Wisła Kraków w finale Pucharu Polski grała 10 razy. Trofeum zdobyła jednak tylko czterokrotnie i tak zasłużony dla historii polskiej piłki klub na pewno marzyłby o większych osiągnięciach w tych rozgrywkach. Wisła jednak na zawsze pozostanie w historii PP chociażby z tego powodu, że jest pierwszym zwycięzcą tych rozgrywek.
To była jedyna przed II wojną światową rozegrana edycja Pucharu Polski. Wisła w finale pokonała wtedy 2:1 Spartę Lwów. Ten mecz na trybunach zgromadził niespełna dwa tysiące kibiców. A pamiętajmy, że to był jeszcze moment, kiedy nie było ligi. Ta powstała w 1927 roku. Oczywiście o mistrzostwo Polski grano, ale nie w formacie ligowym. Jak pojawiły się więc rozgrywki ligowe, nikt nie zastanawiał się wznowieniem rozgrywek pucharowych – przyznaje Paweł Czado, który współtworzył książkę o historii Pucharu Polski.
Wiśle te rozgrywki mogą się jednak kojarzyć nie najlepiej, a wszystko z powodu historii z 1951 roku. Zdecydowano wtedy – jeszcze przed rozgrywkami – że tytuł mistrza kraju powędruje do tego, kto zdobędzie główne trofeum nowych rozgrywek czyli właśnie PP. Miało być to wzorowane na Związku Radzieckim, ale nikt nie wpadł wtedy na to, że taki format ma o wiele dłuższą tradycję w Anglii. W czasie meczów PP dochodziło wtedy do sytuacji, że piłkarze w czasie akademii przed spotkaniem ustawiali się w żywy napis Stalin. To był 1951 rok – wyjaśnia Paweł Czado.
W finałowym meczu Pucharu Polski w 1951 roku Ruch Chorzów, grający wtedy jako Unia, grał właśnie z Wisłą, której nazwa została zmieniona przez socjalistyczne władze na Gwardia. W lidze Wisła wtedy pokonała Ruch dwa razy. Jednak co z tego, skoro została jedynie zwycięzcą ligi. Ruch wtedy finałowy mecz Pucharu Polski wygrał 2:0 i przerwał serię mistrzostw Polski zdobywanych przez Wisłę – mówi Paweł Czado.
Później Wisła sięgnęła jeszcze po puchar w 1967 roku, a następnie w roku 2002 i 2003, kiedy to trenerem tej drużyny był Henryk Kasperczak.
Jeżeli Wiśle Kraków rozgrywki Pucharu Polski kojarzą się nie najlepiej, to Pogoni Szczecin jeszcze gorzej. Zespół z województwa zachodniopomorskiego od kilku lat na stałe rozgościł się w ligowej czołówce, zdobywając medale mistrzostw Polski. Do tej pory nie sięgnął on jednak po żadne trofeum, ani mistrzostwo Polski, ani krajowy puchar. Portowcy do tej pory w finale Pucharu Polski grali trzy razy – w 1981, 1982 i 2010 roku. Za każdym razem zespół ze Szczecina finałowy mecz przegrywał 0:1.
Strzelec gola dla Pogoni w finale przejdzie więc już do historii – mówi z uśmiechem Paweł Czado i dodaje, że dwa razy marzenia Pogoni o zdobyciu pucharu na początku lat 80. przekreślił Mirosław Okoński.
Pogoń bardzo tego piłkarza chciała mieć w swoim składzie, tym bardziej, że urodził się on niedaleko Szczecina, bo w Koszalinie. Pozyskali go jednak inni. To był wybitny piłkarz, który największą karierę zrobił w Lechu. Okoński trafił do siatki w meczu finałowym w 1982 roku, a rok wcześniej grając w Legii zaliczył asystę przy bramce, która to właśnie drużynie z Warszawy, a nie Pogoni dała Puchar Polski – wyjaśnia Paweł Czado.
Pogoń w finale grała jeszcze w 2010 roku – wtedy przegrała z Jagiellonią, której trenerem był obecny selekcjoner reprezentacji Michał Probierz.
Jedna z najbardziej niezwykłych historii w Pucharze Polski miała miejsce w sezonie 1964/65. Wtedy do finału dotarł niewielki klub z ligi okręgowej – Czarni Żagań. Zespół z województwa lubuskiego pokonał wtedy w 1/8 finału Pogoń Szczecin, a w ćwierćfinale wyeliminował Wisłę Kraków.
Czarni Żagań eliminowali kolejnych rywali w zupełnie nieprawdopodobny sposób, np. po kilku dogrywkach. W ćwierćfinale wyeliminowali Wisłę po rzucie monetą. Mecz po podstawowym czasie zakończył się remisem 1:1. A trzy dogrywki nie przyniosły rozstrzygnięcia i losowanie zadecydowało, że dalej awansowali Czarni – wyjaśnia Paweł Czado.
Zespół z Żagania w 1965 roku zagrał w finale Pucharu Polski, w którym przegrał 0:4 z Górnikiem Zabrze. Trzy gole zdobył wtedy Ernest Pohl. Zespół z Zabrza w tamtym sezonie zdobył też tytuł mistrza Polski. Finalista pucharu powinien więc reprezentować nasz kraj w Pucharze Zdobywców Pucharów. Tak się jednak nie stało.
PZPN bał się jednak kompromitacji. Przecież klub z okręgówki nie mógł reprezentować kraju w Pucharze Zdobywców Pucharów. Chciał więc, by zagrała w nim Legia. Czemu Legia? Nie wiem. Tak PZPN chciał. UEFA stała wtedy jednak na straży sportowych zasad – nie zgodziła się na to. Ostatecznie więc żaden polski klub nie zagrał w Pucharze Zdobywców Pucharów – wyjaśnia współautor książki o historii Pucharu Polski Paweł Czado.
Rozgrywki Pucharu Polski mają bardzo długą tradycję, bo w sezonie 2025/26 odbędzie się 100. edycja. Dziś finał rozgrywany jest na Stadionie Narodowym w Warszawie. To na pewno wpłynęło na podniesienie prestiżu tych rozgrywek. Jak podkreśla Paweł Czado, nie zawsze jednak tak było.
Te rozgrywki rzeczywiście przez wiele lat były traktowane po macoszemu. Na pewno wrażenie robił turniej 1000 drużyn z 1951 roku – tak wtedy nazywano Puchar Polski ze względu na to, ile zespołów w nim zagrało. W podniesieniu prestiżu pomógł też na pewno format rozgrywek międzynarodowych i to, że zwycięzca krajowego pucharu grał w Pucharze Zdobywców Pucharów, więc każdy chciał się tam załapać. Tym rozgrywkom nie pomagało też rozgrywanie meczów finałowych w różnych miastach w celu popularyzacji futbolu. Zdarzało się, że mecze były rozgrywane w małych miejscowościach, w których nigdy nie było ekstraklasy – mówi współautor książki o historii Pucharu Polski.
Finał Pucharu Polski pomiędzy Wisłą Kraków a Pogonią Szczecin już 2 maja o godz. 16:00.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS