A A+ A++

Caroline Wozniacki to duńska tenisistka polskiego pochodzenia. W ostatnich latach była jedną z największych gwiazd światowego tenisa. W 2020 r. ogłosiła zakończenie kariery. W 2023 karierę wznowiła, wracając do gry po urodzeniu dwójki dzieci. Jak się dowiadujemy od jej ojca i trenera, wkrótce Karolina definitywnie pożegna się z tenisem.

Zobacz wideo Iga Świątek jest przykładem dla całego świata! “Jestem dumna”

Łukasz Jachimiak: Pana i Karoliny nie było na turnieju WTA 1000 w Rzymie, za chwilę nie będzie was też na Roland Garros, ale jak mam rozumieć filmik z wędkowania na Mazurach, który od pana dostałem?

Piotr Woźniacki: Próbuję się uspokoić, wyciszyć i zadbać o zdrowie, na którym trochę podupadłem. Tu nie chodzi o to, że córka nie zagra w jednym czy drugim turnieju, bo grała w swojej karierze wszędzie i praktycznie wszędzie odnosiła sukcesy. Chodzi o coś poważniejszego. Dużo poważniejszego. Chcę dać pigułkę wiedzy o tym, jak wygląda tenis kobiet. Jak działa WTA. Chcę pokazać spojrzenie ojca i trenera na coś, o czym cały czas niby trwa dyskusja, ale taka, z której nic nie wynika. Zgodzi się pan, że dyskusja o WTA, o tenisie kobiet, o sporcie kobiet jest pozorna?

Na pewno niewiele z tej dyskusji wynika. Chyba dlatego, że dyskutują nie ci, którzy mają moc wprowadzenia zmian.

– Otóż to. My wszyscy ciągle powtarzamy, że WTA źle układa kalendarz, że nie dba o promocję zawodniczek i rozgrywek. I nic to nie daje. Dlaczego? Dlatego, że szczerze mówiąc rządzących tenisem kobiet to wszystko kompletnie nie interesuje. Na co dzień mamy dyżurne, niezałatwione tematy, a ożywiona dyskusja trwa dzień czy dwa dni po jakimś głośniejszym artykule, wywiadzie czy szczególnie po kuriozalnej wpadce WTA. Ale w gruncie rzeczy to też jest dyskusja, która sprowadza się do stwierdzeń: “No tak, teraz to już naprawdę coś z tym trzeba zrobić! Tak być nie powinno!”, po czym nie robi się absolutnie nic. Na dowód proponuję przypomnieć sobie ostatni turniej WTA Finals – zamiast prestiżu była fuszerka. Przecież osiem najlepszych tenisistek świata ściągnięto do Meksyku tak, jakby chciano z nich zakpić. Dano im tam do gry krzywy kort z pustymi trybunami. I to dano w ostatniej chwili, tak że nie można było na tym korcie najpierw potrenować. Patrząc tylko na zarobek, działacze nie sprawdzili nawet, że skażą te dziewczyny na granie w ulewach i potężnych wiatrach. I co? I oczywiście nic – było, minęło. I dalej tak będzie. Tenis kobiet to jest całkiem inna dyscyplina sportu niż tenis mężczyzn, jeśli chodzi o działanie organizacji. To jest amatorstwo. O kobietach w sporcie często się mówi, że są inspiracją i że zdrowo jest, gdy przerywają kariery, zakładają rodziny, rodzą dzieci i wracają do sportu, który kochają. Bo w ten sposób pokazują wszystkim, że to się da zrobić. A tak naprawdę to są bajeczki. To jest śmieszne. A nawet więcej – to jest żałosne!

Pańska córka zrobiła sobie przerwę trwającą ponad trzy lata. W tym czasie wyszła za mąż i urodziła dwoje dzieci. Widzę, że ponad rok po powrocie robi pan bilans zysków i strat. I że to boli.

– Karolina to idealny przykład, żeby wszystkim ludziom pokazać, jak patologiczny jest tenis kobiet. Córka nie ma chronionego rankingu, bo miała długą przerwę. I w porządku. Ale czy takiej dziewczynie nie warto pomóc, skoro zdecydowała się wrócić? WTA uważa, że nie i po amatorsku działa sobie w świecie największego zawodowego sportu kobiet ze wszystkich sportów na świecie. Oni podpisują z zawodniczkami kontrakty i zawodniczki do pewnych rzeczy zostają na mocy tych umów zobowiązane. A co dostają? Nic, naprawdę nic! Karolina była numerem jeden ich rankingu. Wygrała turniej wielkoszlemowy, wygrała mastersa, grała w prawie 60 finałach ich turniejów i wygrała 30. Czyli mówimy o kompletnej tenisistce, o kimś, kto zrobił kawał dobrej roboty, kto na pewno zwiększył popularność tenisa, kto sam zarobił duże pieniądze, ale im pozwolił zarobić jeszcze o wiele więcej. I okazuje się, że kiedy ktoś taki jak Karolina Woźniacka wraca jako Karolina Woźniacka i rodzina, to wtedy już nie jest mile widziany. Przecież my nie jesteśmy w stanie zrobić nawet planu startów Karoliny! Trenujemy, przygotowujemy się, a okazuje się, że nie ma do czego. Tak się dzieje, bo dziś w tenisie wszystko opiera się tylko na relacjach, na znajomościach, a nie na jasnych zasadach. Jest tak, że jeśli znamy organizatorów czy dyrektorów turniejów, to dostajemy szansę gry, a jak gdzieś nie mamy znajomości, to tam nas nie chcą.

Siłą rzeczy po przerwie na macierzyństwo córka miała zero punktów. Trzeba dużo czasu, żeby ruszając od zera dobić się do czołówki, ale my byśmy to cierpliwie zrobili, tylko jak to zrobić, gdy nie daje się takiej dziewczynie na to zapracować? Regulamin w tenisie jest dziś taki, że nie ma już obligatoryjnej dzikiej karty dla kogoś, kto kiedyś był w top 20, miał długą przerwę i wrócił. Ta karta była naprawdę pomocna dla tenisistek wracających po urodzeniu dziecka i dla tych, które wracały po poważnych kontuzjach. A teraz Karolina, Angelique Kerber czy Naomi Osaka są zdane tylko na czyjeś decyzje. Od ubiegłego roku jest tak, że wszystkie dzikie karty są własnością turniejów, a WTA umywa ręce. Efekt? Na turniej w Rzymie wszystkie dzikie karty, a było ich osiem, dostały Włoszki. Ja rozumiem promowanie swoich zawodniczek, ale jak można dać prawo gry w turnieju tej rangi takim dziewczynom, które jeszcze nawet nie powinny pomyśleć, że mogłyby zagrać w “tysięczniku”?

Sprawdzam dzikie karty i widzę, że dostały je Włoszki z trzeciej i czwartej setki rankingu WTA, a nawet 530. Federica Di Sarra, która ma już 34 lata i nigdy nie zdołała zagrać w żadnym turnieju wielkoszlemowym, oraz dopiero 818. Vittoria Paganetti. I nawet jeśli ta 18-latka jest jakimś szczególnym, jeszcze nieodkrytym talentem, to faktycznie zaskakujące, że organizatorzy woleli znaleźć miejsce dla niej czy dla tej starszej Di Sarry niż dla Karoliny. To wygląda jak działanie na szkodę turnieju. I mówię nie tylko o zasługach Karoliny, ale i o jej obecnym poziomie – przecież doszła już do 119. miejsca w rankingu, a dobry mecz potrafiła grać niedawno nawet przeciw Idze Świątek.

– Ależ oczywiście! Jednak skoro to wszystko nie jest uregulowane, to każdy robi sobie własne interesy. A WTA, które w teorii jest dla tenisistek i dba o ich dobro, stoi sobie z boku i zamyka oczy. Oni udają, że nic nie widzą, że to nie jest ich sprawa.

A dlaczego nie gracie eliminacji?

– Pewnie, że byśmy mogli, bo mamy taki ranking, który na to pozwala. Mogliśmy więc się z góry do eliminacji zapisać. Ale Karolina powiedziała, że nie po to pracowała ciężko całe życie i nie po to tyle osiągnęła, żeby teraz zaczynać jak juniorka. W pewnym momencie życia jednak powinien być szacunek w sporcie, w którym człowiek coś znaczył. Nie ma go ani od WTA, ani od ITF, czyli organizatora turniejów wielkoszlemowych. Karolina powiedziała mi, że trudno – jeżeli nie dostanie dzikiej karty do Rolanda – to najwyżej w nim nie zagra. Wolała zaczekać, jak odpowiedzą na jej wniosek niż zgłaszać się do eliminacji. Ja ją popieram. I powiem panu, że Karolina już na pewno nie będzie grała w następnym roku. My żeśmy to już postanowili. Bo nie ma sensu brnąć w coś takiego. Nie traktują nas poważnie, więc szkoda naszych starań.

Powiem jeszcze coś o ludziach stojących za organizacją turniejów w Rzymie i Roland Garros. Otóż ja nie chcę ich wszystkich negować i atakować. Mają swoje interesy, realizują je – cóż, życie. Ale wielki błąd robi WTA. To jest wielki sport – z prestiżem, z pieniędzmi, tu kobiety mogą się realizować w pełni, niemal jak faceci. Nie ma drugiej takiej dyscypliny sportu, w której kobiety też mogą świetne zarobić. Ale ci działacze działają tak, jakby bardzo chcieli pokazać, że kobiety nie powinny do tego aspirować, a wręcz że powinny siedzieć w domu. WTA to są tylko litery. Dlatego rodzicom radzę: jeśli macie dylemat czy namawiać dziecko na sport, czy na inną dziedzinę, czy rozwijać w dziecku sportowe zdolności, czy inne zainteresowania, to sport zostawcie na poziomie zdrowego hobby, ale jako sposób na życie wybierajcie tę inną dziedzinę. Zwłaszcza mówię to do rodziców córek. Warto być w czymś, w czym wasze dzieci będą miały poważanie. Warto być w świecie, w którym liczą się wartości i w którym są tak ważne sprawy jak choćby przyjaźń. A w tenisie jak te dziewczyny mogą mieć przyjaciółki, skoro to jest indywidualny sport, jest nieustanna rywalizacja, a między nią jest tylko podróżowanie z kraju do kraju, z hotelu do hotelu?

My jeszcze dotrwamy do końca tego sezonu, do ostatniego turnieju wielkoszlemowego, do US Open, a później to zostawimy. Po drodze zobaczymy, jak będzie z Wimbledonem. Przed nim Karolina spróbuje zagrać jakiś turniej, może nas gdzieś wpuszczą. A na Wimbledonie, jeśli Karolina nie dostanie dzikiej karty, to zagramy eliminacje. Może tą trudną drogą Karolina otworzy bramę do szczerego spojrzenia na tenis kobiet. Może na przykładzie Karoliny będzie można zrozumieć, że wcale nie jest łatwo decydować się na zakładanie rodzin w trakcie karier? Teraz w ciąży jest między innymi Petra Kvitova, generalnie kolejne tenisistki się na to decydują, myśląc, że skoro urodziły i wróciły Woźniacka, Kerber czy Osaka, to i one tak zrobią. Ale prawda jest taka, że one nie wiedzą, do czego wrócą. Dla mnie to jest kompletnie niezrozumiałe, że można po powrotach tak źle traktować zawodniczki, które coś zrobiły, coś osiągnęły, pokazały charakter i na pewno przyciągnęły trochę kibiców do tego sportu.

Dlaczego jesteście gotowi zagrać w eliminacjach Wimbledonu, skoro eliminacji Roland Garros grać nie chcieliście?

– Karolina nie jest taka, że eliminacje uznaje za dyshonor. Ona może w eliminacjach zagrać. Ale w przypadku Rolanda po prostu chciała sprawdzić, czy jest szanowana. Dlatego nie zgłaszała się do eliminacji, ryzykując, że najwyżej straci turniej. Powiedziała mi tak: “Tata, nie będę się zgłaszała, bo jestem ciekawa, jak mnie potraktują”. A kiedy dostała odpowiedź, to już było za późno, żeby się zgłosić do eliminacji. Natomiast z Wimbledonem sprawa wygląda tak, że czekamy, ale już wiemy czego możemy się spodziewać.

Ładną byście mieli serię, gdyby i tam nie było dla was dzikiej karty.

– Obyśmy chociaż dostali odpowiedź. Dobre i to, naprawdę – bo jak Karolina napisała prośbę o dziką kartę do dyrektora turnieju w Rzymie, to człowiek nawet nie raczył odpisać.

Zdumiewający brak klasy.

– Tak, to jest kompletne nieporozumienie, że z innych źródeł niż bezpośrednio myśmy się dowiedzieli, że dzikie karty dostaną tylko Włoszki. To jest wina WTA, że się na to godzi. WTA umywa ręce, oni nie mają problemu – tak to widzą.

A ja zaczynam to wszystko widzieć tak, że Karolina będzie pierwszym przykładem, że droga powrotu po urodzeniu dzieci jest bardzo wyboista i że każą ci iść samej, chwilami nie wiadomo dokąd. Mam nadzieję, że może nie tylko kibice zrozumieją, że tak nie powinny być traktowane kobiety w sporcie, ale że i do działaczy WTA coś dotrze. A jeżeli nie, to chociaż ja będę przykładem dla rodziców. Bo jestem przede wszystkim rodzicem i mam prawo innych rodziców odstraszać od tego sportu. Odstraszam więc, bo to są ogromne nakłady, to są ogromne stresy, to jest mnóstwo zagrożeń! Rodzice muszą wiedzieć od samego początku, że jak wchodzą w ten świat sami, tak na samym końcu zostaną sami, nawet jeśli po drodze uda im się wejść na szczyt.

Ludzie, pomyślcie o tym! To jest temat, a nie dyskusja, dlaczego kobiety zagrają WTA Finals w Arabii Saudyjskiej, w której nie są respektowane prawa kobiet. Przecież my w Europie mówimy jak najgorsze rzeczy o innych kulturach, a prawda jest taka, że tutejsi mężczyźni traktują kobiety jak produkty, dzięki którym da się dobrze zarobić. Tamci zorganizują coś przełomowego w swojej kulturze, pokażą u siebie prestiż sporstmenek, a my tu na co dzień nie szanujemy kobiet, łamiemy ich prawa, zupełnie o nie nie dbamy i jednocześnie dajemy sobie prawo do oceniania innych. WTA w niczym zawodniczkom nie pomaga. Kompletnie w niczym! Te wszystkie dyskusje o gorszych godzinach meczów kobiet, o mniej prestiżowych kortach i stadionach, na których one grają – o tym już nawet mi się nie chce wspominać, o to na bieżąco upominają się Iga, Rybakina czy inne zawodniczki z czołówki. Ale to jest wciąż dopominanie się tego samego, bo to wciąż nie przychodzi. Może kiedyś ktoś wreszcie zrozumie, skąd się biorą problemy psychiczne. W wywiadach coraz częściej zawodniczki o tym mówią, ale to za mało. Dlatego przerywają granie na parę miesięcy, coraz częściej bywa, że zasłaniają się kontuzjami, a tak naprawdę nie są w stanie wytrzymać mentalnie. Bo trudne rzeczy narastają, aż ten balon z zatrutym powietrzem w pewnym momencie pęka.

Jak może być dobrze, skoro regulamin każe ci grać po sobie Madryt i Rzym albo Indian Wells i Miami i ten regulamin nie przewiduje, że dla kogoś to jest za dużo, że ktoś sobie nie radzi? Ten regulamin w takim przypadku nakłada na ciebie karę finansową za to, że nie grasz jakiegoś turnieju. No przecież to są jaja! Wie pan, jaka organizacja jest najbardziej zaangażowana w tenis kobiet?

Domyślam się, że odpowiedź będzie zaskakująca.

– Antydoping. Jak tylko Karolina zgłosiła, że wraca, to ją od razu dołączyli do tego planu, w którym ona musi raportować gdzie będzie każdego dnia. I już kilkanaście razy była sprawdzana. Nie mamy z tym żadnego problemu – jest regulamin, trzeba go przestrzegać, jasna sprawa. Ale czy WTA ma jakiś regulamin, który cokolwiek tenisistkom oferuje? Czy tam ktoś widzi potrzebę pomagania, wspierania? Odpowiedzi to nie, nie i zawsze nie!

Zastanawiam się, na ile tenis kobiet ludzie z WTA coraz bardziej psują, a na ile o pana opiniach decyduje to, że jesteście w innym punkcie niż kiedyś. Bo w pierwszej części kariery Karoliny byliście na szczycie, a teraz poznajecie problemy kogoś, kto rusza od zera, a – jak sam pan mówił – nie jest już juniorką, nie ma w głowie tylko tenisa i nie ma całego sportowego życia przed sobą.

– W przerwie od grania Karolina była komentatorką i ekspertką, a teraz znowu jest w środku jako zawodniczka. Rozmawialiśmy z córką na różne tematy i mamy wszystko przemyślane, ale w tej rozmowie z panem ja mówię tylko jako ja, czyli jako ojciec i coach, a nie jako rzecznik córki. I muszę powiedzieć, że po powrocie szeroko otworzyłem oczy ze zdziwienia, jak bardzo to wszystko jest niepoukładane. I jak bardzo kobiety się mocują, żeby próbować zaistnieć w tym sporcie. Wielki szacunek dla nich wszystkich! Kiedyś było lepiej – pamiętam to. Wracając myślałem, że coś się rozwinęło, a jest dużo gorzej.

Patrząc na problemy nie tylko tenisistek-matek, irytuje to, co pan określił mianem dyżurnych tematów. Ostatnio komentatorzy Canal+ ubolewali, że w Rzymie, jak na wielu turniejach, gdzie rywalizują i panie, i panowie, wielu kibiców ogląda mecze kobiet na terenie kortów, siedząc przed telebimem, bo nie ma dla nich biletów. A nie ma, bo na cały dzień wykupują je ci, których bardziej interesują męskie mecze i po tym jak obejrzą, co chcą, po prostu sobie idą. Wymowna była też informacja, że na stoiskach z pamiątkami można kupić gadżety ATP, a WTA nie.

– Absolutnie się zgadzam! To jest totalna załamka. Tenisistki mają bardzo dużo fanów – sam wiem, jak wielkim zainteresowaniem od lat cieszy się Karolina. Ale WTA to są tylko litery. Oni mają wielki, globalny, zawodowy sport, a są grupą amatorów. W ogóle to ja się pytam, gdzie są ci ludzie. Gdzieś są, to jest dość duży team, ale ich zupełnie nie widać. A powinni być aktywni, pomagać, po prostu pracować. Karolina wróciła ponad rok temu i jedyną pomoc, jaką ma, ma od sponsora, od adidasa. Ci ludzie mają pojęcie, umieją rozmawiać, przedstawiają profesjonalizm. Mimo że zdają sobie sprawę z tego, że inwestują w Karolinę, nie mając żadnych gwarancji, bo przecież my nie jesteśmy w stanie zrobić normalnego terminu startowego. To jest jedna wielka amatorka. Brak mi słów.

Emocjonuję się, ale nie chciałbym, żeby to wszystko tak wybrzmiało, że ja się żalę na jakąś straszną krzywdę, która nam się dzieje. Karolina ma określony status, ona jest dziewczyną szczęśliwą, jest spełnioną sportsmenką, jest szczęśliwą matką, osiągnęła też finansowy sukces. Absolutnie nie mówię tego wszystkiego po to, żeby ktoś nam współczuł. Robię to, żeby pokazać realność tego całego dziadostwa. Bo to jest dziadostwo, to jest poniżanie ludzi, którzy dla tego sportu oddali serce i zdrowie. Pan wie, że dzieciom tego sportu nie przedstawimy jako coś zdrowego, bo za sportem na tym poziomie kryją się i tragedie, i poważne kontuzje, i emocjonalne załamania. Ale wiedzą o tym ci, którzy są w środku. A ci rodzice, którzy kupują dzieciom drogie rakiety i coraz bardziej w to brną, idą w sytuację bez wyjścia. Bo po zainwestowaniu czasu i pieniędzy człowiek nie chce się wycofać. I brnie aż zostanie nagi.

Wy wróciliście i brniecie z głównym celem w postaci igrzysk. Ale czy Karolina dostanie dziką kartę?

– Nie wiemy. Czekamy. Nic nie jest zagwarantowane. Kompletnie. Oczywiście robimy wszystko, co należy, zgodnie z regulaminem. Duński Związek Tenisa występuje o dziką kartę, bo rankingu dającego kwalifikację Karolina już nie zdoła zrobić. Karolina złożyła wszystkie wymagane przez związek dokumenty, żeby móc wystąpić w Paryżu. Dla niej to był główny cel powrotu.

Pamiętam – napędzało was marzenie o medalu olimpijskim.

– A dziś nie wiem czy uda nam się o ten medal powalczyć. Bardzo chcemy, ale wiemy, że różnie może być. Ten medal był celem od lat. W 2008 roku w Pekinie Karolina przegrała ze złotą medalistką, Jeleną Dementiewą, w 2012 roku w Londynie przegrała z Sereną Williams, też złotą medalistką. W 2016 roku w Rio de Janeiro niosła flagę Danii na ceremonii otwarcia i to wspomnienie na zawsze, ale w turnieju znów wpadła na późniejszą medalistkę – przegrała z Petrą Kvitovą, która zdobyła brąz. Mieliśmy trochę pecha. Marzeniem Karoliny było reprezentowanie swojego kraju i wygranie medalu olimpijskiego, bo to jest ważniejsze od wszystkich pieniędzy. Ale czy to jest możliwe? Kompletnie nie wiem, nie mam zielonego pojęcia.

Z tej zgryzoty rzucił pan wszystko i pojechał na ryby.

– Kosztuje mnie to trochę zdrowia. Bo to jest walka z wiatrakami. Naprawdę nie chodzi o Karolinę, ona przyjmuje to bardzo spokojnie. I czuję, że będzie miała do mnie żal, że ja się do pana zwróciłem, że chcę porozmawiać. Ale czuję, że muszę – siedziałem, gryzłem się tym i uznałem, że muszę się przeciwstawić temu nastawieniu, że sezon pędzi i że skoro źle nas potraktowano w tym tygodniu i w kolejnym, to mówi się trudno i czeka się z nadzieją, że zaraz wydarzy się coś lepszego. Nie, ja bym chciał, żeby rodzice sobie przeczytali ten artykuł i żeby wiedzieli, do czego startują, co ich może czekać. Ważne jest, żeby sobie zdawać sprawę z tego, co to jest za dyscyplina sportu. I jak są traktowane kobiety. Bo pięknie się o nich mówi, a rzeczywistość jest okrutna. Ludzie, nie słuchajcie, że Karolina wróciła i jest pięknie! Nie, dziewczynom z obowiązkami nie jest łatwo wrócić do grania i dojść do formy. One potrzebują czasu. To widać po Osace, po Karolinie i po Andżelice. A one dodatkowo dostają kopniaki. Uważam że regulamin, który ma WTA, i ambicje tej organizacji powinny być całkowicie zrewidowane. Widzę z bliska, że jest ogrom pracy, a nikt się nie chce wziąć do roboty. Szkoda słów.

Skoro pan ma troje dzieci, to powiem panu szczerze: jeśli dziecko poświęci tyle czasu, pieniędzy rodziców i zaangażowania własnego oraz rodziny w cokolwiek innego niż sport, to gwarantuję sukces. Natomiast w tenisie nawet jak ten sukces takie dziecko osiągnie, to na koniec zostanie zrzucone jak spadochroniarz bez spadochronu z jakiegoś drapacza chmur. Tak to naprawdę wygląda.

Patrzę na swoją córkę i widzę, że z uśmiechem do tenisa wróciła kobieta, która kiedyś została nazwana “Sunshine”, bo zawsze była zadowolona, rozmowna, promienna. I po powrocie zderzyła się z szarą rzeczywistością, która jest nie do wytrzymania, na którą nie wolno się godzić. Dlaczego się zderzyła? No bo jest kobietą! Tak, jest kobietą, urodziła dzieci, założyła rodzinę. Coś miała, ale już tego nie ma. Dlaczego? Przecież ona nie chce niczego za zasługi. Przecież pokazuje wciąż dobry poziom. Sam pan mówi, że widać, że wciąż może grać równe mecze z najlepszymi.

Oczywiście przegrywa mecze, nie jest seryjną zwyciężczynią. Ale czy ktokolwiek oglądając Karoliną powie “Po co ona wracała”? Ona walczy, pokazuje umiejętności, a przegrywa wyłącznie dlatego, że brakuje jej ogrania. Ale WTA tego nie widzi. Bo tak jest wygodniej. Bo tam nikomu się nie chce pracować. Bo tam nikt się nie stara choć trochę dla tych kobiet, dzięki którym dobrze się zarabia i dobrze żyje. W czymś takim nie chce nam się uczestniczyć i wkrótce odejdziemy. A tych, którzy marzą o karierze tenisistki, po prostu jako ojciec tenisistki z całego serca ostrzegam.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułZłota LE K: Spadek formy Szwedek i pierwsze przetasowania wewnątrz tabeli
Następny artykułObserwator Lokalny – nowe wydanie