“Strefa interesów”
Niepisanie byłoby być może najwłaściwsze. W końcu filmy Jonathana Glazera (“Sexy Beast”, “Narodziny”, “Pod skórą”) nie są opowieściami w klasycznym rozumieniu, to bardziej instalacje artystyczne. Widz ma doświadczać, nie tylko oglądać. I “Strefa interesów” potwierdza tę tezę najbardziej radykalnie ze wszystkich dzieł brytyjskiego reżysera.
Paradoksalnie oscarowy rozgłos tylko tu szkodzi. Masowy odbiorca nie oczekuje w kinie ćwiczeń intelektualnych i rozczarowanie jest nieuniknione. Niepocieszeni będą również ci, którzy dadzą się nabrać, że idą na adaptację powieści Martina Amisa. Obraz ma tyle wspólnego z książką, co serialowi “Mr. & Mrs. Smith” z oryginalnym filmem. Tytuł i punkt wyjścia.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS