Co tu kryć: Barcelona zawdzięcza je głównie Lewandowskiemu, który po przerwie zdobył trzy bramki, zmieniając wynik z 1:2 na 4:2. Dzięki temu rozgościł się na rozkładówkach wtorkowych wydań katalońskich gazet. “Mundo Deportivo” zabawiło się tytułem: “Lewantreski”, a “Sport” nazwał go zbawcą. Oba dzienniki cytują też wypowiedzi Xaviego, który określił Polaka wzorem do naśladowania. Pierwszy hat-trick ustrzelony w lidze pozwala mu włączyć się do walki o koronę króla strzelców: ma szesnaście goli i do prowadzącego Artema Dowbyka traci trzy bramki. Jeszcze przed tym spotkaniem mówił w “Eleven Sports”, że widzi szanse na zwycięstwo w tym wyścigu, ale potrzebuje meczu, który da impet i naładuje go energią.
Robert Lewandowski z trzema golami. “Zwieńczył dzieło”
To był pierwszy mecz, odkąd Joan Laporta i Xavi ogłosili, że mimo deklaracji, którą trener złożył w styczniu – w chwili największego kryzysu i zmasowanej krytyki, pozostanie na stanowisku w kolejnym sezonie. Barcelonie dokuczały w nim znane problemy – utrata kontroli nad meczem, wrażliwość na kontrataki i indywidualne błędy w obronie. Najpierw świetne dośrodkowanie wykorzystał Fermin Lopez, nieoczywisty bohater tego sezonu, ale później katastrofalne dwa błędy popełnili absolutni bohaterowie poprzedniego sezonu, w którym Barcelona zdobyła mistrzostwo solidną defensywą: Marc-Andre ter Stegen nie trafił w piłkę przed polem karnym i zostawił za sobą pustą bramkę, a kilka minut później Ronald Araujo kolejnym nieprzemyślanym atakiem spowodował rzut karny.
Valencia jeszcze przed przerwą wyszła na prowadzenie, ale w szalonym scenariuszu był jeszcze jeden zwrot akcji: tuż przed zejściem do szatni Giorgi Mamardaszwili tak fatalnie przyjął piłkę, że wygonił się z nią poza pole karne, a tam został uprzedzony przez Lamine Yamala i próbował ratować sytuację zagraniem ręką. Sędzia początkowo nie zauważył przewinienia bramkarza Valencii, ale po zerknięciu na monitor pokazał mu czerwoną kartkę. I to wtedy, na tle osłabionego rywala, na pierwszy plan wyszedł Robert Lewandowski.
Przed przerwą nie grał najlepiej – ani nie był zbyt widoczny, ani nie ustrzegł się niedokładności przy strzałach i podaniach. Ale już w 49. minucie wszystko zrobił perfekcyjnie – podczas rozegrania rzutu rożnego zniknął rywalom z radarów, zbiegł na bliższy słupek i uderzył piłkę głową. Barcelona nie poszła za ciosem od razu. Objęła prowadzenie dopiero w 82. minucie, znów wykorzystując rzut rożny. Araujo podbił piłkę tuż przed bramką, a Lewandowski wykazał się największą determinacją, by do niej dopaść i strzelić gola. Aż wreszcie – w doliczonym czasie gry – zwieńczył dzieło pięknym uderzeniem z rzutu wolnego. Polskiego hat-tricka w lidze hiszpańskiej nie było od czasów Jana Urbana, dwóch goli strzelonych głową w jednym ligowym meczu Barcelony od 2005 r., kiedy Samuel Eto’o trafiał przeciwko Mallorce, a gola z rzutu wolnego – odkąd do Paryża wyniósł się Leo Messi. Lewandowski został też najstarszym strzelcem hat-tricka w historii La Liga.
Xavi zostaje. Ale to nie związek z miłości
Mecz z Valencią był dla Barcelony zwieńczeniem niezwykle istotnego tygodnia, w którym Xavi najpierw spotykał się z władzami klubu, a później wspólnie ogłosili, że ich projekt jeszcze się nie skończył. – Kluczowe było wsparcie zawodników. To oni pokazali mi, że to jeszcze nie koniec. Czuję się zupełnie inaczej niż kilka miesięcy temu. Jestem naładowany i spragniony – mówił Xavi, a Joan Laporta dodał, że Barcelonie zależało przede wszystkim na stabilizacji. Wypowiedź trenera kontrastuje z tym, co mówił 27 stycznia tuż po porażce 3:5 z Villarrealem, gdy zapowiadając swoje odejście wraz z końcem sezonu, stwierdził, że jest znudzony tą “okrutną pracą”. Decyzja o pozostaniu została podjęta wbrew kolejnym zapewnieniom Xaviego, że nie zmienił w tej sprawie zdania. Właściwie po każdym bardziej znaczącym zwycięstwie w ostatnich miesiącach padały pytania, czy jednak zostanie. On zaprzeczał, a klub nie wysyłał sygnałów, że za wszelką cenę chce namówić go do zmiany zdania. Co się zatem zmieniło?
W styczniu Xavi narzekał na brak wsparcia, ale dopytywany przez dziennikarzy, kto konkretnie go nie wspiera, nie odpowiadał wprost. Władze klubu? Nie. Piłkarze? Nie. Kibice? Nie. Patrząc na łatwość, z jaką Xavi cytował niepochlebne opinie, które pojawiały się w mediach, można przypuszczać, że chodziło mu o dziennikarzy i ekspertów. To bowiem trener niezwykle czuły na swoim punkcie. I choć raczej nie był to jego misterny plan, to z chwilą, gdy ogłosił decyzję o odejściu, wokół Barcelony faktycznie zrobiło się nieco spokojniej, a emocje nieco opadły. Xavi mógł wziąć głębszy oddech. Jednocześnie zmieniły się wyniki. Po porażce z Villarrealem przyszła seria trzynastu meczów bez porażki, która zakończyła się dopiero w rewanżu z PSG i ligowym Klasyku z Realem Madryt.
Te porażki rozczarowały. Po nich było już jasne, że Barcelona zakończy sezon bez żadnego trofeum. Ale wciąż daleko było do beznadziei i marazmu ze stycznia. To był fundament do rozmów, w których obie strony miały swoje oczekiwania – niektórzy dyrektorzy Barcelony mieli wątpliwości, czy Xavi jest właściwym trenerem dla ich drużyny. Twierdzili choćby, że jego treningi są zbyt lekkie i krótkie, co negatywnie wpływa na fizyczną formę piłkarzy. Ich obawy mogły podsycić wypowiedzi samych zawodników. Choćby Robert Lewandowski sugerował w okolicach dwumeczu z Napoli, że zespół gra lepiej, odkąd zaczął ciężej trenować. Xavi i jego asystenci długo twierdzili, że trenują tak ciężko, jak pozwala napięty terminarz meczów i nie widzieli swojej winy. Dlatego też w mediach pojawiły się informacje, że klub zechce przebudować sztab Xaviego, by odświeżyć jego pomysły i zapewnić spojrzenie z innej perspektywy. Trener miał z kolei pytać o to, jak będzie wyglądało letnie okno transferowe i jaki będzie jego wpływ na to, kto trafi do klubu. Nie chciał bowiem powtórki sprzed roku i transferu Joao Felixa, sprowadzonego wbrew jego woli.
Czas pokaże, co udało się Xaviemu ugrać, ale katalońskie media podkreślają, że jego pozycja negocjacyjna nie była zbyt silna. Sezon bez trofeów przy silniejszej kadrze niż rok wcześniej, poczucie wielomiesięcznego impasu i tarcia z Deco, którego wpływy rosną, odkąd Barcelonę zaczął oplatać agent Jorge Mendes – zrobiły swoje. Tyle że Barcelona nie miała przekonującej alternatywy. Trudno byłoby znaleźć jej trenera, który zrobiłby wrażenie na kibicach samym pojawieniem się. Nie dość, że na rynku nie ma wielu możliwości, bo najlepsi trenerzy wciąż są w pełni zaangażowani w dotychczasową pracę albo – jak Juergen Klopp – planują przerwę, to jeszcze trzeba przepychać się z klubami znacznie bogatszymi – jak Liverpool i Bayern Monachium, które też rozglądają się za nowym trenerem. Barcelona miała pod ręką Rafę Marqueza, byłego obrońcę, który trenersko dojrzewa w drużynie rezerw, ale jest on jeszcze większą niewiadomą niż Xavi. Związek Xaviego z Barceloną trwa więc nie tyle z potrzeby serca, co z braku rozsądnych alternatyw.
Robert Lewandowski ma trzy gole straty. W sobotę spotka się z głównym rywalem
Skoro Xavi zostaje, to końcówka sezonu zapowiada się spokojnie – Barcelona musi tylko odeprzeć atak Girony, by utrzymać drugie miejsce, które jest przepustką do gry w Superpucharze Hiszpanii. Większe wyzwanie stoi przed Robertem Lewandowskim, który po zdobyciu hat-tricka z Valencią może powalczyć o zachowanie korony króla strzelców. Na pięć kolejek przed końcem ma szesnaście trafień i traci trzy gole do Artema Dowbyka. Poprzedni sezon kończył z 23 bramkami. Tak wygląda terminarz najlepszych strzelców ligi hiszpańskiej:
- Artem Dowbyk 19 goli – Barcelona, Alavés, Villarreal, Valencia, Granada
- Alexander Sorloth 17 goli – Celta, Sevilla, Girona, Real Madryt, Osasuna
- Jude Bellingham 17 goli – Cádiz, Granada, Alavés, Villarreal, Real Betis
- Robert Lewandowski 16 goli – Girona, Real Sociedad, Almería, Rayo, Sevilla
- Ante Budimir 16 goli – Real Betis, Athletic, Mallorca, Atlético, Villarreal
- Borja Mayoral 15 goli – Athletic, Cádiz, Atlético, Alavés, Mallorca
Lewandowski wydaje się przystępować do tej rywalizacji z czystą głową. W poniedziałek w wywiadzie dla “Bilda” kolejny raz jednoznacznie wypowiedział się na temat swojej przyszłości. – Odejście zdecydowanie nie wchodzi w grę. Nie ma tematu letniego transferu. Jak dotąd nie zastanawiałem się nad tym przez choćby sekundę. Ani o przeprowadzce do Arabii Saudyjskiej, ani do USA. W tej chwili nie ma to sensu. Dopóki będę czuł się tak dobrze, jak teraz, i uświadomię sobie, że na treningach nikt mnie nie wyprzedza, chcę grać dalej. W obecnej sytuacji powiedziałbym, że będę to robił przez co najmniej kolejne dwa lata – powiedział, a później dodał: – Dopiero gdy zauważę, że fizycznie nie jestem już na najwyższym poziomie i odczuwam ból, zacznę o tym myśleć. W pewnym momencie będzie to kwestia tego, co mówią moje serce i głowa. Kiedy będę miał 38 lat i pojawi się ból, będę musiał zadać sobie pytanie, czy w ogóle chcę kontynuować karierę. Ale nie chcę jeszcze planować tak daleko w przyszłość. W tej chwili mówię: zdecydowanie mogę grać na najwyższym poziomie do 2026 roku.
Następny mecz Barcelona zagra właśnie z Gironą (sobota, 18.30), więc Lewandowski stanie naprzeciw Dowbyka.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS