A A+ A++

fot. mł. bryg. Tomasz Fijołek / PSP

W piątek 10 maja, w oddalonych o niecałe 25 kilometrów Siemianowicach Śląskich, wybuchł pożar, a kłęby czarnego dymu doskonale było widać z Tychów. Płonęło nielegalne składowisko odpadów, w tym chemikaliów, w związku z czym siemianowiczanie otrzymali alerty Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, aby pozostać w domach i zamknąć okna. Czy podobny scenariusz mógłby się spełnić w Tychach?

Pożar objął cały teren składowiska, a więc ponad 6 tysięcy metrów kwadratowych. Spłonęło kilka tysięcy ton substancji, a także podobne ilości odpadów plastikowych. Jak poinformował prezydent Siemianowic Śląskich, Rafał Piech, były to między innymi substancje ropopochodne, rozpuszczalniki i farby. Choć ogień udało się opanować tego samego dnia, to sporym problemem stało się zanieczyszczenie wód powierzchniowych, bowiem część wody użytej do gaszenia wraz z chemikaliami dostała się do pobliskiego Rowu Michałkowickiego, który z kolei wpada do Brynicy. Nieopodal miejsca zdarzenia woda zmieniła więc kolor na brązowo-czerwony. Ponadto mieszkańcy Siemianowic uskarżali się na chemiczny odór, który powodował bóle głowy. Aby zapobiec przemieszczaniu się zanieczyszczeń w ciekach wodnych, strażacy ustawili cztery zapory sorpcyjne. Według analiz i badań próbek, stan wód poprawił się i sytuacja jest stabilna.

W kulminacyjnym momencie w działania zaangażowanych było ponad 230 strażaków, w tym pluton zaopatrzenia wodnego „Magistrala” z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Tychach oraz prawie 90 pojazdów gaśniczych i specjalnych.

To nie pierwszy pożar nielegalnego składowiska w Siemianowicach Śląskich – można powiedzieć, że była to powtórka z 2018 roku, kiedy w pobliskiej lokalizacji spłonęło około 3 tysięcy metrów kwadratowych składowiska, na którym znajdowały się między innymi elementy z plastiku i gumy. Wydarzenie jest przedmiotem śledztwa tzw. mafii śmieciowej, które prowadzi Prokuratura Regionalna w Katowicach. Dotychczas postawiono zarzuty 73 osobom.
– Przedmiotem tego postępowania jest składowanie odpadów m.in. w Siemianowicach Śląskich, a także na ponad 30 innych składowiskach w aglomeracji śląskiej i w innych miejscach Polski – mówi rzecznik Prokuratury Regionalnej w Katowicach Michał Binkiewicz.

Tegoroczne wydarzenie również ma stać się przedmiotem śledztwa, policjanci gromadzą materiał dowodowy, w tym przesłuchania świadków.

Wielu tyszan zastanawia się, czy w naszym mieście mógłby ziścić się podobny scenariusz. Porozmawialiśmy więc z pracownikami spółki Master Odpady i Energia, która zajmuje się kompleksową gospodarką odpadami na terenie Tychów i pobliskich gmin. Siedziba firmy znajduje się przy ul. Lokalnej 11.

– Przede wszystkim należy uściślić dokładnie, czym jest składowisko. Zgodnie z definicją to zorganizowany obiekt budowlany przeznaczony do składowania odpadów. Praca w takim miejscu odbywa się w zgodzie z literą prawa, jak na profesjonalną firmę przystało. W przypadku pożaru w Siemianowicach Śląskich również czytamy i słyszymy w mediach o składowisku, ale trzeba rozróżnić, że był to magazyn, w którym nielegalnie przetrzymywano różne substancje – wyjaśnia Mirosław Pajor, Główny Specjalista BHP i Inspektor Ochrony Przeciwpożarowej w spółce Master. – Substancje niebezpieczne, które mieszkańcy miasta i okolicznych gmin oddają do PSZOK-ów są, za pośrednictwem naszej spółki, przekazywane do recyklingu w wyspecjalizowanym podmiocie. Na składowisku Mastera deponowane są głównie popioły, gruz budowlany i tzw. balast, czyli odpad po procesie technologicznym, których wartość opałowa jest znikoma. Instalacja w spółce Master jest składowiskiem odpadów innych niż niebezpieczne – dodaje.

Trzeba przy tym pamiętać, że odpady i działalność z nimi związana, stanowią pewne ryzyko i czasem dochodzi do ich samozapłonu. Jednak, aby zminimalizować ryzyko, spółki komunalne, w tym Master Odpady i Energia, podlegają ścisłej kontroli odpowiednich służb i organów, dbają o profesjonalnie przeszkoloną kadrę, nowoczesne technologie i regularne ćwiczenia, także przeciwpożarowe.

– Nigdy do końca nie wiemy, co mieszkańcy wrzucą do odpadów. Zdarza się, że są to baterie czy akumulatory, które w procesie recyklingu mogą stanowić zagrożenie pożarowe. Właśnie dlatego kładziemy szczególny nacisk na edukację społeczeństwa w kwestii prawidłowej segregacji – mówi Mirosław Pajor.

Bezpieczeństwo zaczyna się więc w domu każdego z nas.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMasz w domu taką książeczkę? Dostaniesz od państwa 26 tys. zł
Następny artykułJak mieszkańcy miasta oceniają infrastrukturę rowerową w Zielonej Górze? [WIDEO]