A A+ A++


Zobacz wideo

W połowie marca użytkowniczka portalu X o pseudonimie samoniniko (Nina Hinz – red.) podzieliła się zrzutami ekranu z rozmowy z szefem. Mężczyzna o imieniu Dariusz zwolnił graficzkę w drugim dniu jej zatrudnienia, i to na grupowym czacie firmy, bo – w jego ocenie – zbyt wolno obsługiwała nowy dla siebie program graficzny, mimo że na rozmowie kwalifikacyjnej usłyszała, że nie będzie to problemem.

Post młodej graficzki – który został wyświetlony już ponad sześć mln razy – wywołał falę oburzenia w internecie, a do tego zainspirował niezliczone memy i szereg artykułów, których autorzy podkreślają, że pracownica została zwolniona przez Skype’a.

Jak wskazała Zuzanna Piechowicz  – dziennikarka i autorka audycji “Praca u podstaw” w TOK FM – w epoce pracy zdalnej zwolnienie pracownika na Skypie nie jest niczym nadzwyczajnym. W sytuacji opisanej przez samoniniko oburzyło ją za to coś innego. – Istotne jest to, że świadkiem tej sytuacji było dwadzieścia kilka innych osób. Więc to nie Skype jest problemem. Problemem jest całkowity brak szacunku dla osoby, którą się zatrudnia, i niezrozumienie tego, czym jest onboarding – podkreśliła dziennikarka w weekendowym wydaniu “Poranka Radia TOK FM”.

“Onboarding” w wersji Giftpolu. “Absurdalne”

Onboarding to – w skrócie – działania, poprzez które pracownik pomaga świeżo zatrudnionej osobie zaadaptować się na stanowisku. Zuzanna Piechowicz, tłumacząc to pojęcie, zaznaczyła, że proces onboardingu trwa od sześciu do dziewięciu miesięcy. – A my tu rozmawiamy o dwóch dniach. I tu pojawia się to, nielubiane przeze mnie, określenie “Januszy biznesu”, którzy uważają, że po dwóch dniach ta osoba powinna funkcjonować w firmie jak ktoś, kto jest w niej od lat. Przyznam, że to dość absurdalne – oceniła rozmówczyni Anny Piekutowskiej.

“Janusze biznesu” kontra zetki. “Nowe pokolenie uczy pracodawców”

Po tym, jak historia zwolnionej graficzki rozeszła się po sieci, jednym z pierwszych (a potem skasowanych) wpisów szefostwa Gitfpolu napisano: “(…) W myśl zasady nieważne, czy mówią o Tobie dobrze, czy źle, ważne, żeby mówili”. Firma poszła za ciosem i zaczęła oferować koszulki z osławionymi już słowami pana Dariusza: “Cooooo proszeeeeeeeee”.

W ocenie Zuzanny Piechowicz nie jest to zbyt udany ruch. – Nie wiem, ile zarobią na koszulkach, ale nie wiem, czy to by była firma, którą bym wybrała, żeby promować jakąkolwiek swoją inicjatywę, czy ktokolwiek chciałby w tej firmie pracować. Hasło, że “nieważne jak, byleby mówili” nie do końca działa w sprawie employer brandingu – ironizowała dziennikarka.

Ze wpisów samoniniko możemy wywnioskować, że należy do pokolenia Z, czyli osób urodzonych po 1995 roku. W ocenie Zuzanny Piechowicz fakt, że zwolniona pracownica jest zetką, nie jest tu bez znaczenia. – “Janusze biznesu” żyją w przeświadczeniu z lat 90., że praca, którą dają, jest pewnego rodzaju łaską; to taki folwarczny styl zarządzania. Nowe pokolenie uczy pracodawców, również tych “januszowych”, że nie do końca tak to będzie działać, że nie tylko oni tutaj będą rozdawać karty. I myślę, że ona to pięknie pokazała – podsumowała dziennikarka w TOK FM.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWykorzystajmy swoją szansę
Następny artykułSpartanie na drugim miejscu w Lublinie