A A+ A++

Po wyjazdowych wygranych w Sopocie i Gliwicach żółto-niebiescy powrócili do Gdyni, by zmierzyć się z walczącym o awans do fazy play-off Śląskiem. Wrocławianie, którzy zaliczyli słaby start sezonu, przebudzili się dopiero w grudniu. Duża w tym zasługa nowego trenera Olivera Vidina. Odkąd Serb przejął „Wojskowych”, ponieśli oni zaledwie trzy porażki – wszystkie z wyżej notowanymi przeciwnikami.

Mecz reklamowany był przez gospodarzy i władze ligi jako spotkanie 26 mistrzowskich tytułów. Rzeczywiście, Śląsk w klubowej gablocie z trofeami posiada aż 17 – najwięcej w historii – złotych medali MP, gdynianie mogą pochwalić się dziewięcioma.

W szeregach miejscowych ponownie zabrakło Bena Emelogu. Amerykaninowi rzekomo nadal doskwiera uraz kręgosłupa. Wygląda jednak na to, że jego dni w Trójmieście są policzone, a Przemysław Frasunkiewicz, mówiąc o wymianie graczy, miał na myśli właśnie Emelogu.

Mecz rozpoczął się uczczeniem pamięci niedawno zmarłego Kobego Bryanta. Najpierw zrobiła to cała hala, zachowując 24-sekundową ciszę, następnie oba zespoły popełniły błędy 8 i 24 sekund. To właśnie z tymi numerami występował w NBA legendarny gracz.

W pierwszej odsłonie żadnej ze stron nie udało się zaskoczyć przeciwnika. Na trafienia Josha Bostica skutecznie odpowiadał Devoe Joseph. Nie brakowało za to efektownych akcji. Jedną z nich była celna „trójka” Krzysztofa Szubargi, który trafił równo z syreną, dając gospodarzom siedmiopunktowe prowadzenie (27:20).

Dopiero w drugiej kwarcie żółto-niebiescy zabrali się za budowę przewagi. Kiedy Bostica wsparli inni Amerykanie – Leyton Hammonds oraz Phil Greene – miejscowi momentalnie odskoczyli. Do przerwy gdynianie wygrywali już 49:35.

Po zmianie stron seryjnie punktować zaczął także Bartłomiej Wołoszyn. Mądrze grający podopieczni Przemysława Frasunkiewicza nie pozwolili wrocławianom na zmniejszenie strat. Znów padły też punkty w ostatniej sekundzie. Tym razem zza łuku przymierzył Marcin Malczyk, ustalając wynik po 30 minutach na 72:51.

Ostatnia część gry nie przyniosła większych zmian. Ambitni goście wykorzystali wynikające z wysokiej przewagi rozprężenie w szeregach gdynian i nieco zmniejszyli rozmiary porażki. Dominacja miejscowych nie podlegała jednak wątpliwości. Asseco Arka pokonała WKS Śląsk Wrocław 86:73 i powiększyła dystans nad peletonem drużyn goniących ją w tabeli.

W następną niedzielę (9 lutego) graczy trenera Frasunkiewicza czeka bardzo ważne domowe spotkanie z trzecim w tabeli Startem Lublin. Początek o nietypowej porze – 14.30. Starcie z drużyną z Lublina będzie ostatnim meczem żółto-niebieskich przed organizowanym w Warszawie turniejem finałowym Suzuki Pucharu Polski. W ćwierćfinale gdynianie trafili na Polski Cukier Toruń.

W turnieju tym zagrają również koszykarze Trefla Sopot – oni w ćwierćfinale zmierzą się ze Stelmetem Zielona Góra. Z kolei w ostatnim meczu Energa Baskte Ligi sopocianie przegrali na wyjeździe z PGE Spójnią Stargard 69:78. Najskuteczniejszy w zespole gości był Carlos Medlock (20 pkt), po 10 punktów dołożyli bracia Łukasz i Michał Kolendowie oraz Jeff Roberson. Z bilansem 10-9 Trefl zajmuje obecnie 6. miejsce w tabeli. Asseco Arka jest 4. (13-6).

 Asseco Arka Gdynia – WKS Śląsk Wrocław 86:73

 Kwarty: 27:20, 22:15, 23:16, 14:22

Asseco Arka: Bostic 21 (2), Wołoszyn 19 (4), Szubarga 10 (1), Hammonds 8 (1), Hrycaniuk 4 oraz Greene 11 (1), Malczyk 6 (2), Upson 4, Wyka 3 (1), Szelągowski 0.

Śląsk: Joseph 18 (2), Łączyński 16 (4), Wojciechowski 8 (1), Gabiński 2, Humphrey 2 oraz Dziewa 13 (1), Chrabascz 12 (2), Gibson 2, Musiał 0.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNaukowcy dowiedli, że sport działa na mózg jak kawa
Następny artykułRuszyła polkowicka jadłodzielnia