Andrzej Faber urodził się w 1951 roku w Trzeszkowicach, w gminie Mełgiew. Jest absolwentem Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Lublinie. Jego prace były prezentowane na wystawach zbiorowych, a jego pierwszą indywidualną wystawę można było niedawno oglądać w Galerii „Za Szybą” Miejskiego Ośrodka Kultury (o wernisażu pisaliśmy tutaj https://glosswidnika.pl/wspomnienia-obrazami-malowane/).
– Jak się zaczęło pańskie malowanie?
– Dość wcześnie. Chodziłem do szkoły w Świdniku i już wtedy, uczniom i nauczycielom, dałem się poznać jako rysownik koni. Przejawiając zdolności artystyczne, trafiłem do Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych w Lublinie, które ukończyłem w 1970 r. W bardzo wczesnym okresie zajmowałem się grafiką, której wystawy robiłem jeszcze w szkole. Także tkaniną artystyczną. Po szkole zdawałem na architekturę wnętrz w Warszawie, ale nie dostałem się z braku miejsc. Zatrudniłem się wówczas w LSS w Lublinie przy ul. Szambelańskiej jako dekorator. Po służbie wojskowej wróciłem do pracy. W 1973 roku dostałem zlecenie zaprojektowania nowego wnętrza Urzędu Stanu Cywilnego w Świdniku. Znajdował się on wówczas w budynku dzisiejszej Biblioteki. Zrobiłem projekt, wykonując też samodzielnie część prac plastycznych, no i tak się złożyło, że jako pierwsza para braliśmy z żoną ślub w tym nowym pomieszczeniu USC. A było to 26 grudnia 1973 roku.
– Ale ślub nie był w pakiecie i umowie z USC?
– No nie…, przypadek. Pracowałem około 14 lat jako dekorator w pracowni plastycznej Wojewódzkiego Związku Gminnych Spółdzielni, gdzie wykonywaliśmy wystroje wnętrz w sieciach handlowych oraz w nowych obiektach. W latach 80. zaczęły się trudne czasy dla dekoratorów i plastyków, brakowało materiałów, nie było co robić i trzeba było szukać nowego zajęcia. Poszedłem więc na kurs stolarski, a później podjąłem pracę w WSK Świdnik, gdzie wykonywałem formy do tłoczenia blach. Dość szybko zostałem technologiem na wydziale stolarni i pracowałem tam do emerytury, na którą odszedłem 1 stycznia 2016 roku. Zajęty pracą oraz rodziną, kiedyś malowałem sporadycznie, zwykle kilka miesięcy w roku, ale jak teraz patrzę na wystawioną kolekcję, wychodzi na to, że mój najbardziej płodny artystycznie czas to ostatni okres, czyli lata 2020 -2023. Wyjątkowo rzadko malowałem na zamówienie, z reguły to była wewnętrzna potrzeba. Nie licząc wystaw w szkole, jest to moja pierwsza indywidualna wystawa, ponieważ wcześniej prezentowałem swoje prace w ramach wystaw zbiorowych Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Świdniku. Pierwsza była, jak pamiętam, w klubie Iskra, następne m. in. w Miejsko-Powiatowej Bibliotece Publicznej.
– Co przygotował Pan na wystawę?
– Większość z tego, co zostało z moich prac w domu, bo wiele innych jest już w prywatnych domach. Jest tu obraz z roku 1970, namalowany tuż po maturze jako prezent dla mojej przyszłej żony, jest też jeden z 1993 roku. Prezentowane tkaniny artystyczne, ostatnie jakie mi zostały, mają już ponad 40 lat. W tamtym okresie były dla mnie pewnym wyzwaniem, którego chciałem się podjąć, robiąc je na własnoręcznie skonstruowanych krosnach. Wystawiam też tryptyk z morzem, gdzie pierwszy obraz powstał w 1982 roku. Potem w 2020 roku namalowałem drugi obraz będący, w sensie kompozycji i kolorów, ale już niekoniecznie nastroju, kontynuacją pierwszego. Natomiast w roku 2023 powstał trzeci, będący dopełnieniem dwóch pierwszych, choć o trochę innej dynamice. Ostatnie moje pejzaże mają mniej realności, a wyróżniają się trochę abstrakcyjną nutą, gdzie większy nacisk położyłem na formę i kolorystykę. Zapragnąłem je potraktować bardziej graficznie i symbolicznie.
Druga część wystawy, jakby w kontraście do pejzaży i abstrakcji, to obrazy koni, bo to jest ważny element mojej twórczości i chciałem też pokazać różnorodność prac. Konie wzięły się, jak już wspominałem, z fascynacji istniejącej od wczesnego dzieciństwa. Większość tych obrazów jest w innych domach, a tutaj można zobaczyć głównie te z ostatnich lat.
– Jakie techniki malarskie Pan stosuje?
– Wcześniej malowałem farbami olejnymi, co mówiąc szczerze, było dość kłopotliwe dla rodziny, gdyż malowałem w mieszkaniu, a zapachy stosowanych środków były uciążliwe. Na szczęście mam wyrozumiałą żonę. W ostatnich latach przerzuciłem się na malarstwo akrylowe, gdzie farby są bezzapachowe i znacznie bardziej znośne dla otoczenia.
– A jakie ma Pan artystyczne plany?
– W najbliższym czasie chciałbym skoncentrować się na portretach. Już wcześniej je malowałem, ale chciałbym wejść w ten obszar nieco głębiej. Jest to dla mnie kolejne wyzwanie, z którym chciałbym się zmierzyć.
Mariusz Kozak
Last modified: 29 stycznia, 2024
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS