A A+ A++


Zobacz wideo

Mamy 2035, najwyżej 2040 rok. Katastrofa Kościoła w Polsce się dopełniła. Starsze pokolenia katolików odeszły, a młodsze dawno już zobojętniały na los tej instytucji. W parafiach brakuje zarówno księży, jak i wiernych. Nie ma z czego utrzymywać kościołów. Te zabytkowe stają czymś na kształt muzeów, które finansuje państwo, by Polacy mogli je zwiedzać. Architektoniczne “potworki” z lat 90. XX wieku mogą być już zdesakralizowane i zamienione na restauracje lub mieszkania. O arcybiskupie Stanisławie Gądeckim czy kardynale Marku Jędraszewskim mało kto pamięta. A jeśli już, to jako o “grabarzach” ostatnich szans na odrodzenie Kościoła w Polsce.

To scenariusz kreślony przez prof. Tomasza Polaka, byłego księdza, filozofa i współtwórcę Pracowni Pytań Granicznych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jego zdaniem ta wizja może się spełnić, jeśli Kościół szybko się nie zreformuje. – Ale szanse na to są nikłe. Jądro systemu kościelnego jest nienaruszalne. Dlatego gdyby zmiany go sięgnęły, to ono by się unicestwiło. Mogą zmieniać się jedynie powłoki systemu, a to niewiele zmienia. Dopełnienie się katastrofy Kościoła jest nieuchronne – stwierdza mój rozmówca.

“Dla Kościoła to groza”

W ocenie prof. Polaka katastrofa Kościoła pełzała od lat, a dojście PiS do władzy w 2015 roku tylko przyspieszyło ten proces. Sojusz biskupów z rządzącymi pogłębił kryzys autorytetu Kościoła i otwarł na oścież bramy do jego katastrofy.

Nad pierwszą bramą wisi tabliczka z napisem “Masowy odpływ wiernych”. Główny Urząd Statystyczny podał, że między 2011 a 2021 rokiem liczba Polek i Polaków, którzy deklarują się jako katolicy, zmniejszyła się aż o 6,6 mln. Z badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego wynika, że szybko też ubywa osób chodzących na msze. O ile w 2011 roku było ich 40 proc., to w 2022 już tylko 29 proc.

Druga brama: “Spadek poziomu religijności w grupie młodych”. Według danych CBOS w 1992 roku prawie 3/4 Polaków w wieku 18-24 lata deklarowało regularny udział w praktykach religijnych, a w 2022 roku – mniej niż jedna osoba na cztery. – W dużych miastach uczniowie masowo wypisują się z lekcji religii. Tam zbliżamy się do granicy, po przekroczeniu której państwo nie będzie już musiało negocjować z Kościołem zmniejszenia liczby godzin katechezy w szkole, bo po prostu zabraknie chętnych, by w tych zajęciach uczestniczyć – ocenia prof. Polak.

Trzecia brama: “Kryzys powołań”. Tylko w 2023 roku ich liczba zmniejszyła się o 30 proc., a w ciągu 20 lat o 60 proc. – W ostatnim czasie do niektórych seminariów nie zgłosili się żadni alumni, przez co trzeba było je zamknąć. W latach 80. i 90. byłem rektorem seminarium, a teraz wykładam na świeckiej uczelni. Mogę porównać ówczesnych i dzisiejszych młodych, z którymi pracuję. Dla ok. 99 proc. tych ostatnich wstąpienie do seminarium jest czymś niewyobrażalnym. Nawet jeśli część z nich wychowała się w katolickich rodzinach, to dziś Kościół jest im – w najlepszym przypadku – całkowicie obojętny. Nawet gdyby miał im coś do zaoferowania, a nie ma, to nie byliby tym zainteresowani. Niektórzy mają lewicowy światopogląd, są osobami LGBT i pozostają bardzo negatywnie nastawieni do tej instytucji – podkreśla.

Jego zdaniem kryzys powołań jest nie do zatrzymania, a to tylko spotęguje problemy Kościoła. – Już dzisiaj diecezje mają poważny kłopot z zastępowaniem starych księży młodymi. A gdy ustanie ta wymiana pokoleń, Kościół instytucjonalny się zwinie. Dla niego to groza. W niektórych diecezjach trzeba będzie łączyć parafie, by w ogóle miał tam kto odprawiać msze. Wakaty pozostaną nieobsadzone – prognozuje mój rozmówca.

Kościelne finanse. “Źródło wyschnie”

Jednak w ocenie prof. Polaka najbardziej bolesny, bo finansowy kryzys Kościół ma jeszcze przed sobą. Pogrąży tę instytucję dopiero, gdy wymrą starsze pokolenia. Ale jego pierwszych odsłon można się spodziewać wcześniej. Już teraz rząd Donalda Tuska zamierza zlikwidować Fundusz Kościelny i zastąpić go dobrowolnymi odpisami podatkowymi. – Tymczasem biskupi i księża usilnie pracują nad tym, by zrujnować autorytet swojej instytucji. To, z kolei, może spowodować, że większość Polaków nie będzie chciała dzielić się z Kościołem swoimi podatkami – mówi.

Nadal jednak pozostają Kościołowi ogromne transfery z budżetu państwa. To miliardy złotych rocznie, które idą m.in. na dofinansowanie różnych kościelnych instytucji, remonty zabytków w świątyniach, a także opłacanie pensji katechetów i kapelanów. Każdy rząd przeznaczał na to publiczne pieniądze, ale żaden nie był tak szczodry dla Kościoła jak ten Zjednoczonej Prawicy.

– Może także dlatego biskupi związali się z PiS, bo chcieli wykonać ruch wyprzedzający przed nadchodzącym kryzysem finansowym swojej instytucji. Dzięki sojuszowi z partią Jarosława Kaczyńskiego udało się poszerzyć kanały finansowania Kościoła z budżetu państwa. Ale sądzę, że w najbliższym czasie to źródło wyschnie. Już lata temu mój przyjaciel ksiądz powiedział, że obecne pokolenie biskupów ma jeszcze zapewnione utrzymanie, i to na bogato, ale następne już nie może na to liczyć. W pełni się z tym zgadzam – przyznaje filozof i były ksiądz.

“Biskupi za PiS poczuli, że złapali pana Boga za nogi”

W opinii prof. Tomasza Polaka PiS zapewniało Kościołowi nie tylko wyżywienie, ale również podsuwało społeczeństwu jego strawę ideologiczną. – Chodzi o ideologię katolicko-narodową, która powstała jeszcze w XIX wieku. Według niej Kościół miał być w centrum odrodzonego państwa i przeciwstawiać się złym wpływom Europy Zachodniej, które rzekomo zagrażały moralności Polaków. Jednocześnie Polska katolicka miała być murem obronnym dla barbarzyństwa płynącego ze Wschodu. Ta wizja pozostawała bliska wszystkim prymasom XX wieku, ale też Karolowi Wojtyle – tłumaczy.

Jak dodaje, utknęli w niej również dzisiejsi biskupi. Kiedy więc PiS wygrało wybory w 2015 roku, to hierarchowie Kościoła w Polsce poczuli, że “złapali pana Boga za nogi”. Bo partia Kaczyńskiego dawała im nadzieję na odrodzenie katolicko-narodowej wspólnoty. – Najśmieszniejsze jest to, że gdy ostatnio PiS przegrało, to biskupi nie wyciągnęli żadnych wniosków. Jakby nic się nie stało. Dalej trzymają się tej archaicznej wizji Polski, która rujnuje ich autorytet. Skończy się to katastrofą Kościoła, bo straci resztki posłuchu wśród młodych i pozostałych grup społeczeństwa. Po prostu przegra – stwierdza.

Jego zdaniem Kościół w Polsce nie jest zdolny do autorefleksji ani nie umie reagować na zmiany. Dlatego nie ma mowy, by próbował reformować się jak jego odpowiednik w Niemczech. – Ten usiłuje dostosować się do potrzeb laickiego społeczeństwa demokratycznego. Np. chce dopuścić kobiety do posługi kapłańskiej i przestać stygmatyzować osoby LGBT. Episkopat współpracuje w tym ze świeckimi katolikami, ale jest to torpedowane przez instytucje watykańskie i konserwatywną część Kościoła, która mówi, że reformy doprowadzą do jego upadku – opisuje.

W Polsce podobne propozycje zmian wysuwa np. Kongres Katoliczek i Katolików, ale nie znajduje to posłuchu wśród hierarchów. – Biskupi budują wielki mur z napisem “Nie!”, o który rozbijają się wszelkie sugestie zmian. Dlatego nie ma na nie szans. A gdyby nawet były, nic by to nie dało. Problem jest tak głęboki, że ewentualne zmiany to tylko próba “reanimowania trupa”. Większość obywatelek i obywateli już nie chce angażować się w przyszłość Kościoła. Zmiany są jej zupełnie obojętne. Poza tym mogą być tylko powierzchowne, bo sam kościelny system jest niereformowalny. Gdyby się istotnie zmienił, musiałby upaść – podkreśla.

Wykładowca zwraca uwagę, że wcześniej za zmianami społecznymi próbowały już nadążyć Kościoły protestanckie, ale również na nic się to zdało. – Np. lata temu dopuściły kobiety do urzędów pastorskich, a nawet biskupich. Zmieniły też nastawienie do związków osób LGBT. Jednak siła społeczna tych Kościołów wcale przez to nie wzrosła. Słabnie tak samo jak Kościoła katolickiego. Bo to zmiany spóźnione i nieadekwatne do sytuacji – mówi prof. Tomasz Polak.

Upadek Kościoła i co dalej?

Mamy więc 2035, najwyżej 2040 rok. Zdaniem mojego rozmówcy Kościół katolicki nie ma już wpływu na życie społeczne w Polsce. Nie może dyktować politykom paragrafów prawa, które np. zakazują aborcji czy in vitro. – Prawica już nie potrzebuje Kościoła, bo nie stoi za nim znacząca część społeczeństwa. Takim partiom pewnie udaje się zbudować jakąś ideologię z nowym punktem odniesienia. Wygrywa pragmatyzm – opisuje mój rozmówca.

Czy spełni się groźba Kościoła, według której społeczeństwo pogrąży się w nihilizmie? – To nieporozumienie. System wartości Polek i Polaków już teraz jest w znacznym stopniu niezależny od Kościoła. Laickie zasady etyczne wcale nie są gorsze niż te katolickie, a wręcz często lepsze. Dlatego upadek Kościoła niewiele zmieni w Polsce. Już nie. Większość społeczeństwa, nawet jeśli zachowuje katolickie zwyczaje, to nie przejmuje się naukami Kościoła. Oczywiście, część biskupów i księży będzie nadal groziła moralnym upadkiem narodu, może będzie się też radykalizowała i zamykała w oblężonej twierdzy. Ale to droga ku przepaści – prognozuje.

Tomasz Polak był księdzem przez prawie 30 lat. Jak mówi, erozja jego powołania trwała długo, ale przyspieszyła ją sprawa arcybiskupa Juliusza Paetza, który seksualnie wykorzystywał kleryków. – To był pierwszy taki akcelerator, a później doszły inne. Dzięki nim zyskałem wgląd w patologie Kościoła. Dojrzewałem do uniezależnienia się od tej instytucji. W końcu poczułem, że dotąd płynąłem w jakimś ciasnym kanale, a wcale nie muszę. Podjąłem istotne decyzje: odszedłem z kapłaństwa i dokonałem apostazji. Wypłynąłem na szerokie wody – podsumowuje wykładowca Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Napisz do autora: [email protected]

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułFinał Miss Polonia Województwa Lubelskiego już jutro. O koronę powalczą także mieszkanki powiatu
Następny artykułMazowiecki konserwator zabytków odwołany, ale to nie kończy sprawy. Jest wniosek o pilną kontrolę NIK