Dlaczego?
To mocne określenie, ale oddaje to, co czuje większość Ukraińców. Wyobraź sobie, że pijany sąsiad włamał się do twojego mieszkania, zabił ci dziecko i na twoich oczach zgwałcił żonę. Oczywiście będziesz odczuwać wiele emocji, ale wściekłość jest tą wszechogarniającą, bo to uczucie, które nie zanika.
Czytaj też: Odbudowa po wojnie. Ukraina może czerpać z polskich doświadczeń. Nasze firmy na „pole position” w wyścigu po kontrakty
Co zapamiętałeś z początku wojny?
Pamiętam tę noc. Właśnie kończyłem pracę nad jednym z numerów „Forbesa” i wróciłem późno do domu, około jedenastej wieczorem. O piątej rano obudziła mnie zdenerwowana żona, mówiąc, że zaczęła się wojna. Zrobiło się bardzo głośno, bo mieszkamy niedaleko lotniska Kijów-Hostomel, które było mocno bombardowane, ostrzeliwane rakietami. Te pierwsze godziny były dość dziwne, byłem w jakimś emocjonalnym odrętwieniu. Poszedłem nawet do sklepu po jogurt dla dziecka i kupiłem tylko ten jogurt, kiedy wszyscy inni robili wielkie zakupy, zaopatrzenie w żywność na czarną godzinę. W tym czasie samoloty, myśliwce i rosyjskie helikoptery nadlatywały ciągle nad lotnisko Hostomel, Rosjanie chcieli się desantować. Moja córka bardzo się bała, płakała i to mnie w pewnym sensie obudziło. Pomyślałem: co my tu jeszcze robimy? Wsiedliśmy w samochód, pojechaliśmy do Kijowa, zabraliśmy trochę rzeczy i stamtąd do małego Kaniowa, gdzie spędziliśmy noc u znajomych. W ciągu dwóch dni udało nam się dotrzeć do obwodu iwanofrankowskiego na zachodzie Ukrainy. W tym czasie znajdowała się tam już większość redakcji, bo nasza firma wynajęła hotel, który stał się już naszą bazą wypadową. I to tam zaczęliśmy od razu działać.
Ukraiński „Forbes”
Fot.: Forbes
Czyli ukraiński „Forbes” zaczął pracować z tej małej miejscowości?
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS