Byłem dobrym fachowcem, teraz jestem alkoholikiem – przyznaje Adam z Balina. We wsi jest dużo więcej takich nałogowców. Obsiedli przystanki, ale wcale nie czekają na żaden autobus.
Sołtys Balina Michał Kłyk (w środku) organizuje w każdy poniedziałek spotkania w sołtysówce dla osób, które nadużywają alkoholu
Widok sielski na zdjęciu z lotu ptaka. Balin właśnie budzi się do życia. Mgła jeszcze otula szczelnie domy. Z tej białej zasłony otrząsnął się już ceglany kościół – chyba jedyny obiekt warty zobaczenia w tej podchrzanowskiej wsi.
Balin właśnie budzi się do życia i… (FOT. MICHAŁ TOMASZEWSKI/PRZEŁOMOWE KADRY)
… miejscowi alkoholicy jak co dzień przywloką się na przystanki autobusowe
Z góry świat prawie zawsze wydaje się piękniejszy. A na dole? Niedługo wstaną z łóżek miejscowi alkoholicy. Jak co dzień przywloką się na przystanki autobusowe. Mocno wpisali się w lokalny krajobraz. To tak zwana „grupa przystankowa”.
Widzimy się bez alkoholu
– Są już nałogowo pijące osoby w wieku czterdziestu lat, trzydziestu pięciu i trzydziestu. Nowi przybywają. Nie ma tak, że starzy zapijają się na śmierć i nikt ich nie zastępuje. Problem alkoholowy jest ogromny, również w mojej wsi. To także pokłosie komuny, gdy alkohol lał się strumieniami – stwierdza sołtys Balina Michał Kłyk.
Michał jest młodym sołtysem. Sympatyczny i bezpośredni w rozmowie. Chyba nie lubi jakichś sztucznych konwenansów. Gdy trzeba, wali prosto z mostu. Prowadzi prywatny biznes. Sprzedaje, montuje, serwisuje m.in. zasilacze, agregaty, akumulatory. Postanowił, że pomoże naładować baterie tym „co w życiu tak jak w tańcu zgubili nagle rytm”. W sołtysówce organizuje spotkania dla Darków, Adamów, Zbyszków, Sławków – mieszkańców Balina, którzy często piją w świątek i piątek. Michał wymyślił sobie, że takie posiadówki będą się odbywać w ramach reaktywowanego Klubu Rolnika. Dawno temu istniał w Balinie i wielu mieszkańców z sentymentem wspomina to miejsce. Jako przedsiębiorca wie, że dobra nazwa może zagwarantować sukces.
– Czasem dyskutujemy o książkach, filmach, historii Balina, różnych ciekawostkach. No i o kłopotach, że kogoś coś boli. Widzimy się przy kawie, herbacie, kartach, szachach, ale bez alkoholu – zastrzega Michał. – Był nawet pomysł, żeby ruszyć z „kinem balińskim”, ale chłopaki stwierdzili, że przyjdzie za mało osób, więc odpuściliśmy – dopowiada.
Dawny Klub Rolnika przy Jaworznickiej w Balinie. Zdjęcie udostępnione przez sołtysa Michała Kłyka
Grupa przystankowa z lepszej strony
Siedzę z sołtysem Michałem w biurze jego firmy. W luźnej rozmowie zauważa, że często powierzchownie oceniamy ludzi po wyglądzie i zachowaniu, a przecież każdy z nas ma jakieś problemy.
– Panowie nadużywają alkoholu, co też nie bierze się znikąd, lecz z emocji, braku zrozumienia, stresu. Ale tak naprawdę są to również wartościowe osoby. Cenię sobie spotkania z nimi, bo na przykład mają więcej czasu niż ja na czytanie książek – stwierdza.
Michał Kłyk próbuje pokazać „grupę przystankową” z trochę lepszej strony. Podkreśla, że mógł liczyć na ich pomoc, przygotowując imprezę związaną z obchodami 11 Listopada czy Baliński Jarmark Bożonarodzeniowy.
– Teraz jest pomysł, żeby uruchomić społeczny ogródek warzywny na gminnej działce w centrum Balina. Właśnie w taki sposób postaram się zaangażować tych ludzi, żeby poczuli się potrzebni – zapowiada.
Blisko wodopojów
Mężczyźni przychodzący na spotkania reaktywowanego Klubu Rolnika w większości mają swoje domy, ale niektórzy z nich mieszkają sami. Czasem pracują, przynajmniej dorywczo. Żyją też z zasiłków.
Inicjatywa sołtysa Michała, dotycząca Klubu Rolnika, wzięła się stąd, że mieszkańcy Balina cały czas narzekają, że „niebieskie ptaki” siedzą na przystankach autobusowych i… wiecznie piją. Najczęściej w sąsiedztwie sklepu Lewiatan przy Jaworznickiej oraz obok ośrodka zdrowia przy Wyzwolenia.
– Na ogół blisko „wodopojów” – uśmiecha się Michał Kłyk.
Dzwonił z tym problemem do różnych instytucji społecznych i fundacji, ale bez echa.
– Jedna pani oświadczyła, że takie osoby muszą po prostu umrzeć, żeby problem się skończył – relacjonuje.
Myślał nawet o ulokowaniu „grupy przystankowej” w jakimś odosobnionym miejscu, gdzie mogłaby się spotykać. Utworzenie oazy alkoholowej to jednak karkołomne rozwiązanie, bo dochodziłoby tam do pijaństwa, zaśmiecania terenu, ale też nie tędy droga, żeby w ten sposób walczyć z nałogiem. Ostatecznie powstał Klub Rolnika.
– Z prowizji uzyskanej za zbieranie zeszłorocznych podatków kupiłem karty i szachy. Zaprosiłem tych ludzi na spotkania. Bez plakatów, po cichu między sobą. Przychodzą i gramy, rozmawiamy, miło spędzamy czas. Jest fajnie – ocenia.
Sołtysówka mieści się w budynku biblioteki, Jaworznicka 45 w Balinie. Tam właśnie od września zeszłego roku, w każdy poniedziałek, w godz. 16-19, odbywają się spotkania w ramach reaktywowanego Klubu Rolnika. Przychodzi na ogół 5-7 osób. Maksymalnie było 12.
Flippery z młodości
Zbliża się termin poniedziałkowego spotkania. Jadę do Balina, a z płyty CD leci piosenka Marcina Stycznia z urzekającym tekstem: „Madonna od popaprańców/ Przychodzą do niej ci/ co w życiu tak jak w tańcu/ zgubili nagle rytm/ Madonna od popaprańców/ przychodzą do niej też/ ci, którym ciąży łańcuch i dosyć mają łez”.
Sołtys Michał Kłyk ma kawę i herbatę. Ale też wstawił do sołtysówki flipper, czyli automat do gry, który kupił cztery lat temu. Uruchamia „Final Fight” („Walka finałowa”). Trzeba za pomocą różnych ciosów walki eliminować przeciwników.
– W sumie to przywiozłem tę „maszynę” ze względu na Darka – zaznacza.
Darek, jako pierwszy, przychodzi do sołtysówki i od razu namiętnie oddaje się grze.
– Dawniej flippery były pod kościołem w Balinie. Nieraz przyjeżdżała buda na pół roku. Można było pograć. A ile się przegrało?! – wspomina.
Sołtys zafundował wspomnienia z młodości, z czego Darek bardzo się cieszy i już zostanie przy automacie do końca posiadówki w ramach Klubu Rolnika. Sołtys chodził z Darkiem do pierwszej i drugiej klasy podstawówki.
– A kiedy idziesz na terapię? – dopytuje kolegę.
– Jutro mam psychologa i będę wszystko wiedział – mruczy pod nosem Darek. Chyba nie podobają mu się takie pytania.
A gdzie mam pić?!
W spotkaniu uczestniczy dzielnicowy Balina aspirant Marcin Leszczyński, który w zakresie zadań priorytetowych ma m.in. interwencje w zakresie spożywanie alkoholu i zanieczyszczanie miejsc publicznych.
– Dzielnicowy rozmawia i o mandatach i o przestępstwach – zagaja sołtys Balina Michał Kłyk.
Jako drugi do sołtysówki, po Darku, przychodzi Jarek.
– Mandat przyjmujesz? Kiedy będziesz pił? – pada trochę żartobliwe pytanie.
– Który przystanek? – dopytuję Jarka.
– Jego jest przystanek przy Wyzwolenia – dzielnicowy uprzedza Jarkową odpowiedź.
Dopowiada, że Jarek ma już trzy mandaty i jedno pouczenie za spożywanie alkoholu.
– Tłumaczyłem mu tyle razy. Nie na przystanku. Pani kierownik z ośrodka zdrowia dzwoni do nas z interwencjami – alarmuje dzielnicowy.
– Nikt mnie nie widzi – ripostuje Jarek.
– Ale ludzie cię widzą – zauważa sołtys.
– Dlaczego pijesz na przystanku? – pytam Jarka.
– A gdzie mam pić?! – odparowuje ze złością.
Tłumaczy się, że kiedyś były cztery bary w Balinie, ale wszystkie pozamykali. Wymienia „Antosia” w dawnym GS-owskim sklepie, dalej „Kmicic I” i „Kmicic II” oraz „Tasia” obok kościoła.
Dzielnicowy Marcin Leszczyński mówi, że większość towarzystwa alkoholowego zbiera się na przystanku w sąsiedztwie Lewiatana przy Jaworznickiej w Balinie.
– Tyle razy ich pouczałem, żeby nie pili na przystankach, bo to miejsca publiczne. Ale ile razy mam ich pouczać? – pyta retorycznie.
Nic się nie płaci!
– Jak nie ma się gdzie spotkać, to wybierają przystanki – wtrąca sołtys Michał Kłyk.
– Albo idziemy na Stok, obok źródełka – dopowiada Jarek.
– W zeszłym roku tam sprzątaliśmy w ramach prac społecznie-użytecznych, bo wrzucali śmieci nawet do źródełka – stwierdza sołtys.
– Nie tylko śmieci. Takiego jednego też tam wrzucili – pomrukuje Jarek.
Wracam do tematu mandatów i pytam dzielnicowego, czy płacą je „niebieskie ptaki”
– Nic się nie płaci! – wyrywa się Jarek.
Dzielnicowy informuje, że zgodnie z przepisami są wystawiane mandaty za spożywanie alkoholu w miejscach publicznych. A ukarani twierdzą, że później są anulowane. Bo niby z czego mieliby je zapłacić? W efekcie mamy więc grę w kotka i myszkę z udziałem policji i alkoholików z Balina.
Jarek, Zbyszek, Sławek zasiadają do gry w karty. Lubią remika, bo nie ma ograniczeń, jeśli chodzi o liczbę graczy.
– Na przystanku przy Wyzwolenia w Małym Balinie to jest kultura. A tutaj, przy Jaworznickiej, to nie – zagaja Jarek. – Śpią, rzygają, srają… Jednego z nich jak reszta dorwała, to tak go skopali, że schował się pod ławkę na przystanku. Gdyby nie kobieta, która przedzwoniła na policję, to by go zabili – opowiada.
Wszyscy jesteście The Best
Na spotkanie w ramach Klubu Rolnika przychodzi Adam.
– Zwłaszcza tego pana się boję – wskazuje na dzielnicowego. – Ino mandaty mam przez niego. Trzy lata temu za sklepem. Jadłem śniadanie w czasie pracy i… – relacjonuje.
– … i czym pan popijał to śniadanie? – dopytuje dzielnicowy.
– Nie popijałem, bo butelka stała koło mnie – broni się Adam.
– Wszyscy jesteście The Best. Jak podjeżdża się do was radiowozem, to mówicie, że to nie moje. Ni chu chu – komentuje dzielnicowy.
Aspirant Marcin Leszczyński mówi, że w innych wsiach w gminie Chrzanów nie ma na taką skalę, jak w Balinie picia alkoholu na przystankach. A m.in. w Balinie jest już od kilku lat dzielnicowym, więc zna tutejsze tematy jak własną kieszeń.
– Przecież jeździmy też po Luszowicach, ale również po Płazie czy Pogorzycach. I tam nie widać jakiegoś wielkiego problemu – stwierdza dzielnicowy.
– Może mają się gdzie napić w spokoju… – zastanawia się Adam.
Dzielnicowy zwraca uwaga, że mimo iż na okrągło „grupa przystankowa” pije pod Lewiatanem przy Jaworznickiej w Balinie, to jednak mieszkańcy rzadko dzwonią z interwencjami na policję.
– Wydaje mi się, że ludzie się przyzwyczaili, że na tym przystanku ciągle siedzą i popijają. Już nie reagują – uważa.
Byłem fachowcem, jestem alkoholikiem
– Dawniej było inaczej w Balinie. Dzisiaj rodzina na rodzinę wilkiem patrzy. Przedtem ludzie też się kłócili, na przykład o miedzę, ale przyszła sobota i niedziela, to wspólnie pieczone robili. A teraz? Każdy sobie rzepkę skrobie – Sławek macha ręką.
Kiedyś takim miejscem, gdzie się spotykali mieszkańcy, był właśnie Klub Rolnika. Sołtys pokazuje stare zdjęcie, na którym dzieci i młodzież tłoczą się przed głównym wejściem. Znajdował się w obecnie opuszczonym, ceglanym budynku przy Jaworznickiej.
– Były różne zajęcia dla dzieci i młodzieży. Warcaby i szachy. Jednego razu graliśmy w szachy bite cztery godziny. A i jeszcze przywozili club-colę, czyli podróbkę coca-coli – wspomina Jarek.
Jeden z alkoholików z Balina zgodził się porozmawiać w cztery oczy o swoim życiu, bo przecież za każdym nałogiem stoi jakaś przyczyna.
Adam przekroczył sześćdziesiątkę. Od kilkunastu lat nie pracuje. Dawniej był budowlańcem. W różnych firmach. Pracował m.in. przy budowie szkoły i dawnego osiedla ZWM w Trzebini.
– Byłem dobrym fachowcem – uważa. – Teraz jestem alkoholikiem. Nie pracuję chyba przez alkohol – przyznaje.
Mówi, że jego ojciec pił, bracia pili i on też pije od młodych lat.
– Już jako gówniarz sięgałem po alkohol. Co jakiś czas próbuję przestać, ale ciągle mnie łapie na nowo – stwierdza. – Terapeuta mówi, że mogę jeszcze z tego wyjść, ale ja mu nie wierzę. W siebie też nie wierzę… – zawiesza głos.
Nigdy się nie ożenił, bo – jak tłumaczy – miał świadomość, że przez swój nałóg skrzywdzi kobietę i dzieci.
– Piję, bo… Sam nie wiem, po co piję… – wzdycha.
Lubi czytać książki. Przygodowe i sensacyjne. Wypożycza je w bibliotece w Balinie. Gdy jednak złapie cug, to nieraz dołącza do „grupy przystankowej”.
Właśnie autobus podmiejski zatrzymuje się przy Jaworznickiej w Balinie. Na przystanku kilka osób, ale nikt nie wsiada, bo nikt z grupy przystankowej nigdzie się nie wybiera. Ot – C’est la vie! „Już na rogu kumple jak grzech, odwrotu już nie ma…”.
Imiona niektórych uczestników spotkań w Klubie Rolnika w Balinie zostały zmienione.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS