A A+ A++

Wszystko wskazuje na to, że jeszcze w tym roku w Europie pojawi się nowa marka tanich samochodów. Co więcej, ich produkcja będzie odbywać się w Polsce.

Dla nikogo nie jest tajemnicą, że najwięcej zarabia się na drogich, luksusowych modelach. Jednak nie każdy ma szansę sprzedawać Porsche czy Mercedesy. Pozostali producenci na trudnym obecnie rynku motoryzacyjnym muszą szukać innych sposobów na przetrwanie, pozyskiwanie nowych klientów czy zwiększanie zysków. Jednym z nim może sprzedawanie na dużą skalę tanich samochodów, które nie mają dużej konkurencji na rynku. 

W ciągu ostatnich czterech lat przez europejskie rynki motoryzacyjne przetoczyło się cenowe tsunami. Samochody, które do 2020 roku miały względnie stabilne ceny, nagle zaczęły na potęgę drożeć. Wpływ na taki stan rzeczy miała pandemia, zerwanie łańcuchów dostaw oraz restrykcyjna polityka Unii Europejskiej w zakresie emisji spalin. To wszystko sprawiło, że dziś przeciętny samochód kosztuje o połowę więcej niż kosztował cztery lata temu.

Jeszcze gorzej wyglądała sprawa w przypadku samochodów elektrycznych. Zapowiedzi, że wraz z ich upowszechnieniem ceny będą spadać, okazały się mrzonką. Auta elektryczne drożały i to w jeszcze większym stopniu niż spalinowe. Na ten proces nałożyła się likwidacja dopłat do aut bateryjnych na największych rynkach, co również negatywnie wpłynęło i na ceny i na sprzedaż.

Nowy “tani” samochód elektryczny w Europie

Wysokie ceny sprawiły, że celem dla wielu producentów stało się stworzenie taniego i prostego samochodu elektrycznego. Co oznacza słowo “tani” w przypadku aut bateryjnych? Takim świętym Graalem dla producentów stała się kwota niższa niż 25 tysięcy euro.

Taki samochód zamierza wkrótce zaoferować Stellantis. Ten wielonarodowy koncern, w którego portfolio znajduje się kilkanaście marek włoskich, francuskich i amerykańskich w październiku 2023 roku kosztem 1,6 mld dolarów przejął 21 proc udziałów chińskiego producenta samochodów elektrycznych Leapmotor. Następnie obie firmy utworzyły spółkę joint venture Leapmotor International (51 proc. udziałów przypadło Stellantisowi), której zadaniem będzie sprzedawanie tanich samochodów elektrycznych produkcji Leapmotor na wszystkich rynkach poza Chinami.

Leapmotor T03 z Polski. Początkowo montaż, później produkcja

Oczywiście samochody Leapmotor trafią również do Europy, a głośno mówi się również, że na Starym Kontynencie będą produkowane. Wśród potencjalnych fabryk, w których mogłaby zostać ulokowana produkcja, wymienia się zakłady w Turynie oraz Tychach. Na początek w polskim zakładzie planowany jest montaż Leapmotor T03 z zestawów wyprodukowanych w Chinach (system SKD), przy czym Stellantis oficjalnie nie potwierdził jeszcze tych doniesień.

Leapmotor T03 to pięciodrzwiowy miejski hatchback, który debiutował w 2020 roku. Samochód ma 3,6 m długości przy rozstawi osi 2,4 m oraz 1,65 m szerokości i 1,58 m wysokości. W zależności od wersji  auto napędzane jest silnikiem o mocy 70 kW (95 KM) lub 80 kW (109 kW) czerpiącym energię z baterii o pojemności 36,5 kWh. Realny zasięg w jeździe miejskiej będzie wynosił około 200 – 240 kilometrów (280 km według WLTP). Akumulator jest chłodzony cieczą i można go ładować prądem stałym. Czas ładowania od 30 do 80 proc. to ok. 35 minut. Oczywiście możliwe jest również ładowanie prądem zmiennym, wówczas naładowanie do pełna ma potrwać 6 godzin.

W kabinie samochodu znajdziemy dwa ekrany – centralny, dotykowy ma przekątną 10,1 cala, a cyfrowych zegarów – 8 cali. Ponadto w europejskich samochodach będzie oczywiście musiał się znaleźć szereg systemów bezpieczeństwa, które są wymagane prawem unijnym. 

Ile może kosztować Leapmotor T03? Ceny nowego chińskiego aut … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł„Magia Podlasia. Szeptuchy”. DKF Fantom zaprasza
Następny artykułZnalezione – niekradzione? Taka sytuacja w Gliwicach