarski nie weryfikuje wiedzy
Kolejnym problemem wskazywanym przez zgromadzonych na sejmowej podkomisji gości jest Lekarski Egzamin Końcowy (LEK), który powinien weryfikować wiedzę osoby kończącą studia lekarskie.
– W obecnej formie Lekarski Egzamin Końcowy nie jest ani dobrym, różnicującym egzaminem, ani nawet weryfikującym wiedzę. Wynika to przede wszystkim z tego, że w 70% jest złożony z bazy pytań, której tak naprawdę można się mechanicznie nauczyć na pamięć – wskazywał Paweł Klimas z IFMSA Poland.
Jak informował Mariusz Klnecki, w resorcie zdrowia pojawił się pomysł, aby do LEK-u, który jest egzaminem teoretycznym, dołożyć część praktyczną. Obejmowałaby ona ocenę zachowania przyszłego lekarza w konkretnej, symulowanej sytuacji.
– Ten egzamin był już na niektórych uczelniach, ale jego główny problem jest taki, że jest dosyć trudny i drogi w zorganizowaniu. Zrodził się pomysł, żeby ten egzamin był wystandaryzowany pomiędzy wszystkim uczelniami – dodawał przedstawiciel resortu zdrowia.
Zbyt duże grupy kliniczne z uszczerbkiem dla studentów oraz pacjentów
Istotnym elementem kształcenia medycznego są zajęcia kliniczne, które odbywają się w mniejszych grupach. Dotychczas nie było określone, jak duże takie grupy mogą być. Zgodnie z nowymi standardami kształcenia, od października 2024 roku tzw. “kliniki” na 6, czyli ostatnim roku studiów, będą się odbywać w 5-osobowych, a w szczególnych warunkach mogą być to grupy 8-osobowe. Jak jednak tłumaczy Sebastian Goncerz z Porozumienia Rezydentów, w standardach kształcenia nie określono, czym dokładnie są te “szczególne warunki”.
– Przedstawiciele Porozumienia Rezydentów wskazują w dokumentach przesłanych do nas, do ministerstwa, a wspartych przez KRAUM na to, że konieczne jest uregulowanie kwestii liczebności grup studenckich w ramach zajęć na trzecim i piątym roku, tak i modyfikacja tej liczebności na szóstym roku. W porozumieniu z Ministerstwem Zdrowia będziemy zmieniać ten standard, jak będą dochodziły jeszcze inne zmiany – mówił Marcin Czaja, dyrektor Departamentu Organizacji Uczelni, Kształcenia i Spraw Studenckich w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Podkreślał przy tym, że zorganizowanie zajęć klinicznych w małych grupach na uczelniach publicznych w ramach studiów stacjonarnych wiąże się jednak z dodatkowymi wydatkami z budżetu państwa. Rezydenci wskazują jednak, że w za dużych grupach nie da się niczego nauczyć.
– Grupy większe niż sześcioosobowe mogą prowadzić do sytuacji, w której większość uczestników zajęć nawet nie zbliży się do tego pacjenta. Nie mówiąc już o zebraniu wywiadu, przeprowadzeniu badania fizykalnego czy innych procedur medycznych – mówił Paweł Klimas.
Sebastian Goncerz wskazywał, że niektóre nowo otwarte kierunki deklarują, że chcą prowadzić zajęcia kliniczne w grupach 10- oraz 15-osobowych.
– Jest to sytuacja absurdalna, z nieposzanowaniem dla godności pacjenta, na którym tak naprawdę się w tej sytuacji uczymy.
“Proszę państwa, myślę, że też oczywistą oczywistością jest to, że nikt z nas nie chciałby być pacjentem szpitala klinicznego poddawanym, załóżmy, badaniu fizykalnemu, do którego przychodzi 8, 10, 15 osób podczas badanie ginekologiczne” – dodawał Marcin Gruchała.
Inną kwestią, również poruszaną na komisji, jest fakt, że przy zbyt dużych grupach, szczególnie na salach operacyjnych czy salach chorych, gdzie powierzchnia jest ograniczona, problematyczne może okazać się zachowanie reżimu sanitarnego. Przez to też rośnie ryzyko epidemiologiczne zarówno dla studentów, jak i pacjentów.
Potrzebne są jasne standardy kształcenie klinicznego i anatomicznego
Przedstawiciele Porozumienia Rezydentów wskazywali, że mimo przyjęcia nowych standardów kształcenia, wiele kwestii jest dalej niedoprecyzowanych. To z kolei może wpłynąć na gorszą jakość nauczania przyszłych lekarzy.
– W poprzedniej wersji standardów był przynajmniej taki zapis, że praktyczne zajęcia kliniczne powinny być prowadzone w podmiotach leczniczych, które ze względu na swoją specyfikę oraz liczbę udzielanych przez nie świadczeń zdrowotnych zapewniają studentom możliwość uczenia się z zakresu nauk klinicznych. To doprecyzowanie o specyfice i liczbie świadczeń zniknęło w tych nowych standardach. Uważam, że takie zapisy są potrzebne, nawet nie tylko dlatego, żeby doprecyzować proces oceny na podstawie tych standardów, ale też dlatego, żeby uczelnie, które ubiegają się o otwarcie kierunku lekarskiego, mogły wiedzieć, jaki poziom infrastruktury i kadry jest im potrzebny. Gwarantuje, że szpital pierwszego stopnia referencyjności, tylko z podstawowymi szpitalnymi oddziałami dwudziestoosobowymi, nie jest w stanie poprowadzić zajęć dla 60 osób – podkreślał Sebastian Goncerz.
Dodawał, że także aktualne standardy dotyczące nauczania anatomii powinny zostać zmienione.
– Aktualnie w standardach znajduje się informacja, że infrastrukturą uczelni prowadzącej kierunek lekarskie jest prosektorium. Ale nikomu nie przyszło do głowy chyba, że ktoś będzie próbował się dobić do prosektoriów przy szpitalnych i tam prowadzić anatomię.
Jak tłumaczył, ograniczenie nauczania anatomii do zwłok w prosektoriach szpitalnych uniemożliwia kompleksową naukę anatomii przyszłym lekarzom, ponieważ w ramach zajęć będą oni mogli wykonać tylko określone w sekcji czynności.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS