Był bodaj ostatnim przedstawicielem złotej ery Hollywood, utożsamianym z ideałem męskości, siłą i prawością. Na tyle bystrym, inteligentnym i zapatrzonym w siebie, by widziano w nim ucieleśnienie marzeń każdego Amerykanina.
Zmarły w wieku 103 lat Kirk Douglas stworzony był do grania walecznych, niezłomnych chłopaków, niemal półbogów, czego symbolem stała się tytułowa rola w legendarnym widowisku „Spartakus” wyreżyserowanym przez Stanleya Kubricka. Nieprzesadnie umięśniony (jak na współczesne standardy), za to z charakterystycznym dołkiem w podbródku, wysuniętą do przodu szczęką i błękitnymi oczami, kusił olimpijską sylwetką, tętniło w nim życie, wydawał się urodzonym charyzmatycznym przywódcą, za którym szły tłumy.
Żadna z ówczesnych aktorskich legend – Gary Cooper, Charlton Heston czy Humphrey Bogart – nie odważyłaby się zagrać starożytnego herosa. Mógł to zrobić tylko on – potomek rosyjsko-ukraińskich Żydów, zaciekły, napędzany pasją idealista, ucieleśniający moc ducha, która w każdej chwili mogła zamienić się w cynizm.
Czytaj też: Jak oglądać (i czytać) film „W samo południe”
Sto filmów, sto różnych twarzy Douglasa
Urodził się jako Issur Danielovitch, syn imigrantów z Europy Wschodniej, analfabetów niepotrafiących się nawet podpisać, w północnej części stanu Nowy Jork. W czasach jego świetności, czyli w latach 50. i 60. ubiegłego wieku, fani nie mieli pojęcia o jego prawdziwym pochodzeniu ani o skrajnej biedzie, z jakiej wyszedł. Sądzono, że jest klasycznym przedstawicielem klasy średniej, typowym WASP-em. Trudne dzieciństwo Douglas opisał w autobiografii „Syn śmieciarza” w 1988 r.
Zagrał w blisko stu filmach. Nigdy nie powielał schematów, stosował różne techniki, proste środki wyrazu, stale odkrywające jakieś nowe oblicze twardego, nieustępliwego maczo. Intuicja nigdy go nie zawodziła, nawet gdy wydawało się, że utknął w powielaniu ról szeryfów spod ciemnej gwiazdy w masowo produkowanych wtedy westernach (m.in. „Ostatni zachód słońca”, „Ostatni kowboj”, „Wóz pancerny”).
Jedną z najlepszych kreacji stworzył w ambitnym, epickim dramacie wojennym „Ścieżki chwały” (1957), gdzie zaprezentował szeroką paletę umiejętności. Wcielił się we francuskiego pułkownika Daksa, najpierw prowadzącego żołnierzy w samobójczym ataku, a potem broniącego ich przed zarzutem tchórzostwa podczas pierwszej wojny światowej. Świetny był również jako udręczony Van Gogh w „Pasji życia”, ekranizacji powieści Irvinga Stone’a, emanując gniewem i szaleństwem, choć to rola mocno przeszarżowana i bardzo narcystyczna. Publiczność uwielbiała go za rolę bezwzględnego boksera niecofającego się przed niczym, byle tylko zdobyć tytuł mistrza w „Championie”.
Czytaj też: Przyszłość kina według Francisa Forda Coppoli
Najpotężniejsza postać Hollywood
Zawsze był indywidualistą, rzucał wyzwania producentom, a gdy nie mógł się z nimi dogadać, założył własne studio filmowe o nazwie Bryna Productions (od imienia matki). W erze powojennej Douglas był pierwszym aktorem, który w ten sposób przejął kontrolę nad swoją karierą. Fachu uczył się w Amerykańskiej Akademii Sztuk Dramatycznych. Gdy w Hollywood polowano na komunistów i zabraniano pracować artystom podejrzewanym o sympatie lewicowe, nie wahał się zatrudnić Daltona Trumbo, wybitnego scenarzysty znajdującego się na niesławnej „czarnej liście” McCarthy’ego. Co zapoczątkowało odwilż i uczyniło Douglasa jedną z najpotężniejszych postaci w Hollywood.
Czytaj też: Hollywood na piaskach Sahary
W młodości imał się różnych zajęć. Pracował jako dozorca. Żeby utrzymać się na studiach, dorabiał jako zapaśnik. Służbę wojskową spędził w marynarce, a tuż przed wstąpieniem do armii zmienił nazwisko na Kirk Douglas. Występował na Broadwayu. W 1963 r. zagrał w adaptacji „Lotu nad kukułczym gniazdem”, jednak mimo sukcesu przedstawienia nie udało mu się wtedy doprowadzić do sfilmowania powieści Kena Keseya. Udało się dopiero jego synowi Michaelowi, który powierzył reżyserię Milošowi Formanowi. Kirk marzył, aby zagrać główną rolę, ale był już za stary, dostał ją sporo młodszy Jack Nicholson.
Kirk, ambasador pokoju
Jako człowiek o niespożytej energii i różnych zainteresowaniach Douglas popierał wiele inicjatyw społecznych i udzielał się w służbie publicznej. Podczas epoki Johna F. Kennedy′ego i Lyndona Johnsona często pracował dla amerykańskiej Agencji Informacyjnej i Departamentu Stanu USA jako „ambasador pokoju”, udając się na misje do Ameryki Południowej, Europy, Bliskiego i Dalekiego Wschodu. Odwiedził sześć krajów zza żelaznej kurtyny: Polskę, Rumunię, Bułgarię, Węgry, Czechosłowację i Jugosławię. O jego sensacyjnej wizycie w łódzkiej filmówce powstał krótkometrażowy film nakręcony przez Marka Piwowskiego i Feriduna Erola. W 1981 r. za działalność społeczną i charytatywną został uhonorowany najwyższym amerykańskim odznaczeniem cywilnym, Medalem Wolności.
Był trzykrotnie nominowany do nagrody Akademii Filmowej (za „Pasję życia”, „Championa”, „Złego i piękną”). W 1996 r. wręczono mu honorowego Oscara, doceniając rozciągniętą na pół wieku twórczość oraz akty moralnej odwagi w środowisku filmowym.
Czytaj też: Czy Hollywood się zmieni?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS