Kurz nie opadł i jeszcze długo nie opadnie po sensacyjnym czwartku, który został zwieńczony potwierdzeniem jednego z największych transferów w historii F1. W wielu obszarach zmieni ten sport o 180 stopni, ponieważ najbardziej utytułowany kierowca zamieni zespół dominujący w erze hybrydowej na ekipę, która nie może wywalczyć żadnego tytułu od 2008 roku.
Nadrzędna rola Johna Elkanna i olbrzymie pieniądze na stole
Co w zasadzie przekonało Lewisa i czy faktycznie ostateczna decyzja zapadła z dnia na dzień? Takie dwa pytania musiały pojawić się w głowie każdego obserwatora czytającego w czwartek największe media. Wszakże od momentu wypuszczenia pierwszej plotki do wydania “oficjalki” nie minęły nawet 24 godziny.
Teoretycznie istniałyby przesłanki ku temu, że faktycznie transfer dopięto z dnia na dzień. Toto Wolff dowiedział się o nim dopiero środowego poranka, a osoby bliskie 39-latkowi dopiero wieczorem, co ujawnił jego brat, Nicolas. Wiadomo natomiast, że tak nie było i tym bardziej należą się brawa dla Ferrari oraz Hamiltona za trzymanie tego w tak długiej tajemnicy.
Niewykluczone bowiem, że gdyby nie farsa z odrzuconym wnioskiem Michaela Andrettiego, cały świat dowiedziałby się o transferze dopiero z oficjalnych komunikatów. Tak natomiast najpierw pojawiły się przecieki, a jeszcze wcześniej sygnały, że może on się zmaterializować. Brak potwierdzenia przedłużenia umowy Carlosa Sainza czy powrót do współpracy z Markiem Hynesem to tylko pierwsze z brzegu przykłady.
Prawdziwe podwaliny zaczęły się jednak już w 2023 roku, o czym zresztą wielokrotnie pisaliśmy na naszej stronie. Wydawało się, że sierpniowe ogłoszenie Mercedesa raz na zawsze zamknie temat przejścia Lewisa do Ferrari, ale w rzeczywistości był to jego dopiero początek. To wtedy – zdaniem Lawrence’a Barretto z F1 – Brytyjczyk miał nie otrzymać odpowiedniego kontraktu.
Jak wiadomo, zdecydowano się na umowę 1+1, która była efektem kompromisu między obiema stronami. Lewis miał oczekiwać trzyletniego porozumienia, a Mercedes zaledwie jednorocznego. W tym samym czasie nasiliły się telefony od Johna Elkanna, który namawiał go na transfer już od okolic GP Monako
Tajemnicą poliszynela jest to, że prezes Ferrari za nadrzędny cel postawił sobie sprowadzenie siedmiokrotnego mistrza świata i ww. sytuacja była idealną do tego okazją. Wystarczyło bowiem spełnić warunki kierowcy. I tak Hamilton (prawdopodobnie, bo w oficjalnym komunikacie Scuderia zamieściła jedynie wzmiankę o wieloletniej umowie) dostał kontrakt 2+1, a do tego sowite wynagrodzenie.
Nie można pominąć tego wątku, zważywszy na sugestie Formu1a.uno, że będzie inkasował rocznie około 100 milionów euro (licząc podstawową pensją wynoszącą około 45-50 milionów, premie, sponsorów i prawa do wizerunku). O takiej gaży wcześniej w F1 mógł jedynie pomarzyć Michael Schumacher. Dodatkowo, Elkann miał spełnić życzenie asa ze Stevenage dot. inwestycji w jego organizację Mission 44 (1/4 pensji Hamiltona będzie na nią przeznaczana) i zaoferować utworzenie własnego funduszu inwestycyjnego.
Kolejny aspekt dotyczył gwarancji czysto sportowych. Te związane były z jednostką napędową na sezon 2026, która ma osiągać świetne wyniki na stanowiskach testowych. Nie jest to naturalnie pierwszyzna dla Hamiltona. W 2012 roku podobny zabieg względem niego zastosował sam Mercedes, co później doprowadziło do wspólnego zdominowania ery hybrydowej.
Oczywiście w tej kwestii należy wspomnieć o drugiej stronie medalu, czyli formie sportowej Niemców. Ta od sezonu 2022 roku na pewno nie satysfakcjonuje Lewisa, tym bardziej że zespół nie słuchał go w kwestii rozwojów maszyn W13 i W14. Jest to o tyle interesujące, że jego stronę – a nie Mike’a Elliotta – trzymał Loic Serra, który od 2025 roku będzie inżynierem Scuderii.
Włoskie media są przekonane, że przejście 51-latka też miało wpływ na decyzję kierowcy. Co więcej, nie brakuje doniesień, jakoby Brytyjczyk miał pociągnąć za sobą do Maranello z Brackley innych speców. Już spekuluje się w tym kontekście o Peterze Bonningtonie oraz Riccardo Musconim, o czym napisała La Gazzetta Dello Sport.
Nie wolno zapominać w tym wszystkim o klasycznych argumentach, na jakie powołuje się Hamilton. Chęć spróbowania nowego wyzwania i spełnienia marzenia z dzieciństwa w wieku 39 lat jest jak najbardziej zrozumiała, biorąc pod uwagę, że to będzie jego finalna umowa w F1. Pośrednią rolę musiała odegrać również znajomość z Frederikiem Vasseurem, dla którego ścigał się w GP2.
Gdzie w tym wszystkim Charles Leclerc?
Zatrudnienie Lewisa jest dla Ferrari pod wieloma względami strzałem w dziesiątkę. Przede wszystkim marketingowo-finansowym, co dobitnie pokazują wartości na nowojorskiej giełdzie. Zagadką pozostaje to, czy podobne myśli towarzyszą Charlesowi Leclercowi.
Kiedy 25 stycznia włoska stajnia potwierdziła podpisanie z nim kolejnej wieloletniej umowy ze znaczną podwyżką – bez jakiejkolwiek informacji o Sainzu – każdy kibic uznał to za akt wskazania jej lidera na kolejne sezony. Tymczasem przyjście Hamiltona zdecydowanie zmienia tę optykę.
Panują sprzeczne informacje co do świadomości Monakijczyka o takim transferze w momencie finalizacji swojego kontraktu. Formu1a.uno przekonuje, że dobrze o nim wiedział i czeka na bezpośrednią rywalizację z wielokrotnym czempionem, zaś Corriere dello Sport twierdzi, że było to dla niego zaskoczenie okraszone dużym rozczarowaniem.
Nawet jeżeli 26-latek szukałby możliwości ucieczki z Maranello, do sezonu 2026 jest to niemożliwe. Dopiero wtedy uaktywni się klauzula pozwalająca mu na to, a tak związany jest porozumieniem do kampanii 2028 (z powodu umowy 2+2). Jednakże niewiele wskazuje, że będzie próbował unikać starcia zespołowego z Lewisem. Pokonanie go byłoby doskonałym potwierdzeniem niesamowitego talentu.
Co zrobi teraz Mercedes?
Ekipa z Brackley znalazła się w nieciekawym położeniu, ponieważ po sezonie 2024 straci swojego niekwestionowanego lidera. Kto przejmie po nim pałeczkę? Wszystko wskazuje na George’a Russella, co zasugerował Wolff na piątkowym spotkaniu z mediami:
“Fakt, iż mamy u siebie George’a jest świetny dla zespołu. Przez ostatnie dwa lata był blisko Lewisa i nic między nimi się nie działo. Dzięki świadomości posiadania kierowcy na takim poziomie decyzja ws. drugiego fotela jest znacznie łatwiejsza. Nie zastanowiłem się jeszcze z zespołem, w jakim kierunku chcemy iść”, powiedział Austriak, cytowany przez PlanetF1.
“Początkujący czy doświadczony kierowca. Nie wiem jeszcze, co będzie najlepsze dla potencjalnego kierowcy i przyszłości zespołu. Gdybym dwa dni temu usłyszał, że Lewis przechodzi do Ferrari, nie sądziłbym, że to możliwe. Sytuacje mogą zmieniać się bardzo szybko. Kontrakty są tak konstruowane, jak kierowcy i zespoły chcą się ścigać. Nikt nie wie, co dzieje się na tym rynku.”
Postawienie na Russella w roli “jedynki” mocno obniża prawdopodobieństwo ściągnięcia Fernando Alonso, którego brytyjska prasa wytypowała na idealnego następcę Hamiltona. Wobec tego odpada też opcja z innym wielokrotnym mistrzem świata, czyli Sebastianem Vettelem, który z racji narodowości niejednokrotnie był łączony z Mercedesem. Zresztą Wolff wprost przyznał, że comeback Niemca do sportu w rodzimych barwach jest wykluczony:
“Podjął już decyzję, że nie będzie się dalej ścigał. Rozmawiamy bardzo często i wczoraj też dyskutowaliśmy, natomiast nie chodziło o kwestię ścigania się dla nas w przyszłości.”
Z czysto sportowego punktu widzenia najrozsądniejszą opcją dla Srebrnych Strzał wydaje się zatem pozyskanie Carlosa Sainza. Hiszpan kreowany jest przez media jako ekskluzywna “dwójka” i swoją wartość udowodnił już w Scuderii.
Według wielu źródeł, wysoko stoją akcje Alexa Albona, który na pewno będzie rozglądał się za lepszymi opcjami po zakończeniu aktualnej relacji z Williamsem. Wątek Taja jest interesujący z innego względu, ponieważ ponownie jego usługami miał zainteresować się Red Bull. Wczoraj Peter Windsor podał plotkę, że otrzymał od Byków ofertę trzyletniej współpracy, począwszy od 2025 roku.
Wracając jednak do Mercedesa, należy także wspomnieć o sugestiach włoskich mediów, które wykreowały idealnego dla siebie kandydata do partnerowania Russellowi. Mowa o Kimim Antonellim, czyli największym talencie niemieckiej szkółki juniorów, który od razu został umieszczony w F2 (z pominięciem F3). Do tego tematu odniósł się nawet sam Wolff:
“Kimi działa w Mercedesie od skończenia 11 lat, jest członkiem akademii, a jego kariera juniorska była bardzo udana. Na tym etapie najważniejsze jest, aby skoncentrował się na F2, a jak zaczniemy mieszać mu w głowie i robić różne plotki, nie pomoże mu to w tej serii. Dopiero opuścił serie kartingowe i nie ma nawet 18 lat. Wolałbym nie siać żadnych spekulacji wokół tematu wejścia Kimiego do F1.”
Co z Carlosem Sainzem?
Na koniec nie można pominąć tematu Hiszpana, który stał się największym przegranym decyzji Elkanna i Hamiltona. Nie dał bowiem żadnego powodu Ferrari do zwątpienia w jego umiejętności, a w 2023 roku był jedynym kierowcą, który zatrzymał dominację Red Bulla.
Dzięki temu Carlos nie będzie chociaż musiał obawiać się o swoją przyszłość. Medialne doniesienia – w tym dostarczone przez Lawrence’a Barretto – wskazują na to, że jego usługami interesują się Aston Martin, Audi, Alpine i Williams. Nie można też wykluczyć opcji Mercedesa i potencjalnego powrotu do pary Verstappen-Sainz w rodzinie Red Bulla. Tym razem już w głównym teamie.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS