A A+ A++

Pożar hali targowej przy Marywilskiej 44 w Warszawie wybuchł w niedzielę po godz. 3 w nocy. Zgłoszenie do straży z systemów przeciwpożarowych wpłynęło o 3:30, a 11 minut później pierwsze jednostki były na miejscu. Już wtedy ogniem objęta niemal cała powierzchnia.

Niespotykanie szybki rozwój pożaru

W poniedziałek wszczęte zostało śledztwo Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Jednym z jego głównym punktów będzie to, w jaki sposób pożar rozniósł się tak szybko, a zawiadomienie wpłynęło tak późno.

Uwagę na to zwracał już w dniu pożaru nadbryg. dr inż. Mariusz Feltynowski, komendant główny PSP. – To bardzo dziwna sytuacja, że po kilkunastu minutach pożarem była już objęta taka powierzchnia – mówił dziennikarzom.

I dalej. – Nie chcę oczywiście niczego przesądzać, ale moje doświadczenie podpowiada mi, że mogło dojść do celowego podłożenia ognia. (…) To dopiero stwierdzą biegli – usłyszeliśmy.

Od ostatniej kontroli straży minęło 10 lat

Niewykluczone, że skala pożaru byłaby znacznie mniejsza, gdyby systemy przeciwpożarowe zadziałały w pełni. Te jednak, jak ustalił Onet, ostatni raz kontrolowane były niemal 10 lat temu. Wówczas nie istniały przeciwskazania do wydania pozwolenia na użytkowanie.

– Taka kontrola była przeprowadzona w dniach 20-21 listopada 2014 r. w związku z rozbudową istniejących hal targowych – usłyszeli dziennikarze od mł. bryg. Artur Laudy, oficera prasowego Komendanta Miejskiego PSP m.st. Warszawy.

W tym roku kontrola także nie była przewidziana. Na ogół organizowane są one w związku ze skargami, a sama odpowiedzialność za system przeciwpożarowy spoczywa na właścicielu i zarządcy budynku.

Jak twierdzi w rozmowie z Onetem jeden z ekspertów, „na taką dużą aglomerację, jaką jest Warszawa, kontrola 10 lat temu to wcale nie jest najgorzej”. – Powiedziałbym raczej, że to standard – stwierdza Tomasz Wiśniewski, prezes Polskiego Towarzystwa Ekspertów Dochodzeń Popożarowych.

Większość sprzedawców miała tylko OC

W hali przy Marywilskiej 44 mieściło się ponad 1400 sklepów i punktów usługowych. Znaczna część z nich prowadzona była przez imigrantów z Wietnamu, którzy przenieśli tam swoje punkty po likwidacji Stadionu Dziesięciolecia i Kupieckich Domów Towarowych.

Karol Hoang, wiceprezes Stowarzyszenia Przedsiębiorców Wietnamskich w Polsce, szacuje, że poszkodowanych Wietnamczyków jest ok. 2 tys. – Mówimy o ogromnej skali problemu. Marywilska to było miejsce, gdzie były prowadzone rodzinne biznesy. Z jednego pawilonu handlowego utrzymywały się całe rodziny – mówił na antenie TVN24.

Ratunek dla rodzin przynieść mogłyby odszkodowania, jednak, jak się okazuje, większość sprzedawców nie byłą ubezpieczona od takiej sytuacji. – Niestety bardzo duża część osób miała tylko ubezpieczenie OC i byli przekonani, że to również ubezpieczenie od nieszczęśliwych wypadków. Ubolewamy nad tym, ale niestety taka jest prawda – przyznał Karol Hoang.

Czytaj też:
Seria pożarów w Polsce to nie przypadek? Bodnar: Znajdujemy się w szczególnej sytuacji
Czytaj też:
Kupcy z Marywilskiej ocenili propozycje Trzaskowskiego. „To kpina”

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAfera we Włoszech. Maldini natychmiast zwrócił się do adwokata
Następny artykułRośnie sprzedaż Mitsubishi. ASX bestsellerem