Szanujmy się w Waszyngtonie, a w Warszawie rzucajmy oskarżenia i kłody pod nogi. Oto prawda o wspólnej wizycie Andrzej Dudy i Donalda Tuska w Białym Domu. Patos i transatlantycki lukier tego nie przykryją.
Powiedzmy sobie szczerze, że bez względu na to, co usłyszycie, spotkanie premiera i prezydenta z Joe Bidenem ma znaczenie czysto symboliczne. Symbole są owszem ważną części polityki, również zagranicznej, ale samymi symbolami nie da się załatać dziur.
Fakty są takie, że politycy z dwóch politycznych galaktyk, których kohabitacja przebiega fatalnie, goszczą u przywódcy wolnego świata z okazji 25. rocznicy wejścia Polski do NATO. Tylko tyle i aż tyle. Przypuszczam, że Amerykanie zaprosili obu liderów razem, by uniknąć kolejnej odsłony wojny polsko-polskiej o miejsce w fotelu przed kominkiem w Białym Domu. Chcieli też pewnie wysłać jasny sygnał, że w sprawach bezpieczeństwa nie może być żadnych podziałów w tak ważnym dla interesów USA kraju, jak Polska.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS