Kilka lat temu, gdy toczyła się debata o podziale pieniędzy między kluby ekstraklasy, prezes Legii Dariusz Mioduski tłumaczył, że najlepszym rozwiązaniem dla ligi są dwie-trzy wybijające się drużyny. Tacy “siłacze” lepiej poradzą sobie w Europie, a ich miejsce w rankingu ma “pozytywne konsekwencje dla całej ligi”. Jego zdaniem sytuacja, kiedy o mistrzostwo walczy sześć-osiem drużyn, jest dla ligi gorsza. A taką mieliśmy w tym sezonie, w którym w teorii najmocniejsze drużyny zawiodły.
Do faz grupowych pucharów awansowały tylko drużyny rozstawione!
Choć teza brzmi mało sportowo, nie jest pozbawiona logiki. Przynajmniej w kwestii budowania pozycji ligi i rankingów. System premiuje bowiem tych, którzy grają w pucharach regularnie, sumując punkty za występy z ostatnich pięciu lat. Jeśli nie ma cię w pucharach w danym roku, masz za ten rok wpisane “zero”. A jeśli odpadasz w eliminacjach, możesz dostać maksymalnie do 2,5 punktu (w ostatniej rundzie eliminacji). Przy awansie do rozgrywek, sufit punktowy jest już znacznie wyżej, można osiągnąć nawet “dwucyfrówkę”.
Zbierane do rankingu osobistego punkty pomagają w kolejnych sezonach przy rozstawieniach klubów w różnych rundach. Są więc ważne, by nie trafić na mocarzy futbolu, czy tych w teorii bardziej wymagających przeciwników. Jak pomagają? Te liczby są wymowne. W XXI wieku do fazy grupowej czy też głównej fazy Ligi Europy, Ligi Mistrzów, czy Ligi Konferencji awansowały tylko i wyłącznie drużyny, które miały zbudowany swój ranking i były rozstawione w większości lub nawet wszystkich fazach swoich europejskich zmagań! Były to Wisła Kraków, Lech Poznań i Legia Warszawa. Nikomu innemu przez te kilkanaście lat się to nie udało, mimo że każdego roku w eliminacjach grały przecież cztery nasze kluby.
To pokazuje, jak trudne zadanie w tym roku będzie mieć Jagiellonia Białystok (2 punkty w rankingu osobistym), Śląsk Wrocław (2 pkt), czy Wisła Kraków (0 pkt). Wszystkim tym drużynom rankingi własne nie pozwalają na żadne korzyści, bo są skromne lub zerowe. Nie znaczy to jednak, że ich sytuacja będzie bardzo zła. To głównie dzięki Lechowi Poznań i Legii Warszawa.
Legia i Lech najbardziej nabiły ranking ekstraklasy
Dlaczego więc Śląsk, Jagiellonia i Wisła mogą być więc wdzięczne ligowym rywalom? A to dlatego, że przez ostatnie lata w fazach grupowych Ligi Europy i Ligi Konferencji najmocniej przykładały się do budowy rankingu ekstraklasy. Dodać trzeba, że skromne punkty dorzuciły w nim też inne nasze drużyny, które ostatnio doszły w eliminacjach do dalszych ich faz, choćby Raków Częstochowa, ale też Pogoń Szczecin.
Mozolnie budowany ligowy ranking w ostatnich latach stał się teraz bardzo ważny. Urósł on w ten sposób, że nasza liga awansowała z okolic 30. miejsca w Europie do okolic miejsca 20. W europejskich pucharach jest zasada, że jeśli ranking osobisty drużyn jest słabszy (ma mniej punktów) niż 20 proc. rankingu krajowego, wówczas to 20 proc. przyznawane jest klubom jako ich ranking. Śląsk, Jagiellonia i Wisła, choć nie wychodzą poza dwa punkty, dostaną w el. europejskich pucharów 5,075 pkt. To sporo, zważywszy na to, że kilka lat temu ta liczba oscylowała koło 3,000. A ponad pięć punktów oznacza pewne profity.
Co konkretnie da pucharowiczom dobry ranking ekstraklasy?
Mimo że teraz powtórzy się sytuacja, choćby z 2021 i 2022 roku, iż o europejskie puchary w 3/4 zagrają kluby z osobistym rankingiem, który im nic nie daje (wtedy odpowiednio były to: Śląsk, Pogoń, Raków oraz Lechia, Pogoń, Raków), to obecni nasi pucharowicze rankingowo będą delikatnie mocniejsi. Wisła Kraków, która zdobyła Puchar Polski, zagra w el. Ligi Europy, korzystając z rankingu ekstraklasy. Tu dobra informacja: w I rundzie ich eliminacji będzie rozstawiona. Jest też możliwość, że eliminacje zacznie od rundy drugiej.
Kto zdobędzie mistrzostwo Polski? Tego jeszcze nie wiadomo. Wiadomo jednak, że zarówno Jagiellonia jak i Śląsk zaczęłyby eliminacje Ligi Mistrzów od II rundy, ale zagrałyby w niej bez rozstawienia. To zła informacja, bo to najłatwiejsza droga do europejskich pucharów. Jeśli bowiem na tej ścieżce powinie się komuś noga, to jest przenoszony do kolejnej rundy el. słabszych rozgrywek (odpowiednio LE i LKE). Gdyby polski klub przeszedł II rundę el. LM i awansował do III, przegrywając potem wszystkie mecze kwalifikacji, i tak wylądowałby w fazie grupowej LKE. Dodajmy, że Legia czy Lech w II rundzie el. LM byłyby rozstawione. Co za tym idzie szansę Polski na jesienną rywalizację w tegorocznych europejskich pucharach byłyby dużo większe. To tu dźwięczą właśnie słowa Dariusza Mioduskiego, które przytaczaliśmy na początku tekstu.
À propos Legii, która w ekstraklasie zajmie II miejsce, to pewne jest, że będzie ona rozstawiona w każdej rundzie el. LKE z wyłączeniem rundy czwartej, chociaż i tu rozstawienie jest możliwe. Rozstawiony w pierwszych rundach tych rozgrywek mógłby być też Raków, który występami w ostatnich latach podbudował swój osobisty ranking. Częstochowianie jednak w tym sezonie nie zajmą miejsca dającego prawo gry w eliminacjach europejskich pucharów. Nierozstawiona od II rundy LKE będzie za to ta drużyna, która zajmie w ekstraklasie drugie miejsce.
Sprawa mistrzostwa i wicemistrzostwa Polski wyjaśni się w ostatniej kolejce. Śląsk i Jagiellonia, które zachwycały w tym sezonie, w eliminacjach europejskich pucharów będą musiały wznieść się na wyżyny. Tam o brawa i sukcesy będzie dużo trudniej.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS