Cochise wrócili do w pubu „Pod ratuszem”, ponownie grając dla pełnej sali. – Cieszymy się, że znowu możemy się zobaczyć! – podkreślał wokalista Paweł Małaszyński. Prace nad ósmym albumem grupy opóźniły się, dlatego zespół zaprezentował przekrojowy repertuar, w tym kilka premierowych utworów, które już na wiosnę ukażą się na „Cochise”. Niestety wszystko wskazuje na to, że ten bardzo udany koncert mógł być jednym z ostatnich w tym miejscu.
Cochise grali jak dotąd w Łomży trzykrotnie, w latach 2015, 2018 i w roku ubiegłym. Poprzedni koncert odbył się w styczniu, tak więc minęło niewiele ponad rok i białostocka formacja ponownie pojawiła się w Łomży. Byl to jej trzeci z rzędu koncert w pubie „Pod ratuszem” na Starym Rynku. Zespół wraca tam chętnie i nieprzypadkowo, doceniając świetną atmosferę i życzliwe przyjęcie. Dochodzi do tego spore zainteresowanie, bo każdy z tych koncertów był wyprzedany, podobnie zresztą jak i ostatni, a bawili się na nim fani zespołu nie tylko z Łomży, ale też sporo przyjezdnych – ci, którzy nie pomyśleli o wcześniejszym kupieniu biletów, nie mieli szans na wejście, bo lokal nie jest duży. Podczas poprzedniego występu Cochise promowali ostatni, jak dotąd, album „The World Upside Down”, zapowiadając, że już we wrześniu wydadzą nowy, już ósmy krążek.
Z różnych przyczyn premiera tej płyty opóźniła się, ale materiał jest już na ukończeniu i ma ukazać się niebawem. Już poprzednio zespół zagrał przedpremierowo numer z tej płyty „Say2You” oraz przeróbkę wielkiego przeboju Elvisa Presleya „Burning Love”, który również ma na nią trafić. Powtórzył je również na swoim czwartym łomżyńskim koncercie, dokładając jednak kolejny, świeży utwór „Pain Of Hope”, o którym gitarzysta Wojciech Napora powiedział, że został ukończony na scenie pubu podczas poprzedniej wizyty Cochise w Łomży. Repertuar był przekrojowy, od nowości do starszych utworów, jak „Destroy The Angels” czy instrumentalna „Coma” z debiutu „Still Alive”, a zespół ponownie potwierdził, że na żywo wypada bardzo przekonująco, napędzany przez wyśmienitą sekcję Radek Jasiński i Grzegorz Hiero – potrafiącą wysunąć się na plan pierwszy, ale też perfekcyjnie dopełniającą solowe popisy gitarzysty Wojciecha Napory. Tradycyjnie już Cochise sięgnęli też po kolejne, oprócz utworu Elvisa, covery wykonując takie klasyki jak: „521”, czyli „Five To One” The Doors, dedykowany zmarłemu akurat tego dnia rosyjskiemu opozycjoniście Aleksiejowi Nawalnemu, przejmujący „The Weeping Song” Nicka Cave’a & The Bad Seeds, dopełniony, tak jak w wersji studyjnej z albumu „The World Upside Down”, cytatem z „Another Brick On The Wall Part 2” Pink Floyd oraz rozbudowany, również robiący wielkie wrażenie, mroczny „Lick The Blood Off My Hands” Danzig.
Publiczność wymogła na zespole bis. Został on zapowiedziany jako utwór o seksie, tak więc niektórzy z fanów liczyli, że Cochise zagrają własną wersję evergreenu „The House Of The Rising Sun”, który przygotowali na potrzeby serialu „Zdrada”. Tym większe było zaskoczenie, kiedy zespół pożegnał się z fanami siarczystą wersją „Pretty Vacant” Sex Pistols, potwierdzając, że czuje się doskonale również w punkowej odsłonie. Tym większa szkoda, że ten bardzo udany koncert mógł być jednym z ostatnich, w trwającej 7,5 roku, historii pubu „Pod ratuszem” – na przeszkodzie jego dalszego funkcjonowania stoją względy lokalowe.
Wojciech Chamryk
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS