A A+ A++

Donte DiVincenzo zawsze wydawał się przeciętnym zawodnikiem, jakich wielu widziano na parkiecie NBA. Z tego powodu trudno powiedzieć, by był należycie doceniany. Wydaje się, że swoje miejsce odnalazł w New York Knicks, gdzie rozegrał zdecydowanie najlepszy sezon w karierze. Niektóre źródła donoszą, że powinien znaleźć się w gronie kandydatów do zdobycia nagrody Most Improved Player. Niestety, choć w całym sezonie opuścił tylko jeden mecz, nie ma na to szans.


Powodem takiego stanu rzeczy są nieubłagane zasady ligowe. Według nich warunkiem ubiegania się o jakąkolwiek nagrodę indywidualną jest rozegranie w sezonie przynajmniej 65 meczów, ale to dopiero początek. By konkretne spotkanie zostało zaliczone na poczet wyróżnienia, dany zawodnik musi spędzić na parkiecie przynajmniej 20 minut. Istnieje jednak odstępstwo od tej reguły: jeżeli koszykarz zagrał w meczu więcej niż 15 minut, również są szanse na to, że będzie mu to zaliczone. Problem jednak w tym, że ten wyjątek może dotyczyć maksymalnie dwóch spotkań sezonu regularnego.

Choć Donte DiVincenzo pojawiał się na parkiecie w barwach New York Knicks aż 81 razy, w jego przypadku w grę wchodzą spowodowane ligowymi zasadami ograniczenia. Gdy się wszystko dokładnie przeliczy, wychodzi na to, że nie osiągnął wymaganego progu. Nawet gdy doliczymy mu dwa mecze będące wynikiem wspomnianego wyżej wyjątku od reguły, wychodzi na to, że zaliczył 64 występy. O jeden mniej niż niezbędne minimum.

Być może gdyby DiVincenzo nie musiał opuścić jednego z meczów, sprawa wyglądałaby inaczej. Tymczasem z powodu problemów ze ścięgnem podkolanowym musiał opuścić rozgrywane 14 lutego, przegrane przez Knicks starcie z Orlando Magic. Może nie byłby głównym faworytem do nagrody MIP, ale szanse na znalezienie się w gronie kandydatów miałby jak najbardziej. W ubiegłym sezonie, jeszcze w trykocie Golden State Warriors, rzucał średnio 9,4 punktu na mecz. W tym – już 15,5. Poprawił się również pod względem skuteczności, notując najlepszą w karierze średnią z dystansu – 40,1%.

To zresztą dopiero początek jego rekordowych osiągnięć z niedawno zakończonych rozgrywek. Rzucając aż 283 trójki, wyprzedził Evana Fourniera i pobił rekord organizacji, niemal podwajając swój osobisty wynik z sezonu 2022-23 (150). Wreszcie, grając pod batutą wymagającego trenera Toma Thibodeau spędził na parkiecie łącznie 2360 minut, co również jest najlepszym rezultatem w jego karierze.

Niestety, do ubiegania się o nagrodę MIP to nie wystarczy, o czym jako pierwsi poinformowali dziennikarze CBS Sports. Zanim sprawa wyszła na jaw, JJ Redick z ESPN czy Michael Pina z The Ringer informowali, że planują umieścić nazwisko DiVincenzo na swoich kartach do głosowania.

Co ciekawe, 27-latek nie jest jedynym koszykarzem ekipy z Nowego Jorku, który mógłby się ubiegać o tę nagrodę, a będzie musiał obejść się smakiem. Isaiah Hartenstein również znacząco poprawił swoje statystyki, dokładając cały worek cegieł do dość niespodziewanego finiszu sezonu regularnego, w którym Knicks wskoczyli na drugą lokatę w Konferencji Wschodniej. Choć rozegrał w sumie 75 meczów, dopiero w grudniu zaczął dostawać większą ilość minut, więc nie wszystkie spotkania mogą zostać zaliczone. Być może władze ligi powinny pomyśleć nad poluzowaniem nieco swoich reguł, gdyż obu zawodnikom naprawdę nie brakowało wiele, a na docenienie swoich postępów zasłużyli.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułFakty, a nie obietnice w gminie Świdnica
Następny artykułLasek ujawnia, co z CPK. “Projekt nie będzie skasowany”